Żywołapka

617 54 102
                                    

Alastor wariował. Nie dało się inaczej wyjaśnić tego, że rozsyłał najpierw swoje cienie po całym hotelu, żeby tylko sprawdzić, gdzie nie ma Upadłego, aby on sam mógł tam bezpiecznie wejść. 

On. Radiowy, kurwa, demon. 

Czy tylko on uważał to za absurd? 

Lucyfer był wszędzie. Czuł jego jabłkowy zapach w każdym hotelowym pokoju, wszak tylko on miał na punkcie tych owoców tak wielką obsesję, że nie wystarczała mu jego historia znana całej ludzkości, czy nawet zdobiona laska i cyrkowy kapelusz. Nie. On nawet musiał kąpać się w zielonych jabłkach, jakby był chodzącym odświeżaczem powietrza. 

Głowa Alastora pulsowała boleśnie, chociaż nie walnął nią z nerwów ani razu dzisiaj o ścianę. Był zmęczony, głównie psychicznie, chociaż jego ciało też nie było w najlepszym stanie. Nic dziwnego, skoro był tak zirytowany, że nie zmrużył oka od dwóch nocy. 

Ledwo znosił entuzjazm Charlie odkąd postanowił zdobyć jej zaufanie i przeniósł się do hotelu, a teraz poza skrajną radością słyszał dodatkowo jej okresowe piski, przyozdobione jeszcze bardziej denerwującym: “Tatoooo!”

Na litość boską, ile ta dziewczyna miała lat, że reagowała tak przesadnie za każdym razem, gdy Lucyfer rzucił jakimś tandetnym żartem, dał jej kolejny, durny prezent, czy choćby bawił się z tym demonicznym kotem? 

Zadrżał na kolejny usłyszany pisk, wylewając ze swojego kubka odrobinę herbaty. Oh Deer - skrzywił się na napis, który najchętniej poprawiłby teraz na - Oh fuck, kill me, please

Nie dziwił się Angelowi, że po całym dniu wracał z roboty w tak złym stanie, skoro i on przez bite godziny musi słuchać radosnych jęków. Alastor był w tym świecie od wielu lat, a dopiero teraz miał wrażenie, że dowiedział się, co znaczy prawdziwe piekło. 

- Hyhyhyhyhy, robale…

Niffty, jedyna normalna dusza w okolicy. No dobra, normalna, to za dużo powiedziane, ale przynajmniej rozumiała Alastora, jego niechęć do innych grzeszników, potrzebę samotności i odklejenie na punkcie mordowania. 

- Nie powie mu Pan o umowie z Charlie? 

Prychnął pod nosem. Oczywiście, że nie. Nie teraz. To był jego as w rękawie, który czekał na odpowiedni moment. Miał co prawda wykorzystać samą Charlie, skoro to z nią podpisał pakt, ale dużo lepszą umową byłaby ta zawiązana z Lucyferem, który wpisałby się na jej miejsce, żeby tylko jego córka zachowała swoją duszę. 

O tym, że nie sprzedała mu duszy, Upadły nie musiał się dowiedzieć. Grunt, że Alastor będzie miał w pakcie przysługę Lucyfera, i to jego wykorzysta do własnego celu. 

Problem w tym, że jak na razie, to Lucyfer wykorzystywał jego. Bo inaczej Alastor nie potrafił nazwać tego, co mu ostatnio zrobił. Omamił, zmusił go do bezruchu, a potem narkotyzował go tymi swoimi przeklętymi mocami, które nazywał marzeniami. 

Na jego świętej pamięci matkę, przecież ten diabeł mógł go wtedy równie dobrze zgwałcić. Ba, byłoby to bardziej logiczne, niż to, co końcowo zrobił! Czyli nic. 

Dlaczego on wtedy zrobił jedno wielkie NIC? Nie, żeby Alastor odczuwał zawód, co to, to nie. Ale po pierwsze, Lucyfer spojrzał na niego zdumiony, jakby Alastor naprawdę na to czekał, a to jelenia jawnie degustowało i personalnie obrażało. A po drugie, Alastor był szczerze zdziwiony, bo zdążył już sobie rozpisać w demonicznej głowie cały obraz Lucyfera, którego znał ze wszystkich legend, powieści, plotek, ulotek, a nawet z opowiadań samej Rosie! 

Tymczasem ten przeklęty kurdupel zachowywał się zupełnie inaczej, niż Alastor sobie wyobrażał, wytrącając mu wszystkie pomysły na uprzykrzanie jego życia. Cholera, jakim cudem dosłowny grzech pychy mógłby jarać się tym, że ktoś jawnie obraża jego schizę na punkcie dziecinnych, gumowych kaczek?! 

Królewskie RadioWo Geschichten leben. Entdecke jetzt