To tylko plotka

Zacznij od początku
                                    

Potykając się o framugę, z powrotem wpadła do bocznej izby. Rozglądała się pospiesznie, szukając czegoś, czym mogłaby się chronić. Ale widziała tylko bezużyteczne przedmioty i frustrującą ciemność.

Moment później wyłoniła się z niej ręka Sowieta. Krzyknęła z bólu, gdy złapał za jej włosy, i przyciągnął ją do siebie. Próbowała się wyrwać, ale po prostu wzmocnił uścisk.

Powlekł się z dziewczyną w głąb pokoju, niemal ciągnąc ją za sobą po podłodze. Stawiała opór, ale wydawało się, że nie robił na nim większego wrażenia. Wręcz wyglądał, jakby ta sytuacja była dla niego zabawą.

Rzucił ją na siennik, i nim zdołała się podnieść, już nad nią zawisł.

Biła, kopała, wiła się pod nim, odpychając biegające ręce, ale był silniejszy. Szarpnął dół jej halki, rozdzierając część materiału.

Załkała histerycznie. Było coś przeraźliwego w sposobie, w jaki uderzenia nigdy nie trafiały tam, gdzie by chciała, i jak by chciała. Nie mogła zadać mu nawet najmniejszego bólu.

Czerwonoarmista zacisnął mocno dłoń na jej ustach, warcząc coś po rosyjsku. Przewróciwszy ją na wznak, wepchnął kolano pomiędzy uda dziewczyny. Drugą ręką sięgnął do paska.

Ostatnia rzecz, którą zrobił, nim zsunął się z niej bezładnie po uderzeniu w głowę.

Maria natychmiast poderwała się do pozycji siedzącej. Słychać było trzaskanie, skrzypienie, ale nie mogła ich w pełni wyłapać. Krew nadal szumiała, sprawiając, że były bardzo odległe.

Pół sekundy szoku, następstwa nagłego ataku, wystarcza by dać atakującemu przewagę. Wasyl przeciął dzielącą ich odległość i uderzył prosto w jego splot słoneczny. Cały oddech wyleciał z Sowieta z chrząknięciem, gdy składał się jak papier wokół pięści Ukraińca.

Potem kolejne, i kolejne uderzenia. Z każdym ciosem kształty wokół traciły ostrość, a świadomość się rozmywała.

Skończywszy rozprawiać się z intruzem, Wasyl podszedł do dziewczyny, potykając się o własne nogi. Przyklęknął obok. Wyglądała, jakby początkowo z trudem rozpoznała osobę, która pojawiła się w polu jej widzenia.

Nim zdążył coś powiedzieć, lub w ogóle zebrać myśli, otworzyła szeroko oczy.

- Było ich więcej - westchnęła pospiesznie, prawie bełkocząc. - Słyszysz, było ich więcej, dwóch, trzech, Wa-asyl, oni..

- Wiem - od razu przerwał, unosząc ręce. - Wiem, spokojnie - kontynuował, widząc, że wciąż w panice próbowała coś wydukać. - Już ich nie ma.

Jej oddech był szybki i płytki. Skakała wzrokiem po jego twarzy, nie rozumiejąc co mówił.

- Nie ma ich. Nie ma tu nikogo - powtórzył powoli, niemal sylabując. Odwzajemniał jej spojrzenie z nadzieją, że może tak do niej dotrze. - Dobrze? Spokojnie.

Gdy z trudem przyswajała jego słowa, przełknął, samemu próbując się opanować. Wciąż lekko dyszał: po walce sprzed chwili, po szaleńczym biegu, gdy zauważył obce konie uwiązane o płot, i najczarniejszy scenariusz przebiegł mu przed oczami.

- Co się do cholery stało? Ile tutaj byli? Kiedy przyszli? Jak weszli? - wyrzucał pytanie po pytaniu, by choć trochę zrozumieć zastaną sytuację. - Wszystko w porządku? - to zadał już ostrożniej, mierząc ją wzrokiem, szukając jakichkolwiek złych oznak.

Nawet nie zdawała sobie sprawy, jak mocno płakała, dopóki nie westchnęła drżąco, próbując zaczerpnąć oddech. Objęła się ramionami, łzy wymykały się jej spod kontroli.

KołomyjaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz