Śniadanie

616 56 62
                                    

Radosna melodia jednej z cyrkowych piosenek rozbrzmiewała po hotelowej kuchni, docierając aż do początku salonu. Władca piekła stał nad kuchenką, nucąc sobie do kolejnych jabłkowych placków, które nalewał i zdejmował z patelni. Jego elegancki biały płaszcz wisiał niedbale na jednym z krzeseł, nie będąc teraz częścią stroju swojego właściciela. Nie żeby Lucyfer bał się zabrudzić go ciastem. Zwyczajnie było mu wygodniej robić śniadanie i podrygiwać do własnych piosenek w samej koszuli, dopasowanej kamizelce i delikatnie obcisłych spodniach. Zerknął przez ramię, kiedy usłyszał pierwszego grzesznika. 

Angel Dust wszedł niemrawo do kuchni, szurając puchatymi kapciami i zgarbiony podszedł do lodówki. Kiedy wyjął z niej mleko, a z górnej szafki płatki, to usiadł ciężko przy stole i schował zmęczoną twarz w dłonie. Poranki zdecydowanie nie były ulubioną częścią jego dnia. 

- Ciężka noc? 

Lucyfer zachichotał wdzięcznie, kiedy pajęczy chłopak podskoczył gwałtownie na krześle i krzyknął przestraszony. 

- Lucyfer! Nasz władco! Znaczy, królu najjaśniejszy! - próbował wyrzucić z siebie najbardziej odpowiednie powitanie, które będzie brzmieć jak najmniej żałośnie. 

Lucyfer pochylił się odrobinę w stronę grzesznika, wysuwając swoje ostre zęby w niewinnym uśmiechu. Domyślał się, że będą go teraz inaczej traktować, odkąd byli świadkiem ułamka jego mocy, którą pokazał podczas walki z Adamem. Z początku mówił sobie, że będzie tłumaczyć wszystkim, aby traktowali go normalnie, jednak reakcja Angel Dusta była na tyle zabawna, że Lucyfer postanowił kontynuować to przedstawienie. 

- Mistrzu piekła… - dopowiedział za Angela, proponując mu kolejne swoje tytuły. - Twórco grzechu, imperatorze zła, pogromco boskich eksterminatorów… 

Uniósł brew, starając się nie pokazywać swojego rozbawienia, kiedy Angel Dust przełknął głośno ślinę, cofając się na krześle i szczerze obawiając się o swoje grzeszne życie. 

- Ale wystarczy “Panie Lucyferze” - Posłał grzesznikowi szeroki uśmiech przyozdobiony niewinnością w oczach i dominującą pozycją w każdym ruchu. Dystyngowanie podsunął Angelowi talerz pod nos. - Głodny? 

Angel pokiwał szybko głową, nie odrywając wzroku od czerwonych oczu Lucyfera. Niepewnie wziął jeden z placków i ze skrytym przerażeniem wsadził do ust. Jak nic był pewny, że to śniadanie było jego ostatnim w pozagrobowym życiu posiłkiem. 

- Smaczne…? 

Lucyfer nie sądził, żeby Angel czuł teraz jakikolwiek smak, kiedy jego myśli były nakierowane na obawę własnej śmierci w najgorszych męczarniach. Ściągnął usta w dół, żeby się nie roześmiać na własną wyobraźnię. Bladego pojęcia nie miał co Angel widział w swojej, ale jego zwężone z przerażenia źrenice wyglądały doprawdy śmiesznie. 

- Przestań się z nim droczyć, tato. - Do kuchni weszła Charlie, która zaraz odsunęła krzesło z przyszpilonym do niego Angelem i sięgnęła po swój talerz. - Placki jabłkowe, jejku! - Jej oczy zrobiły się niemal tak wielkie, jak u jej ojca, kiedy zobaczył Kee Kee pierwszy raz od wielu lat. - Wieki ich nie jadłam! 

Ego Lucyfera wzrosło momentalnie, żeby zaraz opaść żałośnie w towarzystwie wyrzutów sumienia. Może gdyby nie odgrodził się od całego świata na lata, to dla Charlie takie śniadanie byłoby codziennością. Tak jak powinno być. 

- Nie obrazisz się, jak wezmę je na górę dla Vaggie? - Charlie zmieszana potarła kark z nerwowym uśmiechem. - Chciałybyśmy zjeść u siebie, to znaczy razem - zaśmiała się, kiedy każde wypowiedziane słowo brzmiało gorzej niż poprzednie. - Nie to, że nie chcę zjeść z tobą, tato! - Westchnęła zestresowana, przygryzła wargę. - Po prostu wiesz, my jemy zawsze na górze i…

Królewskie RadioWhere stories live. Discover now