XXX

72 7 18
                                    


Jeszcze tego samego wieczora siedzieliśmy wszyscy w salonie grając w karty, gdy niespodziewanie rozległ się dźwięk domofonu.

Po raz chyba tysięczny.

– Mino otwórz tam, masz najbliżej do drzwi – rzucił Duk, przekładając karty do jednej ręki, żeby móc spokojnie odpalić papierosa.

Któregoś już z kolei.

Mino nawet nie zaprotestował, bo i tak już wcześniej wstał, żeby przynieść sobie z lodówki piwo. Po chwili w korytarzu rozległy się dwa męskie głosy.

Tymczasem Kruk szturchnął mnie konspiracyjnie pod stołem. Kantowaliśmy ich wtedy równo, aż dziw, że żadne z nich tak do końca się nie połapało.

Za to my bawiliśmy się przednio.

– Siema, Tom – odezwał się Duk, który jako jedyny miał ze swojego miejsca dobry widok na drzwi wejściowe.

Zerknęłam przez ramię. W korytarzu dostrzegłam, niewiele ode mnie starszego chłopaka. Miał ciemnobrązową, roztrzepaną czuprynę, cudownie orzechowe oczy, a do tego sympatyczny wyraz twarzy.

–Wpadłem tylko na chwilę – oznajmił – Mat kazał przekazać, że wstępnie mamy to co chcieliśmy, ale na konkrety potrzebuje jeszcze trochę więcej czasu...

Rozejrzałam się po pozostałych, ale wyglądało na to, ze tylko ja nie miałam pojęcia o czym mówił.

– Jasne, dzięki – odparł Duk – niech się nie spieszy, jak raz, nic nas nie goni.

Tom tylko pokiwał w zamyśleniu głową.

– Nic no, lecę dalej – rzucił, przestępując z nogi na nogę.

Odwrócił się na pięcie i wydawało się, że już miał wyjść, ale coś jeszcze mu się przypomniało.

– A, Mino! Mógłbyś wpaść do nas w wolnej chwili – dodał.

– Co to za jeden? – spytałam cicho, gdy tylko Tom i Mino zniknęli w korytarzu.

– Przyjaciel Mata – odparła lakonicznie Lili, nie przestając wpatrywać się w karty w swojej ręce. Zupełnie jakby naprawdę liczyła, że tym razem uda jej się wygrać.

Niedoczekanie.

– Mata? – usiłowałam cokolwiek doprecyzować.

Czasami naprawdę chciałam, żeby ktoś mi coś wyjaśnił, bez konieczności natrętnego ciągnięcia go za język z mojej strony.

– Najinteligentniejszej osoby w całym Podziemiu – dodał zwięźle Duk, po czym temat zwyczajnie umarł.

***

Jak się okazało, tym razem nie musiałam długo czekać na dalszy rozwój wypadków. Już następnego dnia Mino i Kruk oznajmili, że wybierają się do tego całego Mata z wizytą.

Jako, że nie miałam za bardzo niczego lepszego do roboty, udało mi się ich ubłagać, żeby zabrali mnie ze sobą. Mino co prawda marudził dłuższą chwilę, ale ostatecznie, nie znalazł zbyt wielu argumentów przeciw. Za to Kruk nieoczekiwanie mnie poparł.

– Zwiała Matce z hodowli, czy jej się to podoba czy nie, teraz jest na nas skazana – oznajmił – ma prawo wiedzieć w co się wpakowała...

Mino mruknął coś pod nosem na temat dawkowania informacji, ale w końcu przytaknął. Tymczasem ja udawałam że słowo hodowla wcale nie tłukło mi się po głowie przez kolejne kilkanaście minut.

Miasto w kolorze WiśniOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz