Konfrontacja

254 9 25
                                    

Podobnie jak wiele ukraińskiej młodzieży, przez ostatnie lata Wasyl stale działał w konspiracji. Idee niepodległościowe kształtowały go od najmłodszych lat.  Dlatego nagłe oderwanie od podziemia, skutek nieprzyjemnych zaszłości, jakie miały ostatnio miejsce, uderzyło go dotkliwie. 

Połączenie się z polską rodziną było hańbą na tyle tkliwą, że został odsunięty od wszelkich działań i informacji, ku jego wielkiej frustracji.

Ukojenie znajdował w domu. Dużo więcej czasu poświęcał na zajmowanie się nim. Zbliżyli się do siebie z ojcem, z którym często jeździł na roboty, lub załatwiał urzędowe sprawy. Kateryna i Sonia także jakby częściej przewijały się w jego codzienności.

W miarę upływu dni czuł się także coraz bardziej komfortowo, choć dziwnie było przebywać w pobliżu Lachów i nie kończyć tego bójką. Jeszcze dziwniej było mieszkając z jednym, dzieląc dom, obowiązki.

Mimo to Katia miała rację. Odkrył, że życie z Laszką było znacznie łatwiejsze niż mógł przypuszczać.

Głównie dlatego, że unikała go jak ognia. Wystarczyło kilka dni, aby stało się to dla nich rutyną. Wzajemne omijanie się stało się dziecinnie proste.

Do czasu.

Pewnego dnia wszystko się zmieniło.

Iwanowa wspominała, że ktoś wtedy zajechał na ich gospodarstwo, jakiś znajomy Laszki. Ba, nie tyle znajomy, co kochanek, dawny narzeczony, i cholera wie kto jeszcze. Na początku myślał, że to było przyczyną jej dziwnej zmiany nastroju. Po prostu była sfrustrowana, że jej głupie dziewczęce zauroczenie zostało zmiecione w pył przez rzeczywistość.

Lecz skoro tak się na niego gniewała, tak go nienawidziła, tak znieść go nie mogła, czemu go obserwowała?

Stała się synonimem jego cienia. Na początku były to tylko szybkie, nie budzące podejrzeń zerknięcia. Czasami dłuższe, niż regulowały to normy społeczne. Potem zauważył, że coraz częściej przebywali w swoim towarzystwie. Gdy był w izbie, zajmując się swoimi sprawami, ona też w niej była. Gdy przemieszczał się po gospodarstwie, ona trafiała do tych samych budynków. 

A przede wszystkim, zawsze, ale to zawsze czuł na sobie jej oczy, te czujne, sokole oczy, godne doświadczonego myśliwego. A przecież Wasyl nie był zwierzyną łowną.

Sprawa stawała się irytująca.

Wszedł do obory. Krowy leżały, ale natychmiast wstały, gdy tylko zobaczyły co chłopak niósł w koszu. Zaczął zamieniać im paszę.

Dzisiaj wcale nie było lepiej. Myślał, że zwariuje. Laszka nadal była irytująco wytrwała, a przy tym absolutnie niedyskretna. Siedząc przy śniadaniu, gapiła się na jego każdy najmniejszy ruch, a ten bardziej energiczny wstrzymywał jej własny, jakby spodziewała się, że unosząc łyżkę miał w myśli ją zaatakować. Gdy podnosił na nią wzrok, nieporadnie uciekała swoim.

W końcu nie wytrzymał i wstał od stołu. Nie trzeba nawet wspominać, że czuł na swoich plecach czujne ślepia Lacha, odprowadzające go aż do wyjścia izby.

Spojrzał gniewnie na krowę, żującą naprzeciw swoje jadło, i wlepiającą w niego leniwe oczy. To ją dziewczyna wniosła ze swoim posagiem. Najchętniej by jej nie karmił, ale domyślał się, że ojciec przebiłby go za to widłami. Zostało mu zatem rzucanie w stronę bydła niemiłych komentarzy, mimo, że to i tak go nie rozumiało.

Po skończeniu obrządku Wasyl chwycił pusty już koszyk wyszedł z obory, gdzie z zaskoczenia omal nie wpadł z powrotem.

- Masz chwilę? - zapytał apatycznie Symon, stojąc kilka kroków od budynku.

KołomyjaWhere stories live. Discover now