Kolacja

815 31 15
                                    

Dostałam wiadomość o tym że Adi zachorował i nie będzie naszych treningów przez dwa tygodnie. Aktualnie stoję przed drzwiami do pokoju Dylana. Zapukałam.

-Czego!- Krzykną.

Nie no kurwa on doprowada mnie do szału, Dobra kurwa ide po Shane*a. Skierowałam się pod drzwi jego pokoju i zapukałam. Gdy usłyszałam *prosze* weszłam.

- Shane sprawę mam- Przerwałam na chwilę I dodałam. - Pomożesz mi w treningu-

Popatrzył przez chwilę na mnie jak na wariatkę.

-No ok- Dodał po chwili i wstał.

- Za 10 minut na siłowni- Mruknełam i wyszłam.

Poszłam na siłownię i przygotowałam mate i ochraniacze dla Shane*a. Żeczywiście przyszedł 10 min później.

-Dobra zakładaj.- Powiedziałam i wskazałam ręką na ochlraniacze.

-Po co?

-Udajesz głupiego czy taki jesteś? Po co są ochraniacze?- Zapytałam z ironią. -Będziesz moją lalką do ćwiczeń.-dodałam po chwili.

-Ha do tego nie potrzebne mi są ochraniacze!-Dodał z drwiną.

-Dobra mam teraz zamówić karetkę?-Zapytałam z kamienną tważą wyjmując telefon.

- Daruj se.- Odpowiedział wywracając oczami.

-Okej ale jak złamie ci nos to twoja wina-Dodałam.

Shane ustawił się na macie a ja przed nim.

Dawno nie ćwiczyłam kopniaków więc no. Podskoczyłam i zrobiłam piruet z kopniakem... Shane się wytracił i złapał za miejsce w które go uderzyłam.

-Kurwa jednak mogłaś wezwać tą karetkę.- Mrukną.

-Ostrzegałam- Warknęlam i wyciągnęłam telefon miałam już zapisany numer Vincenta.

-Halo?- zapytał z za słuchawki.

-Bo... z Shane trzeba do szpitala jechać jesteśmy na siłowni.- Powiedziałam lekko zmieszana.

-CZEKAJ CO?! zaraz będę.- Krzykną o dziwo z emocją strachu.

Po chwili wbiegło całe *rodzeństwo*

- Nie no kurwa wy sobie żartujecie.- Mrukną Dylan.

Will podbiegł do Shane*a i wzią go na plecy. Will*owi pomógł Dylan. Jak wyszli Odezwał się Tony.

-Nie no Vincent po jaką cholere ją brałeś do domu, nie dość że chora psychicznie to jeszcze bliźniaka chce mi zabić!- Krzykną Wkurwiony Tony.

Dobra powtórka z domu rodzinnego... jak to tam było aaaaa, teraz czas zapakować kilka żeczy do plecaka I wrócę po tygodniu. Okej...
Wyszłam z siłowni nie wzruszona i poszłam do pokoju. Spakowałam ważne żeczy i skierowałam się w stronę wyjścia.

Przeskoczyłam przez płot i udałam się do lasu. Wyciągnęłam telefon i napisałam do Adi*ego

✡️️Wiedzma✡️:

Cześć Adi co u ciebie, mam mały problem i chciałam się spytać czy mogę przyjść do ciebie na tydzień.

Adi dadi🥵:

Dziękuje dobrze się już czuje i oczywiście chodź. Przyjechać po ciebie?

✡️Widzma✡️:

Dobrze by było. Wyślę Ci pineske. Bajoooo.

Weszłam bardziej w głąb lasu I gdy znalazłam miejsce na odpoczynek wysłałam Adi*emu pineske gdzie jestem. Usiadłam na ziemi i schowałam głowę w kolanach.

Jednak jest tak samo, tak samo jak u matki... Ale na co ja liczyłam przecież ja nawet nie jestem ich siostrą pod rządnym względem. Chciałabym żeby babcia żyła. Miałam w niej jedyne wsparcie, nie wyrzucała mnie z domu ani nie obrywało mi się paskiem dlatego bo dostałam 4 ze sprawdzianu. Nie krzyczała na mnie że traktuje dom jak hotel...

-Lil... wszystko dobrze?.- Zapytał zmartwiony Adi.

Dopiero wtedy zorientowałam się że zpływały mi po policzkach łzy. Wytarłam je rękawem bluzy.

-Tak wszystko dobrze- Dodałam z wymuszonym uśmiechem.

Adi podszedł do mnie I mnie obją. Połorzył swoją brodę na mojej głowie.

-Jestem przy tobie. Nie bój się.-Powiedział z troską.

- N-n-niechce przeżywać tego samego co z matką.- wyjąkałam

Adi podniósł mnie w stylu panny młodej. Zaniusł mnie do samochodu i posadził mnie koło siebie. Okna były przyciemniane więc nie było widać co dzieje się w środku ale było widać w środku co dzieje się na zewnątrz. Siedziałam na fotelu koło kierowcy. Uspokojiłam się już więc wyjełam telefon...

2137 nieodebranych połączeń od Hailie

20 od Will*a

1 od Vincenta.

Okej... czyli resztą ma mnie w dupie. Wsumie to dobrze. Odłożyłam telefon i zaczęłam patrzeć w okno.

*******

POV: Adrien

Bawiłem się świetnie szczególnie kiedy Lil krzyczała moje imię. Zasnęła na fotelu, korek po 20 minutach się skończył ruszyłem.

Gdy zajechaliśmy pod mój dom zacząłem budzić Lil.

Pov: Lilith

Obudziły mnie lekkie pocałunki w szyję Gdy się obudziłam zobaczyłam Adiego.

-Chodz pokarzę gdzie będziesz mieć pokój.- Powiedział z troską.

______________________________________

Cześć Kochani przepraszam że ponad połowa rozdziału to obmacywanikin Mam nadzieję że się podoba 🥰


861 słów

Rodzina Monet (Siostry czy wrogowie) Where stories live. Discover now