Epilog

7K 290 115
                                    

Eda 

Około sześciu lat później 

– Esme! – krzyknął nagle Hank.

Musiałam to przyznać. Próbował się trzymać i rozegrać to na zimno. Pęknął jednak jak bańka mydlana, gdy mały chłopiec, może o rok starszy od naszej córki, podał jej niewielką stokrotkę, którą zerwał przy karuzeli.

Dzieci na placu wzdrygnęły się na krzyk mojego męża, a ja spróbowałam schować uśmiech za dłonią. Nasza dziewczynka szybko obróciła w naszą stronę. Wcale nie była zaskoczona. Przechodziła przez to nie pierwszy raz.

– Wracamy do domu! – powiedział. Już nie krzyczał, ale jego ton i tak był nieco szorstki. Ojcowski.

Dziewczynka spojrzała z powrotem na chłopca i coś do niego powiedziała. Gdy znowu podał jej kwiatka, ta tylko pokręciła głową i uciekła, zostawiając go samego.

Dotarła do ławki, na której siedzieliśmy, z uśmiechem na ustach. Cóż, ławki, na której siedziałam już tylko ja, bo Hank wstał z niej pół minuty wcześniej i teraz tylko stał przed nią z rękami na biodrach i patrzył gniewnie na chłopca.

– Tak, tatusiu! – powiedziała. Zrobiła to tak pieprzenie słodkim głosikiem, że wiedziałam, co robiła. Manipulowała ojcem, tak samo jak ja. Jezu... Dziewczynka nie robiła nawet awantury o to, że musiała już iść. Jej ojciec często tłumaczył jej, że nie powinna przyjmować nic od obcych – w tym także od chłopców. Wiedziała, że jej ojciec jest w złym nastroju i musiała go udobruchać. W dodatku liczyła na lody, które obiecał jej po kolacji.

Tym razem nie mogłam już powstrzymać chichotu.

Hank spojrzał na mnie, mrużąc oskarżycielsko oczy.

– To od ciebie się tego nauczyła – burknął.

Uśmiechnęłam się jeszcze bardziej.

– Ale to ty chciałeś mieć dziewczynę – rzuciłam.

Do tej pory pamiętam, jaki był dumny, gdy ginekolog powiedział trzy słowa: Gratuluję, to dziewczynka! Do dziś nie daje mi zapomnieć, że miał rację. Za każdym razem, gdy o tym wspomina, jego usta wykrzywiają się w ten arogancki sposób.

Teraz jednak wyglądał na lekko przygniecionego tym faktem.

– Tak, ale skąd miałem wiedzieć, że tak szybko zacznie wyglądać i zachowywać się jak ty? Teraz walczę nie z jedną, a z dwoma kobietami mojego życia. I to one wygrywają – powiedział, pomagając mi wstać w ławki.

To nie było proste, bo byłam już w siódmym miesiącu ciąży. Tym razem dziecko było planowane. Stwierdziliśmy, że Esme potrzebuje rodzeństwa. A zresztą obydwoje z Hankiem byliśmy jedynakami i chcieliśmy większej rodziny niż dwa plus jeden.

Hank powiesił sobie różową torbę z sokiem i przekąskami dla małej na ramieniu.

Od kiedy został ojcem, jego styl się nieco zmienił. Zresztą dziwnie by to wyglądało, jakby przychodził na plac zabaw w garniturze. Czułam się szczęśliwa, że nieco wyluzował. A jeśli chciałam go pooglądać w koszuli, to było to możliwe. Hank nadal był szefem mafii i „do pracy" nadal ubierał się stosownie.

Zaczęliśmy iść w stronę naszego samochodu. Esme szybko zauważyła, że Brandon stoi oparty o drzwi i wyrwała się w jego kierunku.

– Hej, wujku! Widziałeś, jak wysoko się bujałam? – zapytała głośno, wpadając mu w ramiona.

Esme nie do końca rozumiała ideę ochroniarza. Gdy nauczyła się mówić, zaczęła nazywać go wujkiem. Pozwoliliśmy jej w to wierzyć. Zresztą Brandon i tak był dla nas kimś więcej niż tylko ochroniarzem. Idealnie wpisał się w naszą rodzinę. Wciąż nas strzegł i bronił. Nawet przed chwilą stał z boku i przyglądał się otoczeniu, gdy mała się bawiła.

My baby shot me down - ZAKOŃCZONEOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz