XXXIII

59 7 9
                                    

Nieco ponad pół godziny później siedzieliśmy w biurze Mata, który niespodziewanie, skrzyknął niecierpiącą zwłoki, naradę. Ktoś postarał się, żeby względnie ogarnąć jego biuro. Wszystkie sprzęty zostały naprędce poukładane rzędach pod ścianami, pozostawiając na środku pustą przestrzeń, w której ustawiono kilka krzeseł oraz foteli. Oczywiście każdy z innego kompletu. W chwili obecnej znajdowało się tutaj co najmniej dwadzieścia osób. Zdecydowaną większość kojarzyłam chociażby z widzenia, bo często zjawiali się w progach Duka. Z nielicznymi dane mi było zamienić nawet kilka zdań.

Mat siedział w swoim wielkim fotelu za biurkiem i bujał się nieznacznie na boki, najwyraźniej czekając cierpliwie, aż cała zgromadzona tu hałastra wreszcie się uspokoi. Pewnie jeszcze by sobie poczekał, gdyby do środka nie wparowała Wiola.

– Dobra, cicho mi tam! – rozkazała od progu.

Mat z uśmiechem skinął jej w podzięce głową.

Ten to się dobrze ustawił.

Niewiele się odzywałam podczas całej tej narady, ale musiałam przyznać, że wszystko wskazywało na to, iż szykowała się grubsza akcja.

Mat na podstawie informacji skradzionych ostatnio Humanoidom, opracował schemat urządzenia, mogącego w teorii zakłócić połączenia między poszczególnymi Humanoidami. Był to plan śmiały i niesamowicie przełomowy. Gdyby udało się takie cudo skonstruować i odpowiednio uruchomić, to czysto teoretycznie, można by było odciąć dany teren od centrali, a tym samym pozbyć się władzy Humanoidów. Wiadomo, przedstawione zostało nam to w sporym uproszczeniu. Sposób w jaki porozumiewały się ze sobą Humanoidy stanowił jedną z największych zagadek współczesnej ludzkości. Jednak, jak przyznał sam Mat, miał pewną teorię i bez wahania zamierzał ją, w miarę możliwości, przetestować

Słysząc to omal się nie zachłysnęłam. Zawsze byłam przekonana, że Humanoidy stanowią technologiczny Mount Everest, a żadne stworzone przez człowieka urządzenie nie miało prawa im zagrozić.

Zapominałam chwilami, że Pierwszy Humanoid był przecież dziełem człowieka. Co prawda ani Matka, ani zapewne żaden inny stojący u władzy Humanoid, niewiele miał już z nim wspólnego. W końcu posiadały samorozwijającą się sztuczną inteligencję i sukcesywnie same siebie ulepszały. Zatem tym bardziej byłam w ciężkim szoku, usłyszawszy z ust Mata takie słowa. Ten chłopak z dnia na dzień zaskakiwał mnie coraz bardziej.

Jedyny problem tkwił w tym, że nie posiadaliśmy odpowiednich części, żeby rozpocząć próby złożenia tego cuda techniki do kupy. Na to jednak Mat także miał już pewien pomysł. Okazało się bowiem że, jak donosili nasi informatorzy z Miasta, za kilka tygodni, planowany był potężny transport, zaawansowanych technologicznie sprzętów elektronicznych, zmierzający gdzieś do sąsiedniego okręgu. W tym celu wykorzystany miał być odpowiednio do tego przystosowany pociąg towarowy.

I tu właśnie pojawiała się nasza szansa.

– Jeśli uda się przechwycić chociaż jeden, albo dwa wagony, wtedy prawdopodobnie uzyskamy dość części, żeby rozpocząć budowę – wyjaśniał Mat.

Obserwowałam Mino kątem oka i widziałam jak lśniły mu oczy na samą myśl o tym, że oto wreszcie nadarza się realna okazja, żeby jak raz porządnie postawić się Humanoidom. Nie tylko walczyć o to, żeby przetrwać kolejny tydzień czy tam miesiąc.

Podziwiałam go.

Zresztą nie tylko jego. Większość zgromadzonych tutaj to byli, jak to kiedyś Mino określił, buntownicy z krwi i kości. Nie chcieli tylko przeżyć, oni chcieli coś wskórać, coś zmienić. Naprawdę wierzyli, że jest to możliwe.

Miasto w kolorze WiśniOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz