- Iwanowa, jeszcze czego? Ce roboty, nie ma czasu ciebie niańczyć.

- Mogę przecież sam znale...

- Im dłużej gadacie, Wasia, tym bardziej boli mnie głowa - przerwał ojciec i machnął na syna ręką. - Powiedziałem jedziesz z Marusią - dodał, by wszelkie wątpliwości rozjaśnić.

Wasyl, marudząc pod nosem, zgarnął pieniądze z ławy. Już więcej nie protestował. 

Niewiele słów od tamtego czasu zamienili. Maria doszła do wniosku, że lepiej spędziłaby dzień w kurniku, niż z nim na mieście.

Naturalnie więc zwracała uwagę na ciekawsze rzeczy.

Muzyka zaprowadziła ją do gromadzącego się ludu. Owinięta namytką staruszka śpiewała prawosławne kolędy, obok kulawy starzec grał na fujarce. Ktoś inny brzdękał na skrzypcach, jeszcze insi do rytmu uderzali w miseczki.

Zafascynowana, próbowała wepchnąć się na przód, ale zatrzymało ją chwycenie za łokieć.

- Przestań się gubić - usłyszała marudny głos, przebijający się przez tony muzyki. Jej uśmiech słabnie, zamienia się w grymas.

- Nie zgubiłam się, nie będę za tobą biegać - zaprotestowała. Wasyl prowadził ją w kompletnie przeciwnym kierunku. 

- Nie będę cię potem szukać.

- Wcale nie musisz, wiem jak wrócić - mruknęła i dla podkreślenia swoich słów przyspieszyła.

- A masz czym? - zapytał, a jego głos nabrał cynizmu.

Otworzyła na to usta, ale ostatecznie je zamknęła. Niechętnie dała mu za wygraną.

Zapadła nieprzyjemna cisza.

Jej głowa obracała się w lewo i prawo, oglądając mijane stoiska. Właściciele, niczym jastrzębie, obserwowali tłum, szukając klientów. Grupa dzieci przebiegła obok, chichocząc, trzymając w rączkach słodycze.

- Chodźmy coś zjeść - powiedziała. Jak na zawołanie zza rogu wyłoniły się góry obwarzanków, bublików i innych wypieków.

- Zjemy w domu - odpowiedział, nawet nie patrząc w tamtą stronę.

- To za długo - nalegała, poganiana przez ssanie żołądka. - Głodna jestem.

- Nie przesadzaj.

Westchnęła zirytowana. Wiedziała, że był skąpy, ale to zaczynało być nieznośne. W domu nigdy jej nie głodzono.

Podeszwy ich butów uderzały o nierówne cegiełki chodniku. - Gdzie idziemy? - zagadnęła znowu, gdy zdała sobie sprawę, że wychodzili z centrum placu, a iglica katedry stawała się coraz mniejsza.

- Muszę coś załatwić - mruknął lakonicznie, jak zawsze otwarty na rozmowę.

Włóczyli się tak jakiś czas, aż w końcu dotarli do mniej zatłoczonej części jarmarku. Tej mniej bezpiecznej. To tutaj porachunki toczyły między sobą różne "sprzeczne grupy interesów", lub miały miejsce inne, nielegalne rzeczy. 

To tutaj też walczyli o pamiętne naboje.

- Idę po coś, zaraz wrócę - usłyszała, co wyrwało ją z myśli. 

- Czemu nie mogę iść z tobą? - wyrzuciła odruchowo. Oczywiście wiedziała, że nie wziąłby jej ze sobą - nie w miejsce, gdzie zapewne robili z jej rodaków mydła. Ale to był nabyty sprzeciw na takie "rozkazy", które słuchiwała od brata.

Wasyl zerknął tylko na nią, bardzo jednoznacznie, po czym skręcił za jednym z stoisk. Krzyżując ręce, z urazą odprowadziła jego postać. 

Wedle prośby chłopaka chwilę faktycznie tam stała. Ale ostatecznie, jakby na przekór, ruszyła przed siebie.

KołomyjaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz