Rozdział 4

3 1 3
                                    

Przyjęcie trwało w najlepsze. Praktycznie rzecz ujmując prosto z posiadłości lorda Raphaela trafiłam do sali balowej. Kolejny absurdalny bal, wydany na rzecz nie wiadomo kogo i czego. Na domiar złego urządzony za pieniądze z topniejącego w zastraszającym tempie skarbca królewskiego. Cudownie. Służba dobrze ukrywała wszystkie moje nieobecności, nawet te trwające kilka dni. Droga w jedną stronę do posiadłości Raphaela trwała trzy dni. Zmierzając do lorda zminimalizowalismy ten czas korzystając z mocy jednego z ludzi Adelaide... poprawka jednego z MOICH ludzi, który potrafił przenosić ograniczoną liczbę osób na długie dystanse. Nie było jednak mowy o skorzystaniu z tej opcji w drodze powrotnej. Żołnierz stracił zbyt dużo energii przenosząc nas już w jedną stronę. Zanim by ją odbudował dawno bylibyśmy w stolicy. I tak też zrobiliśmy. W drogę powrotną wyruszyliśmy konno. Nie spieszyło się nam. Atmosfera w zamku była na tyle nieciekawa, że pomimo mojej krótkiej bytności w ciele księżniczki z utęsknieniem wyczekiwałam każdej chwili z dala od tego miejsca. Poza tym po drodze mogłam sprawdzić jak kręcą się niektóre z moich interesów. Przez to umówiony z Raphaelem czas, który miałam poświęcić na przemyślenia minął praktycznie zupelnie. I po powrocie trafiłam wprost na to tandetne przyjęcie. Ci marni ludzie, którzy nazywali się jej rodziną, starali się jak mogli, żeby śledzić każdy jej ruch. Na to pozwolić nie mogłam. Nic mnie tak bardzo nie irytowało jak brak wolności. W pewnym sensie byłyśmy z Adelaide podobne. Zarówno jej jak i moja rodzina była do kitu. Byłam przekonana, że gdyby księżniczka była w takiej sytuacji w jakiej ja się znalazłam w swoim życiu jako Helena, jej rodzina również zachowałaby się podobnie i dopuściła tych samych czynów.
Nie. Nie mogłam teraz rozpamiętywać swojego własnego życia. Nie wtedy, gdy sytuacja z Raphaelem wymagała ode mnie gruntownego przemyślenia a czasu pozostało niewiele. Lord już niebawem miał dotrzeć do zamku. Nie mogłam podjąć tej decyzji pochopnie. Emocje nie mogły mną kierować, jednak obawiałam się, że już tak się stało. Adelaide nawet by tam nie było. Nawet nie usłyszałaby o tym, w jakiej sytuacji znalazł się lord, nie zdecydowałaby się na rozmowę z nim. Tymczasem ja na to pozwoliłam. Ponadto okazało się, że Raphael jest bardziej podobny do mnie, a nawet Adelaide, niż zdawał sobie z tego sprawę. Musiałam się od tego wszystkiego zdystansować. Oddzielić emocje od rozumu. Czasu pozostało wyjątkowo mało. Tymczasem jednak tkwiłam w absurdalnie ciężkiej i niewygodnej sukni balowej na środku sali wypełnionej wrogo nastawionymi do mnie ludźmi. Z każdą chwilą moja irytacja rosła. Wszędzie, gdzie się nie ruszyłam, śledziły mnie czyjeś szepty i spojrzenia. Miałam zaledwie 4 dni, aby zadecydować o zaryzykowaniu zdemaskowaniu Adelaide. I choć wiedziałam, co ona by zrobiła, na jej poglądy teraz nakładało się moje istnienie. Moje poprzednie życie i moje doświadczenia. Dlatego teraz musiałam zdecydować nie tylko co do przyszłości lorda, ale również co do przejęcia władzy nad życiem Adelaide. Gdybym zgodziła się na propozycję Raphaela byłoby to wbrew temu czego chciała Adelaide. Byłaby to moja droga: Heleny. A wcześniej obiecałam sobie i jej, że dopóki nie dam jej zasłużonej zemsty, będę kierować się jej zasadami i dopiero wtedy przejmę całkowicie jej życie i będę wprowadzać własne prywatne decyzje. Ale czy na pewno Adelaide by tego nie chciała? Nikt o tym nie miał pojęcia, jednak nie była ona całkowicie przeciwna zawarciu małżeństwa. Wymagała tylko kogoś dla siebie odpowiedniego. Żeby taką osobę wyłonić stworzyła tą absurdalną listę. To właśnie przez nią nie zabijała wszystkich tych mężczyzn jeszcze przed oficjalnym ogłoszeniem zaręczyn. Z niektórymi spotykała się nawet przez jakiś czas sprawdzając czy spełniają wymagania i warunki znajdujące się na liście. Czy jednak sama nie staram się naciągnąć tą sytuację wedle własnego uznania i kierując się własnymi emocjami? Podejrzewałam, że tak właśnie było. Pozostawało mi zdecydować co zrobię. Czy realizując zemstę Adelaide pozwolę na przywiązanie i związanie własnego życia z mężczyzną, który będzie spełniał wymagania zmarłej księżniczki? Jak wtedy później zacząć żyć własnym życiem? Jeszcze nie zaczęłam szukać odpowiedzi na te wszystkie pytania, a już przekonywałam się, że zabicie tego mężczyzny rozwiązałoby te wszystkie problemy. Coraz bardziej rozumiałam Adelaide. Nie zabijała własnymi rękoma nie tylko ze względu na sumienie, ale również żeby nie dać się nikomu zapędzić w kozi róg tak jak ja to zrobiłam. I to od razu przy pierwszej tego typu sytuacji. Niech to szlag! W swoim poprzednim życiu nie pozwalałam sobie na tego typu sytuacje i błędy. Dlaczego teraz pozwoliłam?
Nie tylko sytuacja z Raphaelem wymagała przemyślenia i działania. Do tej pory nie znalazłam żadnej wskazówki co do tego, kto nałożył na księżniczkę pieczęć blokującą jej moce i skazującą na to marne życie, które teraz wiodła. Kto wie? Może, gdy dowiem się skąd wzięła się pieczęć, odkryję również jakie moce posiadała sama Adelaide?
Zatopiona w tych myślach praktycznie wpadłam na grupkę trzech plotkujących szlachcianek. Na szczęście mnie nie zobaczyły. Zaczęłam się wycofywać, gdy ich słowa zatrzymały mnie w miejscu.
- Tak, też o tym słyszałam. Przerażające. Jak mogą trzymać taką osobę w pałacu? - Brązowowłosa szlachcianka z absurdalną fryzurą pochylała się szepcząc do rudowłosej.
- Temu potworowi w dodatku pozwalają na swobodne poruszanie się po zamku! Już dawno powinna trafić do lochu pod klucz.
- Mało tego ma dziedziczyć tron?! Dobre sobie! - Myszowłosa wyraziła oburzenie.
- Dokładnie. Powinni pozbawić ją życia już w kołysce. Po co tak wybitnej rodzinie królewskiej ktoś taki jak ona? Chora umysłowo, szalona, bez żadnej mocy i władzy. Nawet uroda jej nie sprzyja. Nie dziwię się, że jej matka zabiła się jeszcze za czasów jej dzieciństwa. Zwyczajnie nie mogła już dłużej wytrzymać obecności tej dziewuchy. Sama z resztą również nie należała do kogoś, kto powinien stać na czele całego kraju.
- Zgadzam się w tobą w zupełności! A jeśli nie mieli odwagi zgładzić tej dziewuchy jak jeszcze była w powijakach, powinni to zrobić zaraz po tym, jak zabiła mojego brata, który tak bardzo chciał jej pomóc. Dostając ofertę zaręczyn od króla brat z początku był przeciwny. Później jednak, po rozmowie z miłosiernym królem, postanowił pomóc tej biednej dziewczynie. Przejął by za nią cały ciężar władzy tak, aby jej udręczony, szalony umysł mógł się zregenerować. Musiałaby tylko dać mu potomka, to by była cała jej powinność. Oczywiście dałby jej później żyć spokojnie w jakimś wiejskim dworze tak jak za dzieciństwa, gdy odesłali ją, żeby odzyskała zdrowie.
Nad głową zbierały mi się chmury gradowe. Z każdym nienawistnym słowem tych dziewuch bombardowały mnie bolesne wspomnienia Adelaide. W pewnym momencie, gdybym nie była pewna, że księżniczka nie żyje, a jej dusza opuściła to ciało, mogłabym przysiąc, że przejmuje nade mną kontrolę. Wiedziałam jednak, że jest to wynik zalewających mnie wspomnień i przeszłych emocji Adelaide.
Przez ułamek sekundy próbowałam je stłamsić, zepchnąć na tył jaźni, jednak po chwili zastanowiłam się po co? Zamiast tego zaczęłam zagłębiać się w te emocje i przyglądać wyświetlanym wspomnieniom. Ogarniała mnie przemożna, niepohamowana wściekłość. Czułam jak moc we mnie buzuje i wzbiera. Czułam potęgę. Nigdy wcześniej nie byłam tak potężna. Moc księżniczki koronnej dalece przekraczała moje możliwości. Z radością dałam się ponieść temu uczuciu.
Wzbierająca we mnie energia groziła wybuchem. Czułam jak całe moje ciało wręcz iskrzy. Widocznie wyładowania mocy musiały poczuć te trzy suki, bo odwróciły się gwałtownie w moją stronę. Mój widok wywołał skrajne emocje. Jedna z nich zrobiła się blada jak ściana, druga wyglądała jakby ogarnęła ją wysoka gorączka, a trzecia... Myszowłosa stanęła podparta pod boki, z wysoko uniesionym podbródkiem i mściwym uśmiechem na ustach.
- No co? Chciałabyś coś powiedzieć? A może uważasz, że to, co mówiłyśmy to nie o tobie? - Mówiła zaczepnie i nad wyraz głośno.
Nie odzywałam się. Pozwalałam jej mówić. Chciałam przekonać się do czego to zabrnie, ponadto czułam, jak coś ukrytego głęboko we wspomnieniach Adelaide otwiera oczy i budzi się do życia. Pozwalałam, aby w dalszym ciągu kierowały mną od dawna tłamszone emocje i wspomnienia księżniczki. Z rozkoszą wręcz podsysałam płomień nienawiści i złości, który rozpalił się we mnie po usłyszeniu tego wszystkiego. Podniesiony głos myszowłosej przyciągał do nas coraz więcej spojrzeń. Szlachta zaczęła gromadzić się wokół naszej grupki chcąc usłyszeć czego dotyczy zamieszanie. Widziałam wśród tłumu twarzy sylwetki swojego przyrodniego rodzeństwa. Król z królową również zmierzali w tym kierunku. Dobrze. Chodźcie tu. Chodźcie tu wszyscy i posmakujcie mojej nienawiści.
- Nic nie powiesz? Tak też myślałam. A to dlatego, że to wszystko prawda. Nie jesteś warta korony. Nie jesteś warta bycia częścią rodziny królewskiej. Nic nie znaczysz ani ty, ani twoja zdechła matka. Najlepiej zrobisz dołączając do niej. A jeśli brak ci nawet do tego odwagi, znajdzie się aż nadto chętnych do pomocy przy zakończeniu twojej marnej egzystencji.
Eksplodowałam. Pozwoliłam dotąd zamkniętej przez okowy pieczęci mocy rozlać się po całej sali. Pozwoliłam jej na okazanie całej swojej potęgi. Ochoczo do całej tej surowej mocy dolewałam własne, wcale nie małe zasoby surowej energii. Czułam jak te dwie energie łączą się ze sobą, drażnią i ścigają tak, jakby doszło do spotkania dwojga dawno nie widzianych kochanków. Pozwoliłam tej mocy, kierowanej tylko i wyłącznie emocjami Adelaide na życie własnym życiem. Czułam, jak uderza o witraże w sali balowej niszcząc je w drobny mak. Kątem oka widziałam drgania prawionego diamentami i rubinami żyrandola, dumy sali tronowej, w której odbywał się bal. Widziałam najpierw popłoch, a później przerażenie stojącej pod nim szlachty. Podczas gdy wszyscy uciekali spod spadających i roztrzaskiwanych w drobny mak kamieni szlachetnych, strażnicy starali się utrzymać pękające liny utrzymujące ogromną, ciężką konstrukcję żyrandola. Na nic się zdały ich wysiłki. Żyrandol runął, niestety wszyscy zdążyli uciec przed niebezpieczeństwem. Żaden zgromadzony nie zorientował się, że wszystkie te wybuchy i ta szalejąca moc stara się zapędzić ich wszystkich w moją stronę.
Wszystko działo się jakby w zwolnionym tempie, choć były to faktycznie sekundy. Doskonale widziałam przerażenie na twarzach wszystkich zgromadzonych. Trzy suki zbiły się w kupkę u moich stóp i piskliwie wrzeszczały. Największą satysfakcję czułam widząc twarze mojej "rodziny". Widziałam jak szok na ich twarzy ustępuje miejsca wściekłości, a później przerażeniu. Dobrze. Macie się bać. Macie być przerażeni. Macie czołgać się u moich stóp błagając o litość i wybaczenie. Ale jeszcze nie teraz. To, co dzisiaj wam pokażę to tylko przedsmak. Mała namiastka tego, co was niedługo czeka.
Gdy kurz zaczął opadać, a moc która dalej nie wytrąciła swojej energii zaczęła krążyć wokół nas wszystkich zamykając nas w ciasnej bańce. Nastała cisza przerywana jedynie szlochami niektórych wysoko urodzonych dam.
- Adelaide! Co to wszystko ma znaczyć?! - Niczym obudzony z letargu król zaczął wrzeszczeć. Przez chwilę nasze oczy się spotkały. Pozwoliłam, aby poczuł głębię mojej wściekłości. To, jak z trudem panuję nad potęgą, którą po raz pierwszy, ale wiedziałam że nie ostatni udało mi się wyzwolić. Pozwoliłam, żeby zrozumiał, że jeden krok dzieli ich wszystkich od śmierci jeśli stracę nad sobą kontrolę. Pozwoliłam też żeby zobaczył szaleństwo. Szaleństwo i ekstazę, którą czułam gdy ta potęga przepływała przez moje żyły.
- Ojcze. Cieszę się, że nic ci się nie stało. - Zaczęłam kpiąco. Musiałam naprawdę zapanować nad sobą, żeby nie wybuchnąć histerycznym śmiechem, gdy zobaczyłam jak się wzdrygnął. - Te trzy suki dopuściły się właśnie zdrady stanu. Sugerowały nawet zamach na koronę. - Wskazałam palcem na trzy zbielałe na twarzy szlachcianki. Król przez długą chwilę wpatrywał się we mnie, jakby bojąc się spuścić mnie choćby na sekundę z oczu. Poprawnie. W końcu jednak otrząsnął się i spojrzał na skulone przede mną kobiety. Na twarzy ojca pojawiło się niedowierzanie i złość. Widziałam jak trybiki w jego głowie pracują szaleńczo. Zrozumiałam, że zdobyłam wspaniałą kartę przetargową.
- Czy to prawda? - Zapytał powracając do swojej stałej roli oschłego władcy kraju.
- Nie! To nie tak!
- To jakieś nieporozumienie!
- My nigdy niczego takiego nie sugerowałyśmy!
Kobiety przekrzykiwały się jedną przez drugą klęcząc na podłodze przede mną.
- My tylko plotkowałyśmy między sobą, gdy przyszła ta kob... To znaczy Jej Wysokość. Musiała nas źle usłyszeć!
- Tak, źle nas zrozumiała!
- Dokładnie, tak było. To nieporozumienie.
Wszystkie trzy kobiety ośmieliły się odwrócić ode mnie plecami zwracając się o pomoc do króla. Tak jakby wiedziały, że ich obroni. Ja również już to widziałam. Były dla jego planów cenne. One, albo ich rodziny. Zamierzał je chronić. Nie wiedział jednak, że na to liczyłam. Nawet nie domyślał się czym ta obrona się dla niego skończy.
- Córko, obawiam się, że tak jak mówią te szlachetne panie, zaszło jakieś niepo...
- Teraz sugerujecie, że jestem głucha i głupia? - Przerwałam królowi zwracając się do kobiet, a moim słowom towarzyszył grzmot. Widziałam, jak uderzenie energii roztrzaskuje nieopodal parkiet sali. Rozległy się wysokie krzyki, gdy na podłodze pod stopami zebranych pojawiła się siatka pęknięć. Kobiety zaczęły gorączkowo rozglądać się po tłumie w poszukiwaniu pomocy.
- Nie, jak żebyśmy śmiały!
- Księżniczko, my tylko chciałyśmy...
Ponownie zaczęły się przekrzykiwać.
- Dosyć! - Król widząc, że w panice szlachcianki mogłyby powiedzieć za dużo przerwał ich tłumaczenia. - Adelaide, skończ natychmiast ten teatrzyk! Masz natychmiast przeprosić te szlachcianki!
Tym razem nie wytrzymałam. Głośny śmiech, w którym nie było słychać grama rozsądku przeciął zapadłą w sali ciszę. Był to śmiech szaleństwa, który przeraził wielu z zebranych.
- Teatrzyk? Jak sobie życzysz ojcze. Zaprezentuje ci sztukę ponad sztuką!
Zmieniałam kierunek strug energii w taki sposób, aby pochwyciły rudowłosą i uniosły ją nad ziemię. Moc trzymała ją kilka stop nad ziemią delikatnie podduszając. Nie na tyle jednak żeby nie mogła mówić. Sekundy później poczułam nadchodzący magiczny atak. Pochodził nie tylko od króla. Zarówno królowa, jak i jej dzieci atakowały mnie jednocześnie. Nie zwróciłam na to zbytnio uwagi. Spodziewałam się wręcz go. Oczekiwałam. Wiedziałam, że w stanie, w jakim się znajduję, połączenie mocy mojej i Adelaide jest zbyt potężne, aby jakakolwiek siła mogła mnie okiełznać. Machnięciem ręki roztracilam ich atak kierując go w stronę sufitu nad bliźniaczymi tronami. Rozległ się ogromny huk, gdy sufit runął wzniecając ponownie chmurę pyłu. Kolejne machnięcie ręki wygoniło pył poza roztrzaskane okna.
Jak podejrzewałam była to dla mnie łatwizna. Chciałam im to właśnie pokazać. Że są wobec mnie bezsilni. Nie tylko pod względem mocy, co kierując do nich kolejne słowa przypomniałam.
- Nie radzę. - Pogroziłam rozbawiona palcem. - Każdy atak na mnie będzie traktowany jako atak na kraj i koronę. Jestem dziedziczką tronu i nie zostałam wybrana nią przez was, abyście mogli mi w jakikolwiek sposób zagrozić.
Wrzask rudowłosej suki przeniósł uwagę ponownie na kobiety przede mną.
- Nie zapominajmy o tych sukach. One już wykonały swój ruch. Dopuściły się zdrady. Nieprawdaż?
- Nie! My tylko rozmawialiśmy o księżniczce i jej matce! - Krzyknęła przerażona rudowłosa.
- Moja matka, suko, była Królową. Królową, którą szkalowałyście publicznie. Co, nawiasem mówiąc, również świadczy o zdradzie. - Wysyczałam.
- Dosyć! Wystarczy! Córko, widzę już, że te szlachcianki popełniły mały błąd w ocenie. Sądzę, że kara jaką wymierzyłaś już jest nieproporcjonalnie duża do przewinienia. Puść tą dziewczynę i zapomnijmy o sprawie.
Pozwoliłam na to, aby powoli, w trakcie całej tej sytuacji, trzaskająca moc osłabła i niepostrzeżenie wracała do mojego ciała. Po słowach króla pozwoliłam mocy trzymającej rudowłosą na rozproszenie, dzięki czemu suka była wolna. Nie na długo jednak.
Nareszcie! Widziałam, jak myszowłosa zmienia podejście. Widziałam, jak obrona króla i całej rodziny królewskiej nadaje jej odwagi. Celowo nie zaatakowałam właśnie jej czekając, aż popełni ten fatalny dla nich w skutkach błąd.
- Ha ha ha! Dokładnie. Podwiń pod siebie ogon, wyświadcz wszystkim przysługę i zniknij - rzuciła, zanim ktokolwiek zdołał ją uciszyć. Wiedziałam, że ten typ zawsze musi mieć ostatnie słowo.
- Zniknij? Miałabym skorzystać z twojej wcześniejszej oferty?
- Dokładnie! Już dawno powinnaś zdechnąć, ty nic nie znacząca szmato! Każdy z nas jest aż nazbyt chętny, aby ci w tym pomóc! - Triumfowała.
Na moich ustach rozlewał się powolny, groźny uśmiech.
- Wszyscy słyszeli? - Zapytałam rozglądając się po tłumie. - Królu. To ty, jako obecnie panujący, masz za zadanie dbać o przestrzeganie zasad i praw naszego państwa. Co więc nasze prawo, którego przysięgałeś na swój honor i życie przestrzegać, mówi o kierowanych wobec księżniczki koronnej gróźb śmierci?
Twarze kolejnych szlachciców robiły się coraz bledsze. I myszowłosa zaczęła rozumieć to, że powiedziała za dużo. Król został postawiony pod ścianą. Nie mógł już nic zrobić. Nie na oczach przedstawicieli rodzin ponad połowy krajowej szlachty. Równałoby się to z natychmiastową utratą władzy. Widziałam jak w złości zaciska pięści i szczękę. Prawo przewidywało jedną tylko karę. Nic jednak nie powiedział.
- Nie wiesz? Czy naprawdę król, który stoi na czele praw naszego państwa tych zasad nie zna? - Mówiąc to udawałam zasmuconą i przejętą. - Może więc ty, macocho, doedukujesz obecną tu szlachtę? Też nie? Któryś z moich braci lub sióstr?
Cisza. Żadne z nich się nie odezwało. Nikt jednak nie podejrzewał, że korzystając z mocy to ja odbierałam im głos świadomie ich poniżając.
- Śmierć. - Dobiegło z mojej prawej strony. Zaskoczenie nieomal pozbawiło mnie koncentracji. Całą siłą woli włożyłam w to, aby nie dać go po sobie poznać. Mężczyzna, który zabrał głos zgiął się w głębokim ukłonie. - Prawo naszego kraju wskazuje, że życzenie śmierci rodzinie królewskiej uważane jest za zdradę stanu i karane jest tylko w jeden sposób. Śmiercią. W przypadku jawnego życzenia śmierci kara obejmuje nie tylko winnego, ale również całą jego rodzinę. - W tłumie mężczyzn stał lord Raphael. Nie pozwoliłam sobie na więcej niż przelotne spojrzenie. Więc był tu wcześniej niż przypuszczałam. Jego obecność świadczyła o tym, że wyruszył do stolicy niedługo po mnie.
Przez tłum szlachetnie urodzonych przetoczył się szum. Usłyszałam płacz kilku kobiet.
- Głowy rodów, z których pochodzą te kobiety. Czy są tu dziś obecne? - Mój wzrok ciskał gromy. Gdziekolwiek by padł, tam czyjaś sylwetka kuliła się, starając nie przyciągać mojej uwagi. O dziwo rodzina królewska siedziała cicho. Nawet król nie odważył się więcej zabrać głosu pomimo tego, że już cofnęłam blokujące ich macki mocy.
Z tłumu zaczęły napływać sylwetki trzech par. Każda należała do zaawansowanych wiekowo szlachciców. Wyszli z tłumu i stanęli za córkami swoich rodów z wysoko zadartymi podbródkami.
- My jesteśmy głowami rodów tych szlachetnych córek. - Wiedziałam już po kim myszowłosa jest tak pyskata. Postawa jej rodziców również nie pokazywała po sobie ani grama szacunku.
- Szlachetnych? Chyba chodziło ci o zdradzieckich? Ech... - Westchnęłam. - Mało tego widzę, że w obecnych czasach, za rządów mojego ojca, dużo się pozmieniało. Szlachta widocznie zapomniała, gdzie jej miejsce i na czym polega podstawowa etykieta! - Wykrzyknęłam. Moc zrobiła swoje. Poczułam jak setki drobnych jej nici łapie każdą zgromadzoną tu osobę i zgina w ukłonie odpowiednim do posiadanej przez ich rodziny władzy. Mocy nie umknęła nawet rodzina królewska, teraz stojąca czy to z pochyloną głową, czy jak moje "rodzeństwo", w głębokim ukłonie. Czułam, jak miotająca się szlachta próbuje atakować macki mojej energii swoimi mocami, aby się wyzwolić. Wtedy odkryłam kolejną z umiejętności magicznych Adelaide. Każdy atak magiczny był przez jej moc pochłaniany i zamieniany w energię pod moimi rozkazami. Z każdym kolejnym atakiem szlachty moja siła rosła.
- Dalej nie rozumiecie jak bezsilni wobec mnie jesteście? Wasza odwaga jest aż tak ślepa, że atakujecie córkę Królowej Jasmine? Jedyną uprawnioną do dziedziczenia tronu? Jedyną, w której żyłach płynie prawdziwa królewska krew? - Grzmiałam przypominając wszystkim, że król, któremu przyrzekali wierność, w rzeczywistości został nim wyłącznie poprzez związek z prawdziwą królową - moją matką.
Tym razem podziałało. W końcu arogancja zaczęła ustępować przerażeniu w miarę jak szlachta uswiadamiała sobie wagę swoich działań.
- To nikt inny jak moja rodzina nadał waszym rodom tytuły i ziemię. Sądziliście, że jest to wasze? Władza i ziemia została wam dana tylko pod warunkiem lojalności, której wy nie okazaliście mi odkąd się urodziłam. Teraz też otwarcie dopuszczacie się zdrady okazując brak podstawowego choćby szacunku. Zapominacie, że już niebawem to właśnie ja będę rządzić tym krajem. Nie moi przyszywani bracia i siostry. Ich tytuły są fałszywe, podobnie jak ich matki. Król nie miał prawa mianować macochy królową i wy wszyscy, znający nasze prawo i dekret wydany przez prawdziwą królową, wiecie o tym doskonale. Tymczasem tańczycie przed nią chyląc głowy niżej niż przede mną. Wasze błędy nigdy nie zostaną wybaczone. Zbyt długo kierowała wami arogancja. I ja obiecuję, że zrobię z tym porządek. Bo to właśnie ja mam do tego prawo. I nikt inny.
W trakcie swojego wywodu cofnęłam moc. Nikt jednak nie odważył się wyprostować. Wzrok wszystkich zebranych wbity był w ziemię. Jedynie nienawistne spojrzenia rodziny królewskiej utkwione były we mnie.
- Te trzy kobiety zostały przeze mnie oskarżone o zdradę stanu. Was wszystkich powołuję jako świadków i sędziów. Jak sami zauważyliście, karą otwartego życzenia śmierci rodzinie królewskiej jest śmierć całego rodu.
- Wasza Wysokość! Tak się nie godzi! - Wykrzyknął ojciec myszowłosej.
- Uważasz więc, że zanim jeszcze wstąpię na tron, mam zdradzić obowiązujące od wielu pokoleń prawo? Wykazać się arogancją dorównującą waszej? Chcesz mi może - dziedziczce tronu - powiedzieć, co powinnam zrobić? Posiadasz aż taką władzę, żeby mnie pouczać?
Szlachcic panicznie zaczął spoglądać pomiędzy mną a królem. Dopiero, gdy uświadomił sobie grozę całej sytuacji zamarł. Więcej nie odważył się odezwać. Król mu nie pomoże. Wygrałam.
- Mimo wszystko dzisiaj okażę wam miłosierdzie, którego nigdy nie uświadczyłam od was. Jeśli głowy rodziny wymierzą karę swoim córkom reszta rodu ocali życia. - Zezwoliłam dobijając ostatni gwóźdź do trumny. Zmuszając ojców do zabicia własnych córek byłam w rzeczywistości jeszcze bardziej okrutna.

* * *

Obserwowałem księżniczkę koronną od samego początku balu. Sam dotarłem do stolicy zaledwie kilka godzin przed nią, a to tylko z pomocą moich umiejętności magicznych. Według naszych ustaleń mieliśmy zobaczyć się dopiero jutrzejszego dnia, jednak król zażądał wcześniejszego spotkania ze mną. Liczyłem na rozmowę z księżniczką jeszcze przed spotkaniem z królem, tak się jednak nie stało. Jej wysokości jeszcze nie było w stolicy. Dotarła wprost na bal, o czym wiedziałem tylko dlatego, że jej człowiek który śledził każdy mój krok mnie o tym poinformował. Na królewskich balach i bankietach nigdy wcześniej nie bywałem. Odkąd zostałem lordem, w miejsce mojego ojca, nie chciałem mieć z tym miejscem nic wspólnego, a wcześniej zwyczajnie takie życie zupełnie mnie nie interesowało. Obecność tutaj otworzyła mi oczy na wiele spraw. Między innymi na to, jak zakłamana i dwulicowa jest tutejsza szlachta z samym królem na czele. Było mi wstyd, że sam należę do tej grupy, chociażby tylko ze względu na posiadany tytuł. Chwilę po rozpoczęciu balu atmosfera znacznie się zmieniła. Ciekawiło mnie czego dotyczy ta zmiana dopóki nie zobaczyłem wkraczającej na salę księżniczki koronnej - żywego powodu tej zmiany. Przez resztę wieczora obserwowałem ją i słuchałem dochodzących zewsząd plotek. Mało które nie dotyczyły księżniczki. Wszystkich tych ludzi powinno się stracić za to, co opowiadali. Słyszałem, że dziedziczka tronu nie ma dobrej reputacji, jednak to, co tu usłyszałem przechodziło moje najśmielsze wyobrażenia. Nikt tutaj nie był przychylny księżniczce. Musiałem przyznać sam przed sobą, że w naprawdę dużą część przytaczanych przez szlachtę opowieści byłem w stanie uwierzyć. Nigdy jednak nie odważyłbym się na gadanie i plotkowanie jakiemu teraz oddawali się szlachcice. Później zobaczyłem wyraz twarzy księżniczki koronnej. Od początku wydawała się nieobecna, momentami przez jej twarz przebiegał dziwny wyraz. Przez chwilę przyglądałem jej się uważniej. Tak. Zdecydowanie się nie myliłem. Smutek. Były to ułamki sekund, jednak nie było mowy o błędzie. Tylko czemu? Skąd? Po chwili się zreflektowałem. Na własne uszy słyszałem jak jest tutaj odbierana i traktowana. Zanim to sobie uświadomiłem zmierzałem już w jej stronę. I właśnie wtedy to się stało. Widziałem jak wpada na te trzy kobiety. Słyszałem ich każde słowo. Widziałem też twarz księżniczki, wyraz wściekłości i nienawiści, który się na niej pojawił. Przez chwilę poczułem szok. Jak można mieć w sobie aż tyle nienawiści? Później zobaczyłem szaleństwo, a gdy nastąpił wybuch odkryłem, że się tej kobiety zaczynam bać.
Jej potęga przeczyła wszystkim rozsiewanym o niej plotkom. Od razu rozpoznałem ten rodzaj mocy. Przez całe tysiąclecia krążyły o niej legendy. Od początku dziejów zaledwie garstka osób posiadała tą moc. Władza nad samą esencją. Dzięki temu talentowi jego posiadacz mógł zrobić niemal wszystko. Były tylko dwa rodzaje mocy, które mogły się mierzyć z władzą nad samą esencją. Była to moc niebytu oraz kontroli umysłów. Jednak te dwie moce, choć równie żadkie, najczęściej zaraz po rozpoznaniu były eliminowane. Uważano je za ekstremalnie niebezpieczne. Nie sądziłem jednak żeby nawet, gdyby znalazł się posiadacz którejś z tych mocy, był on w stanie okiełznać moc jej wysokości. Nigdy wcześniej nie spotkałem się z taką potęgą.
Nie tylko to przeraziło mnie w całej tej sytuacji. W momencie, gdy krok po kroku skrupulatnie udowadniała wszystkim swoje racje w sposób bezwzględny niszcząc wręcz przeciwników, zacząłem zastanawiać się, czy naprawdę złożona przeze mnie księżniczce propozycja, to dobry pomysł. Zacząłem się zastanawiać czy chcę, aby ktoś taki kiedykolwiek zbliżył się do mojej rodziny. Gdy nasze spojrzenia spotkały się w momencie, gdy rozkazała ojcom zabić własne córki byłem już tego nawet pewien. Księżniczka była nieprzewidywalna i skrajnie niebezpieczna.

Zemsta - K.N.ThonessWhere stories live. Discover now