Наслідки

192 8 19
                                    

Chłodne powietrze drażniło zaczerwienione policzki Piotrka, stojącego od dłuższego czasu przed drzwiami chaty. Finalnie, po długim oczekiwaniu, w progu pojawiła się znana mu, budząca czystą nienawiść postać. Natychmiast skrzywił się w stronę wychylonego domownika, próbując uwydatnić jawne niezadowolenie tym spotkaniem.

Wasyl z kolei całkowicie znieruchomiał. Prawdopodobnie nie spodziewał się, że Polak w ogóle żyje, albo, że jeszcze nie bieduje w Kazachstanie.

Piotrek zwalczył uśmiech triumfu cisnący mu się na usta. Nie ma tak łatwo.

Brwi Ukraińca szybko zmarszczyły się. Spoglądał niby od niechcenia na Polaka, prawie jakby chciał powiedzieć: „Zamierzam zamknąć drzwi", ale coś go powstrzymywało.

Piotrek nie wnikał, co to było. Zamiast tego postanowił działać.

- Wpuścisz mnie? - zaproponował, choć nawet nie czekał na odpowiedź, jedynie wcisnął się siłą między domownika a framugę, próbując dostać się do środka. - Ja nie do ciebie.

Pokonując niezbyt trudną przeszkodę, jaką był oszołomiony brawurą banderowiec, Piotrek dostał się do domu. Gdy tylko wchodzi do izby, zauważa, że ktoś już w niej jest. Pokój wypełniał dym cygara, a jego prosty wystrój potwierdzał oczekiwania.

Zwykłe meble, skrzypiące podłogi, obrazów przedstawiających świętych więcej, niż miejsca na ścianie (chyba nazywają je ikonami? Niespecjalnie interesował się szczegółami ich herezji), duży piec w centrum. Typowa, chocholska chata.

Najlepiej widoczna, środkowa część izby, zawierała pokaźny stół, przy którym siedziała całkiem znana mu osoba, podająca się za rzekomego przyjaciela rodziny.

W spojrzeniu starca było tyle samo łagodności, co w spojrzeniu matki Antka, a może nawet więcej. Uśmiech gospodarza jest pełen dobrej woli i dobrotliwości. Pomimo teoretycznej znajomości, czuł się przy nim bardzo niepewnie. 

Był to pierwiastek pozostałości po ojcu, pierwiastek z którym nigdy nie chciał mieć nic wspólnego, którego unikał jak ognia, a na który był teraz niewątpliwie skazany.

- Dzień dobry - to wszystko z uprzejmości, które z siebie wyrzuca. Skoro mężczyzna wychował coś takiego, jak Wasyl, spodziewał się najgorszego.

- Petro - powiedział ciepło gospodarz, rozkładając ręce. W jednej z nich trzymał cygaro. - Radyj tebe tut baczyty.

Było tysiące pytań, które Piotrek chciał mu zadać, ale mężczyzna wyprzedził go:

- Marusia jest w kimnacie. Werno bude szczasliwa, że z tobom wsio dobrze, chłopcze.

Piotrek mrugnął w lekkim szoku, słysząc łamany polski, którym Ukrainiec się do niego zwraca. Porządkujący kredens Wasyl również musiał być zszokowany, bo parę naczyń z brzdękiem upadło na podłogę, pękając na kawałki, tak jak godność jego rodziny.

Polak nie był pewien, jak zareagować na to zachowanie, i bełkotał przez kilka zawstydzających sekund. Potem nagle coś do niego dotarło. - Wiecie co się stało? Maria.. ona wie?

Mina starca zauważalnie opadła. - Przykro mi. Twoi rodzice byli cudowni ludzie, nie zasłużyli takoj doli. A ty w poriadku? Szczo sia stało?

Kotygoroszko nie spuszczał z niego zmartwionego wzroku.

- Nie było mnie w domu, gdy to się działo. Miałem.. służbowy wyjazd. Dotarłem dopiero rano, gdy było po wszystkim.

- Rad, że ty żywy i zdorowy. Wam potribna pomoc?

- Nie - odpowiedział stanowczo Piotrek.- Dam radę.

- Troska nie maje ceny - rzekł Korygoroszko. - Ty znasz, że zawsze możesz zatrzymać sia tu. Znasz, że zawsze możesz pryjść. Twój ociec był...

KołomyjaWhere stories live. Discover now