Ruda Wiedźma

320 22 9
                                    

Obudziłam się w... wsumie to w czarnej pustce...

No tak skutki używania czarnej magi bez naładowania many. Eh...

Mam bardzo duże zasoby many, dlatego że mój przodek to Lucyfer... Diabełek. Nie raz się z nim kontaktowałam kiedyś. Ale od śmierci babci i przeprowacki tu... używam cały czas kednego zaklęcia. To zaklęcie to byakugan (czytać biakugan). Działa ono na zasadzie takim że wyostrza mi czujność i to jest takie uczucie jakby się miało oczy do okoła głowy. A i czas reakcji poprawia tak że na przykładzie Tajlandii, mogłam uniknąć postrzału.

CZEKAJ! WYCZERPAŁAM MANE PRAWIE DO ZERA!!! No i zajebiącie... muszę czekać do następnej pełni by się naładować co oznacza Z E R O   M A G I!   Złamie się.

Nagle poczułam jak bym spadała.… uchyliłam lekko oczy by zobaczyć co się dzieje. Nademną stał jakiś lekaż z strzykawkę w dłoni.

-Pobiorę jej teraz krew na badania.- Uśwadomił najprawdopodobniej Monetów.

Na te słowa zerwałam się do siadu I wyrwałam mu strzykawkę.

-Za żadne skarby świata nie oddam ci mojej krwi!- Warknęłam.

Poczułam na sobie zdezorientowany wzrok wszystkich. Złapałam się u nasady nosa. Rozmasowałam sobie to miejsce bo pojawiły mi się mroczki przed oczami.

~Musze się jak najszybciej naładować~ Pomyślałam.

Dopiero wtedy dotarło do mnie gdzie jestem. Otworzyłam szeżej oczy. Rozejrzałam się szybko po pokoju w którym byłam.

-Mała wiedźmo jak się czujesz?- Zapytał Dylcio.

Przybrałam kamienny wyraz twarzy. Spojrzałam Dylciowi w oczy. Widziałam w jego rozbawienie jednak gdy odwzajemnił spojrzenie zobaczyłam lekką obawę.

-Dziękuje. Dobrze się czuje. A jak ty się czujesz DYLCIO- naparłam na jego imię.

Wszyscy rykneli śmiechem a Vincent usiusł lekko kącik ust. Parsknęłam z ironią. Gdy lekarz wyszedł a inni byli zajęci sobą zdjęłam kroplówkę I inne duperszmice. Podeszłam do Szafy, która znajdowałam się tutaj i wyjełam z niej moje ubrania. Poszłam do łazienki, którą znalazłam przed chwilą i ogarnęłam się. Przebrałam się w ciuchy te które tam znalazłam czyli: Czarną, dwa rozmiary za dużą bluzę, Szare dresowe spodnie I trampki.

Przeczesałam włosy i wyszłam z toalety gdzie spotkałam zmieszanych i spanikowanych braci. Spojrzałam na chich obojętnie.

-Idziemy?- Zapytałam niemal sycząc.

-Czekaj?! Jak!?- Krzyczał Tony.

-Mówiłem że wiedźma.-Powiedział dumny Dylan.

-Lilit... Lil tak Lil. Jeszcze czekają cię badania przebież się proszę i wracaj do łóżka.- Powiedział Vincent.

Spojżałam na niego wściekła.

-Hm... Nie.- Warknęłam cicho.

-Lil... proszę wracaj do łóżka.- Odezwał się tym razem Will.

-Dobra to inaczej.- Mruknełam do siebie. -Mam szesnaście lat, a żeby wykonać jakie kolwiek badania teraz potrzeba zgody opiekuna prwanego i dziecka.- Dodałam wyprostowana i lodowata.

-Tak... Masz rację.- Podsumował ciężko Vincent.

Każdy spojrzał na nas z miną WTF. Dumna wyszłam z sali kierując się ku wyjściu. Vincent dostał wyśpisz ze szpitala, a gdy go podpisał skierowaliśmy się do auta.

Rodzina Monet (Siostry czy wrogowie) Where stories live. Discover now