Część 45

5.8K 268 19
                                    


Eda

Po naszej rozmowie w samochodzie pojechaliśmy do mojego mieszkania. Zabraliśmy wszystkie potrzebne rzeczy, a potem pojechaliśmy do Hanka. Od tamtej pory minęły cztery dni i przez ten cały czas starałam się go unikać. Co wcale nie było łatwe. Mieszkaliśmy razem.

Trzeba było użyć trochę sprytu.

Z pokoju wychodziłam głównie wtedy, gdy on znajdował się w klubie lub gdziekolwiek indziej. Czy byłam w tym wszystkim dziecinna? Tak, ale udawałam, że podejmuję dorosłe decyzje.

To też nie było tak, że Hank zrobił coś nie tak, że musiałam się wycofać. Po prostu próbował się do mnie zbliżyć. Wciąż prawił mi komplementy, mówił do mnie gwiazdeczko i posyłał mi te uśmiechy. Nawet kupował mi drobne prezenty. Tu znajdowałam moje ukochane ciasto czekoladowe w lodówce, tam stały kwiaty czekające na mnie w wazonie. Ile może znieść kobieta bez poddania się?

Mącił mi tym wszystkim w głowie. A na to nie byłam gotowa. Co więc innego mi pozostało? Zaczęłam się ukrywać.

Kilka razy minęliśmy się z Hankiem. Po jego minie wnioskowałam, że zdawał sobie sprawę z tego co robię. Nie wytknął mi jednak tego do tej pory.

Siedziałam właśnie w swoim pokoju. Było już późno, ale nie słyszałam na korytarzu Hanka. Pewnie jeszcze nie wrócił.

Opierałam się o zagłówek łóżka i przeglądałam właśnie skrzynkę pocztową. Miałem dziesięć wiadomości od Any. W większości maili chodziło o to samo. Pisała, że nie ma ze mną kontaktu, a minął czas na odesłanie mojego tekstu. Tekstu, który był zapisany na moim laptopie do pisania, a nie na tym złomie z lombardu, na którym teraz pracowałam.

Cholera.

Z tego co pamiętałam, ostatni raz widziałam swój sprzęt przed moim wyjazdem. Leżał w sypialni Hanka. Coś ścisnęło mnie w żołądku. Musiałam tam iść. Do jaskini niedźwiedzia. Plusy były takie, że bestia chyba jeszcze nie wróciła.

Założyłam swoje różowe kapcie i z westchnieniem wyszłam ze swojego pokoju. Rozejrzałam się po korytarzu i gdy nic nie zobaczyłam, po cichu poszłam do sypialni Hanka. Posłucham chwile pod drzwiami. Gdy byłam pewna, że nie ma go w środku, weszłam.

Rozejrzałam się szybko po sypialni, by zlokalizować laptop. Ostatnio był na szafce nocnej, ale po takim czasie nie miałam co liczyć na łut szczęścia. Leżał na biblioteczce. Nie na jednej z półek, które uginały się od książek, ale na biblioteczce.

Z jękiem poczłapałam do niej i weszłam na palce. Przeklinając pod nosem wysokie sufity w tym domu, zaczęłam próbować ściągnąć swój sprzęt.

Opuszkami próbowałam przyciągnąć do siebie laptop.

Właśnie miałam zarzucić nogę na pierwszą półkę, gdy ktoś złapał mnie za biodra i przyciągnął do swojej piersi.

– Nie możesz tak robić, gwiazdeczko.

Krzyknęłam głośno, a Hank jęknął.

– Jezu, kobieto. Płuca to ty masz zdrowe – powiedział, obracając mnie w swoją stronę.

Moje ręce automatycznie wylądowały na jego klatce piersiowej. Gołej i lekko spoconej klatce piersiowej. Hank przez prawe ramię miał przewieszony ręcznik, jego włosy były potargane i oddychał trochę szybciej. Jezu, czy jego mięśnie urosły? Nie, to przecież niemożliwe.

Moje dłonie przestały mnie słuchać. Palce rozszerzyły się machinalnie, a ja, zamiast spróbować uciec, przysunęłam się do niego.

Kurde, właśnie dlatego go unikałam – wiedziałam, że moje ciało mnie zdradzi. Robiło to od naszego pierwszego spotkania i teraz nie postąpiło inaczej.

My baby shot me down - ZAKOŃCZONEWhere stories live. Discover now