18

10 2 0
                                    

Pojęcie szczęścia nie zawsze jest czymś prostym do rozwikłania, jednakże jest widoczne na pierwszy rzut oka.

Gdy oboje wchodzili do salonu pełnego radości i wrzawy, poczuli w sobie jakąś iskierkę empatycznego spoglądania w stronę ludzi. Jakkolwiek by to nie brzmiało, oboje marzyli, aby zostali w takiej kombinacji do końca swoich dni.

Harry nie do końca potrafił pojąć to, że każdy z nich stał się dorosły, miał własną dziewczynę, narzeczoną, męża czy żonę. To niesamowite, że zaraz po nich w kolejce pojawiło się kolejne pokolenie malutkich istot, tuptających po drewnianych panelach. To niezniszczone szczęście w kolorowych oczach.

Wewnętrznie Harry marzył o swojej własnej malutkiej kopii.

Ale tylko w akompaniamencie jego Louis'a.

To było coś niesamowitego, gdy siedzieli przy stole, ledwo się mieszcząc. Zaczęli głośno dyskutować, a Harry przeskakiwał wzrokiem po nieznajomych twarzach.

Pomimo wszystko był najbardziej w tyle, gdyż Louis spotykał czasami przyjaciół. Harry postąpił samolubnie odsuwając ich od siebie.

Jego wzrok spoczął na Niallu, który siedział obok blondynki, która zdecydowanie miała ten sam Vibe co mężczyzna. Ich córka Tracy również nie odstawała od nich optymizmem. Przypomniał sobie słowa Lauren o tym, iż gdyby ją spotkał, pokochał by ją od pierwszego spojrzenia.

I miała rację. Dziewczynka była duszą towarzystwa.

Następnie jego wzrok skierował się na Carle, czyli jego nieszczęsną licealną miłość. Teraz jej zakochany wzrok spoczywał na przystojnym Hiszpanie, który starał się ujarzmić trójkę energicznych dzieci - Maję, Sebastiana oraz Milana. Ewidentnie odziedziczyli charakter po kobiecie.

Szybko przeniósł wzrok na Luka oraz Caroline, czując lekkie pieczenie w oczach, gdy pomyślał, że ich miłość przeżyła całe liceum i kolejne lata. Ich mała córka - Kylie - definitywnie była kopią Luka.

To jak droczyła się z własną mamą, a potem śmiała się ze swoim tatą, było czymś cudownym dla oczu.

Michael, czyli ten odwieczny singiel z młodzieńczych lat, teraz obejmował swoją cudowną dziewczynę Lily. To coś niesamowitego widzieć, jak bardzo różnił się od siebie w czasach licealnych. Jego włosy i styl życia zmieniły się diametralnie, a mowa ciała zdecydowanie pokazywała, że stał się biznesmenem.

Liam siedział ze swoją dziewczyną Sophią niczym młody Bóg. Harry'emu wydawało się wręcz, że chłopak się nie starzeje, a młodnieje w oczach, mimo że wszyscy wciąż byli młodzi.

A Lauren... Harry nie mógł oderwać wzroku od tego jak ta spoglądała w stronę swojej narzeczonej Clark. Był tak cholernie szczęśliwy, że ona była szczęśliwa i jej życie układało się tak, jak chciała.

- To niesamowite, że tutaj jesteśmy i po prostu rozmawiamy. Nigdy nie sądziłam, że to wszystko znowu będzie czymś.- odparła Lauren, nagle przerywając gwar kilku rozmów na raz.

Wzrok pozostałych skupił się na niej, a uśmiech sam wcisnął się na usta.

- Nikt mi nie wmówi, że nie istnieje coś takiego jak przeznaczenie...- tym razem Caroline zabrała głos.- Wiecie, jeszcze niedawno każdy z nas miał własne życie, a teraz... Znów jesteśmy razem. To niewyobrażalne.- zaśmiała się.

- Po tym wszystkim, co nas spotkało, nie mogę zaprzeczyć temu, co powiedziała Caroline.- odparł i spojrzał na Harry'ego i Louis'a oraz ich splecione dłonie leżące na stole.- Cholera, pamiętam jak walczyliście o własną miłość i siebie nawzajem, posyłając się do grobu, a teraz patrzę na was i mam dosłownie łzy w oczach.

Two Lovers 2 || Larry Stylinson Where stories live. Discover now