Zwierzyna

1K 68 65
                                    

Nie pamiętał, kiedy ostatnio czuł się tak dobrze. Na pewno wtedy, gdy jeszcze Lilith była przy nim, ale nawet wtedy nie czuł tej anielskiej iskierki. Tej wewnętrznej i jasnej siły, która popychała go do tworzenia następnych pomysłów i kolejnych zabaw, mających jeszcze bardziej oświetlić otaczający go świat.

Nie bez powodu był aniołem niosącym światło, Gwiazdą Zaranną. Nawet mimo odsunięcia od tworzenia ziemi, i tak projektował w dzienniku swoje kreacje. Były takie piękne w swoich niedoskonałościach, jakby sam Ojciec puszczał oko ludzkości, mówiąc - Spójrz, tego nie mogła stworzyć natura, to stworzyłem Ja.

Ale to nie Ojciec je stworzył, a on, Lucyfer. I nie było szans, aby reszta aniołów faktycznie je wykreowała po wyrzucenia go z Nieba, gdy z pewnością przeglądali pozostawione przez niego dzienniki. Był znienawidzony przez wszystkie anielskie istoty, a to tylko kolejny powód by nie realizować jego "brzydkich i dziwacznych" prac.

Kiedyś jeszcze sobie wyobrażał, że wydostanie się z tego Piekła, poleci na Ziemię, a tam ujrzy swoje dzieła. Dziobaki, suhaki stepowe, aksolotly, wyraki, krety, szklane żaby, golce piaskowe... Dziś tylko prychał z tego absurdu. Jego bracia i siostry prędzej przyjęliby wszystkich grzeszników do Nieba. Było to bardziej prawdopodobne niż stworzenie istot według pomysłu Lucyfera.

Tylko kaczki pozwolono mu zrobić. Te pierdolone, nienaturalnie żółte i słodkie do bólu kaczki, które musiały być idealne, żeby się na nie zgodzono. Łaskawie, oczywiście. Do tej pory pamiętał ile czasu zajęło mu stworzenie tych piekielnych ptaków. Może dlatego miał na ich punkcie obsesję i usilnie próbował je ulepszyć, choćby w formie gumowych zabawek.

Ale żadna z nich nie była idealna. Każda miała jego "dodatki", od których nie mógł się powstrzymać. Ziajanie ogniem, rogi, tęczowe pióra, zęby zamiast dzioba. Nienawidził tych ptaków. A jeszcze bardziej nienawidził tego, że nie potrafił przestać nad nimi siedzieć. Jakby wciąż w głębi upadłego serca był tym dawnym, zakompleksionym aniołem, który robił wszystko, żeby tylko go zaakceptowano.

Nic dziwnego, że dostał depresji po wywaleniu go z domu. Nie dość, że nigdy nie potrafili go docenić, śmiali się z jego wzrostu, odsuwali, uznając za zagrożenie, to na dodatek, kiedy raz w życiu uparł się przy swoim, sprowadził na ziemię zło i demony, które potrafiły tylko niszczyć. Na Niebiosa, przecież on miał wszelkie powody, żeby stać się zły. Każda normalna istota na jego miejscu pragnęłaby zemsty za wszystko, co go spotkało!

A on zamiast tego zamknął się w swoim pseudo pałacu i ledwo wychodził na spacery, kiedy Lilith udawało się wyprowadzać go na chwilę ze stanu kompletnej beznadziei. Władca piekła, w mordę kaczki, który poddał się całkowicie i wolał towarzystwo gumowych zabawek od żony i córki. Jakież to żałosne.

Ale nikt nie rozumiał, że on nie potrafił się cieszyć. Mógł się śmiać, niekiedy wygłupiać z rodziną, ale nigdy nie było w tym radości. Gwiazda Zaranna zgasła po wrzuceniu w piekielną otchłań. Spalił się tak, jak jego anielskie szaty, śnieżnobiałe skrzydła i błękitne oczy. Tak jak jego marzenia, chęć zabawy i potrzeba czynienia dobra. Archanioł Lucyfer przestał istnieć.

Jeszcze mu Ojciec zęby zrobił demoniczne, jakby za mało miał przesrane. Tyle dobrze, że wciąż białe. Niewiele to jednak zmieniało, skoro jego oczy płonęły czerwienią, a rogi boleśnie wyrastały z głowy za każdym razem, gdy mocniej się wkurzył.

Ale podczas bitwy z Adamem coś się zmieniło. W jego potępionym sercu zbudził się na moment ten dawny Lucyfer, który nie pojawił się ani razu od początku istnienia piekła. Sam nie dowierzał temu dźwiękowi, gdy odzywał się do tego troglodyty. Jego głos stał się odrobinę wyższy, jakby raptem miał tysiące lat mniej, niż w rzeczywistości. A jego żarty? Na Boga, kiedy on ostatnio żartował? Przecież on publicznie śmiał się z Adama w żywe oczy, że przeleciał mu obie jego żony!

Królewskie RadioWhere stories live. Discover now