Rozdział 3

6 1 1
                                    

Wiedziałem, że po mnie przyjdzie. Gdy tylko otrzymałem wieści z pałacu, że król planuje moje zaręczyny z księżniczką koronną, wiedziałem że zginę. Nie byłem głupi. Przynajmniej za takiego się nie uważałem. Zanim więc przyszło oficjalne pismo zacząłem przygotowania. Nie do ucieczki ani do obrony przez zabójcami, którzy wiedziałem, że prędzej czy później zapukają do moich drzwi. Wiedziałem, że nie uda mi się przed nimi umknąć. Dużo lepszym ode mnie się to nie udało. Księżniczka koronna, która jak mogłem się jedynie domyślać, stała za wszystkimi zabójstwami i nieszczęśliwymi wypadkami przydarzającymi się jej narzeczonym współpracowała jedynie z najlepszymi. A wiedziałem o tym dlatego, że choć miałem naprawdę ogromny talent w pozyskiwaniu informacji o niej nie wiedziałem praktycznie niczego. Zarówno o jej życiu jako księżniczka koronna, ale również o tym drugim, sekretnym. Ludzie, którzy dla niej pracowali byli aż nazbyt lojalni. Nie mogłem ryzykować i zadać zbyt dużej ilości pytań. Nie zdążyłem się przygotować. Tego samego dnia, którego otrzymałem informację od swoich informatorów z pałacu przyszło również wezwanie na spotkanie w gospodzie. Byłem niemal pewien, że księżniczka już o wszystkim wie. Sądziłem, że nie wrócę z tego spotkania żywy. Gdy zobaczyłem tego lokaja spanikowałem na tyle, że podczas spotkania nie mogłem zachować normalnego opanowania. Postanowiłem jednak nie odzywać się na ten temat. Liczyłem, że zyskam tym jeszcze kilka dni na uporządkowanie swoich spraw. Tymczasem jeszcze tego samego dnia pojawili się w okolicach mojej posiadłości obserwujący mnie zabójcy. Straż ich nie dostrzegła, ja jednak byłem lepszym obserwatorem. Wiedziałem że pozostały mi godziny. Może doba. Przez cały ten czas zastanawiałem się w jaki sposób zginę. Czy upozorują nieszczęśliwy wypadek? Rabunek z zabójstwem? Samobójstwo? Nie wiedziałem. Musiałem jednak zrobić wszystko, aby ta sytuacja nie wpłynęła na moją rodzinę. Musiałem ich chronić i zrobić wszystko, żeby dać sobie więcej czasu.
Od dawna obserwowałem poczynania rodziny królewskiej. Z resztą mało kto nie wiedział o tym, że ci, którzy wybierani są na narzeczonych dziedziczki tronu giną. Wiedziałem o blisko dwudziestu zabójstwach, choć niektóre z nich były podawane do opinii publicznej jako wypadki. Domyślałem się, że było ich nawet więcej. Nie wierzyłem w te rzekome wypadki. Wiedziałem, że musiał się do nich ktoś przyczynić. Do tej pory nikt nie odkrył kto za tym wszystkim stoi. Ja również miałem tylko swoje przypuszczenia. Tropy prowadziły albo w ślepe zaułki, albo do któregoś z członków rodziny królewskiej. Nigdy bezpośrednio nie wskazywały na samą księżniczkę. Ja jednak domyślałem się, że to właśnie ona. Zrobiła naprawdę dobrą robotę kierując fałszywie oskarżenia i podrzucając fałszywe dowody. Nie była to zdecydowanie amatorska robota. Nie sądziłem jednak, że przyjdzie po mnie osobiście. Jednak to było mi na rękę. Wiedziałem, że gdyby to nie ona pojawiła się by mnie zabić, nic nie udałoby mi się wskórać. Zabójcy po prostu wykonaliby swoją robotę. Tymczasem dostrzegłem smukłą sylwetkę przyczajoną na dachu jednego ze skrzydeł posiadłości. Zdecydowanie nie należała do żadnego z mężczyzn śledzących mnie i obserwujących od kilkunastu godzin. Zaskoczyło mnie to i zdenerwowało zarazem. Jak tylko zobaczyłem jej ludzi wiedziałem, że nie dożyje świtu. Jej obecność wszystko zmieniała. O ile zgodzi się mnie wysłuchać. Nie miałem na to zbyt dużych nadziei, jednak musiałem zrobić wszystko co w mojej mocy. Od tego zależało nie tylko moje życie. Miałem zbyt wiele do stracenia.
- Wiem kim jesteś, Wasza Wysokość.
Przyznając się do tego mogłem równie dobrze sam wbić sobie nóż w serce. Musiałem jednak chwycić jej uwagę. Byłem gotów powiedzieć jej wszystko. Przyznać się do wszystkich posiadanych przeze mnie informacji, choć były one niezwykle dla mnie niebezpieczne. Wszystko, aby tylko się uratować. Moja śmierć skończyłaby się śmiercią jeszcze trzech niewinnych istot. Nie mogłem do tego dopuścić. Musiałem postawić wszystko na jedną kartę.
- Chciałem z tobą porozmawiać już wczorajszej nocy w gospodzie, uznałem jednak, że nie jest to odpowiedni czas.
Stało się. Przyznałem się również do wiedzy, że to właśnie księżniczka jest osobą, której dostarczałem przez ostatnie lata informacje. Przyznałem się, że wiem o jej drugim życiu.
Widziałem jak jej oczy wypełnia szok. Zaledwie chwilę później były już pełne niepohamowanej złości. Poczułem jak do mojej krtani przyciśnięty zostaje nóż. Nawet nie zobaczyłem błyskawicznego ruchu zabójcy. Z trudem przełknąłem ślinę. Zrobiło mi się sucho w ustach. Może nie powinienem tego mówić na samym początku?
- Dlaczego więc wtedy się nie odezwałeś? - Księżniczka w końcu zdecydowała się odezwać.
- Czy wtedy pozwoliła byś mi odejść, Wasza Wysokość? - zapytałem znając odpowiedź.
- Nie. - Padła zdecydowanie wypowiedziana odpowiedź. Tak też sądziłem. Choć nie wiedziałem jakim jest człowiekiem byłem pewien co do jednego: bardzo dba, aby nikt się niczego o niej nie dowiedział.
- Nie byłem gotowy na śmierć.
- A teraz jesteś? - W tonie głosu zamaskowanej kobiety wyraźnie słychać było ostrzegawcze nuty.
- A czy ktoś kiedykolwiek staje się na nią gotowy? Starałem się zakończyć wszystkie zadania. Zadbać o przyszłość posiadłości i rodziny...
- Poinformować kogoś co się wydarzy? - Przerwała mi. Teraz już wiedziałem, że jest wściekła.
- Nie. Tego nie zrobiłem. - Odpowiedziałem szybko. - Możesz przejrzeć wszystkie dokumenty w posiadłości i prześledzić to, co ostatnio robiłem. To i tak nie da ci pewności, że nikogo nie poinformowałem, jednak nic ci nie da takiej gwarancji. Mogę jedynie ręczyć za tym własnym słowem.
Księżniczka dała znak obecnemu z nią zabójcy, żeby przeszukał sąsiadujące z sypialnią biuro. Nóż do tej pory trzymany mi na gardle zniknął. Poczułem zaskoczenie i zacząłem się zastanawiać nad jej ruchem. Po samych ruchach mężczyzny i jego szybkości mogłem wywnioskować, że jego umiejętności znacznie wykraczają poza te posiadane przeze mnie. Sądziłem, że jest tutaj dla ochrony księżniczki. Tymczasem ona go odsyłała. Czy czuła się aż tak pewna swoich umiejętności, że nie obawiała się ataku z mojej strony? A może to jej magiczne umiejętności pozwalały jej na taką pewność siebie? Umiejętności, o których nikt niczego nie wiedział. O których krążyły pogłoski, jakoby ich nie posiadała. Musiałem być bardzo ostrożny. Moje moce w tej sytuacji nie stanowiły dla mnie żadnej pomocy.
- Chciałeś ze mną porozmawiać po to, aby coś udowodnić? Czy żeby pokazać mi ile o mnie wiesz? A może zwlekasz bo wiesz, że ktoś ma się tutaj pojawić? - Ton dziewczyny był ostry i zaczepny.
- Nie. Jeśli mi uwierzysz powiem ci również, że nikomu nie powiedziałem o tym co wiem. Zachowałem te informacje dla siebie. Nikogo się nie spodziewam księżniczko i nie zamierzałem grać na zwłokę.
- Nawet jeśli rzeczywiście tak jest, co na pewno sprawdzę, powiedz mi dlaczego?
- Kilkukrotnie mi pomogłaś, choć nie musiałaś. Uznałem, że postępując w ten sposób, odpłacę ci się za pomoc. Ponadto uważałem, że szybko straciłbym życie, gdybym cokolwiek komukolwiek powiedział.
Musiałem być z nią szczery, a przy okazji mówić to, co jak sądzę chciałaby usłyszeć. Tylko tak mogłem przeżyć. Było to jednak naprawdę trudne w sytuacji, gdy tak naprawdę nie wiesz nic o swoim rozmówcy.
- Po co więc przedłużać nieuniknione i prosić zabójcę o rozmowę? - Tym razem słyszałem, że ją zaciekawiłem. Dobrze. Musiałem tylko jak najdłużej utrzymać ten stan rzeczy.
- Chciałem złożyć ci pewną propozycję, wasza wysokość. Nie musisz jej przyjmować, zrobisz jak uznasz za słuszne.
Czułem, że niedługo już będę w stanie panować nad nerwami. Nie przypuszczałem, że będzie to tak nerwowa i stresująca sytuacja. Bałem się. Nie o siebie. W każdej chwili mogło coś pójść nie tak, a wtedy zginę nie tylko ja, ale również ci, dla których teraz robiłem wszystko, aby przeżyć. Aby też oni mogli przetrwać.
- A może to ja ci coś zaproponuję? Położysz się grzecznie ponowie do łóżka, a ja szybko cię zabiję. To będzie naprawdę łatwa śmierć. I nie będę słuchać żadnych propozycji. Co ty na to?
Zamarłem. To był scenariusz, którego obawiałem się najbardziej. Że nie zostanę wysłuchany i zginę. Gdyby śmierć miała dotyczyć tylko mojej osoby nie oponowałbym. Tak jednak nie było.
- Nie mogę się na to zgodzić - zaprzeczyłem.
- Sam mówiłeś, że nie zamierzasz się bronić. - Brew księżniczki powędrowała do góry.
- Wybacz, ale kłamałem. Nie mogę dać ci się zabić. Ani tobie ani nikomu innemu - powiedziałem wstając. W tej samej chwili bezszelestnie do pokoju wpadło jeszcze dwoje mężczyzn. Jeden mierzył do mnie z kuszy, drugi trzymał w ręku nagie ostrze miecza. Zamarłem i uniosłem do góry ręce, aby pokazać, że nie jestem uzbrojony. - Musisz mnie wysłuchać, wasza wysokość. Proszę.
Przez dłuższą chwilę panowała niczym niezmącona cisza. Czekałem. Bardzo ciężko było mi ocenić nastrój księżniczki. Nie dość, że strój i maska na twarzy niemal całkowicie ją maskowała, to w pokoju nie paliła się nawet najmniejsza świeca. Jedynym dostępnym światłem był blask księżyca padający przez odsłonięte okna oraz dogasający żar drewna w kominku.
- Co to za propozycja? - Padło po dłuższej chwili pytanie. Odetchnąłem, choć niebezpieczeństwo jeszcze nie minęło. Nie miałem szans przeżyć dzisiejszej nocy. Z jednym z nich, może z dwojgiem bym sobie jeszcze poradził. Z czwórką? Byłem przekonany, że nie będę w stanie. Jeśli ta kobieta uzna, że mam zginąć to tak się stanie. Ta rozmowa była moją jedyną szansą. Ponadto nie mogłem dopuścić do tego, aby ktokolwiek zaalarmowany odgłosami walki wszedł do tego pokoju. A już tym bardziej osoby śpiące za ścianą. Każdy, kto by tu wszedł byłem przekonany że zginie.
- Nie dostałem jeszcze oficjalnego pisma od króla dotyczącego zaręczyn, ale wiem już, że nie będę mógł odmówić tej propozycji. Proszę Cię jednak o pół roku. Tyle właśnie trwa wymagany okres zaręczyn. Wyraź swoją zgodę na te zareczyny. Daj mi tyle czasu, a nie będziesz tego żałować. Gwarantuję, że nikt nie dowie się tego, co wiem ja. Nikomu nigdy tego nie zdradzę. - Słowa wypowiadałem szybko i starałem się być konkretny. Nie mieliśmy wiele czasu zanim służba się obudzi, a co gorsza członkowie mojej rodziny.
- Dlaczego miałabym ci ufać w tej kwestii?
- Mogę ci dać jedynie moje słowo. Nie będę oponować, gdy przydzielisz kogoś, aby śledził każdy mój krok. Będę wręcz z nim współpracować. Zgodzę się na wszystkie ograniczenia, które na mnie nałożysz. Tylko podaruj mi te pół roku.
Widać było, że to zaskoczyło księżniczkę.
- Co jest warte słowo kogoś, kto przed chwilą przyznał się do okłamania mnie?
Zacisnąłem zęby. Nie odpowiedziałem.
- Co według ciebie stanie się po upływie tego czasu? - Zapytała po chwili.
- Zabijesz mnie. - Starałem się, żeby wyznanie to zabrzmiało jak najbardziej naturalnie. Księżniczka musiała mi uwierzyć. Od tego zależało teraz wszystko. - Albo, jeśli tak będzie ci wygodniej, to ja targnę się na własne życie.
- Co będę miała z tego, że dam ci czas, o który prosisz?
- Wiesz dobrze, że potrafię zdobyć każde informacje. I to ci proponuje. Ale nie tylko. Ofiaruje również moje poparcie wśród szlachty i pomoc w uzyskaniu tego, co ci się należy.
- Co według ciebie mi się należy? - Zapytała kobieta.
- Tron. W ciągu tego pół roku ofiaruję ci twój własny tron.
Zapadła cisza. Nie wiedziałem nawet czy to, co jej ofiaruje ma w ogóle jakąkolwiek dla niej wartość. Tym bardziej byłem zdenerwowany. Przez ostatnie dwa dni, jakie upłynęły odkąd dotarły do mnie wieści, rozpaczliwie szukałem czegokolwiek, co pozwoli mi negocjować z księżniczką. Nie znałem jednak tej kobiety. Tak naprawdę nic o niej nie wiedziałem. Co więcej mógłbym jej ofiarować? Czego pożądała? Do czego dążyła? Nie wiedziałem, ale byłem gotów zaproponować jej czego tylko by zechciała, aby tylko dostać ten dodatkowy czas.
- Informacje mogą mi dostarczyć inni. Tron i tak mi się należy. Po co więc mi twoja pomoc? Po co mi pomoc ze strony lorda, którego ród wymiera? Który nie ma żadnej politycznej władzy ani wpływów?
Nie odpowiedziałem. To, co mówiła było zgodne z prawdą. Mój ród chylił się ku upadkowi. Ja sam znacznie osłabiłem jego wplywy. Oblał mnie zimny pot. Spełniał się najgorszy z możliwych scenariuszy.
- Proszę. - Tylko to mi zostało.
Kobieta przez chwilę jeszcze wpatrywała się we mnie, po czym wzruszyła ramionami i się odwróciła. Wiedziałem, że gdy wyjdzie zabiją mnie jej ludzie. Szykowałem się do walki. Uważnie obserwowałem obu zabójców, szczególnie tego, z wymierzoną we mnie kuszą. Ku mojemu zaskoczeniu kusza została opuszczona. Miecz schowany do pochwy. Czyżby miało obyć się bez walki?
- Chodź tutaj.
Księżniczka rozpalała stojące na stoliku kawowym świece i zajmowała jedną ze stojących naprzeciwko siebie wygodnych kanap. Czyżby jednak?
Zająłem miejsce naprzeciwko niej, nie potrafiłem jednak zrelaksować sie nawet w połowie tak jak ona. Siedziałem jak na jeżach. Z biura wyszedł trzeci z zabójców. Przez chwilę po cichu przekazywał księżniczce zdobyte informacje. Choć siedziałem naprzeciwko nich nie byłem w stanie wyłapać co jej przekazywał. Nie miałem jednak nic do ukrycia. Po chwili księżniczka odprawiła dwóch z trzech mężczyzn, a pozostały stanął za jej plecami.
- Nie sądź, że zgodziłam się na twoją propozycję. Chce jednak poznać odpowiedzi na kilka nurtujących mnie pytań.
- Dlaczego miałbym ci ich udzielić, Wasza Wysokość? - Zapytałem zły. Choć sam rozpocząłem tą rozmowę byłem nią psychicznie wykończony i powoli traciłem opanowanie. Modliłem się, żeby żadne ze śpiących za ścianą osób się nie obudziło i nie postanowiło do mnie przyjść. Oznaczało to tylko dodatkową, niepotrzebną śmierć.
- Czy to nie właśnie informacje mi proponowałeś? - Zapytała zirytowana. - Zaczynam się zastanawiać czy cokolwiek co mi powiedziałeś jest czegokolwiek warte.
Westchnąłem. Nie chciałem robić sobie z niej wroga. Nie w tej sytuacji. Nie, gdy wręcz panicznie potrzebowałem od niej przysługi. Westchnąłem.
- Zadaj swoje pytania, wasza wysokość.
- Po co potrzebne ci to pół roku? Jaką to zrobi różnicę? - Młoda kobieta założyła nogę na nogę i wpatrywała się we mnie z ciekawością. Bynajmniej tak podejrzewałem. Jedyne co widziałem przez skrywającą jej twarz maskę to jej oczy. Były intensywnie niebieskie otoczone wachlarzem jasnych rzęs. Gdy spotykałem ją na potajemnych spotkaniach zawsze miała je pomalowane. Rzęsy i brwi malowała na ciemno. Teraz jednak widać było że ich kolor to blond.
Przez długą chwilę zastanawiałem się co jej powiedzieć. W końcu uznałem, że muszę wyznać wszystko. Może to mogłoby wpłynąć na decyzję następczyni tronu.
- Trzy lata temu zarówno moi rodzice, jak i starsze rodzeństwo mieli wypadek. Zginęli wszyscy. To starszy brat miał dziedziczyć tytuł po ojcu. Ja nigdy nie byłem do tego przygotowywany. To jednak nie wszystko. Wypadek mojej rodziny nie wyglądał tak, jak wszyscy sądzą. Tak naprawdę był to zamach, który miał na celu pozbycie się całego mojego rodu. Tylko przypadek przesądził o tym, że przeżyłem.
Księżniczka wpatrywała się we mnie intensywnie. Nie odzywała się. Pozwalała mi mówić. Nie wiedziałem co sądzi ani co zamierza. Pozostawało mi jedynie dokończyć swoją opowieść. Starałem się żeby była jak najbardziej zwięzła.
- Tamtego dnia dzieci mojego brata i bratowej rozchorowały się. Były do mnie bardzo przywiązane więc to ja zostałem, żeby się nimi zaopiekować. Reszta rodziny miała wrócić następnego ranka, a ja miałem mamkę do dziecka do pomocy. Dwa dni później ekipa poszukiwawcza odnalazła ciała mojej rodziny. Zostały zrzucone razem z powozem z wysokiej góry prosto w przepaść. Osobiście sprowadziłem je do domu i wiem, że ran, od których zginęli, nie spowodował upadek z wysokości. Szybko odkryłem kto stał za zamachem. Zbiegło się to w czasie z pracą dla ciebie, Wasza Wysokość.
Zamilkłem. To właśnie księżniczka naprowadziła mnie na trop zabójcy mojej rodziny. Poznałem ją gdy po śmierci ojca poszedłem na spotkanie, na którym miał on być obecny. Wtedy jednak nie wiedziałem kim jest. O tym dowiedziałem się w ubiegłym roku na wiosnę.
- Mój ojciec był naprawdę dobrym człowiekiem i troskliwym rodzicem. Pragnął zapewnić swoim dzieciom wszystko, czego by mogli kiedykolwiek potrzebować. Mój brat miał znacznie łagodniejszą naturę niż ja czy ojciec. Wrodził się w naszą matkę. To on miał odziedziczyć prawie cały majątek. Z bratową bardzo kochali swoje dzieci i zrobiliby dla nich wszystko. Ojciec wiedział, że ja jestem inny. Nie nadawałem się do bycia lordem i zarzadzania ziemią. Niedługo przed swoją śmiercią przyznał mi się do pracy dla pewnej tajemniczej kobiety. Od tamtej pory kilkukrotnie pomagałem mu zbierać potrzebne ci informacje, księżniczko. Ojciec bardzo sobie cenił również te, które otrzymywał od waszej wysokości. Właśnie dlatego, że mu pomagałem dowiedziałem się o tamtym spotkaniu. Ale to już wiesz, bo po tym jak się pojawiłem sama wszystko sprawdziłaś. Nie mylę się?
Nie uzyskałem odpowiedzi, zamiast tego usłyszałem:
- To król zlecił zamach na twoją rodzinę.
Westchnąłem. Wiedziałem o tym już od przeszło dwóch lat. Potwierdzenie od kogoś, kogo siatka szpiegowska obejmowała niemalże cały kraj było jednak dobiciem gwoździa do przysłowiowej trumny. W dodatku informacje zostały potwierdzone przez córkę zamachowca. To było jeszcze bardziej dołujące.
Po dłuższej chwili kontynuowałem.
- Z całej naszej rodziny zostałem tylko ja i trójka dzieci mojego brata. Jestem jedynym ich opiekunem. Nie został nam już nikt bliski. Dzieciaki śpią za ścianą. Dwie dziewczynki i jeden chłopiec. Chłopiec jest najstarszy. Ma sześć lat. Później kolejno dziewczynki cztery i trzy lata. Najmłodsza miała zaledwie miesiąc, gdy straciła rodziców. Król nie ustaje w wysiłkach, aby pozbyć się nas wszystkich raz na zawsze. Przez jakiś czas było spokojnie. W trosce o bezpieczeństwo bratanka i bratanic zupełnie odizolowałem się od stolicy i rodziny królewskiej. Starałem się zrobić wszystko, aby nie przykuwać uwagi króla. Zejść mu z oczu. Jak widać jednak znalazł inny sposób, żeby się nas poznać. Gdy mnie zabijesz nie zostanie już nikt, kto mógłby ochronić te dzieci. Dlatego właśnie chcę te dodatkowe pół roku. Żebym mógł zapewnić im bezpieczeństwo i godne życie. Zabrać ich gdzieś, gdzie król nigdy ich nie dorwie. Jest jednak jeszcze jedna rzecz, której bym chciał. Tym razem dla siebie.
Księżniczka nie dała po sobie poznać jakiegokolwiek zainteresowania. Mogłem jedynie kontynuować.
- Chciałbym pomścić swoją rodzinę. Zemścić się. Właśnie dlatego mógłbym ci pomóc wstąpić na tron. Gdy król zginie z mojej ręki będziesz miała prostą drogę do sukcesji.
- Rozumiem.
To był jedyny komentarz kobiety.
- Powiedz mi wszystko, co o mnie wiesz. - Zmieniła temat. Przez chwilę mnie zatkało. Nie zamierzała zareagować w żaden inny sposób? Nie da mi żadnej odpowiedzi? Dopiero po kilku przedłużających się minutach się zreflektowałem. Może potrzebuje czasu do namysłu?
Za oknem zaczynał wstawać świt. Za chwilę służba zacznie poranne czynności. Czas nam się kończył.
- Tak naprawdę niewiele. Przypadkowo dowiedziałem się, że kobieta dla której pracuje i dziedziczka tronu to ta sama osoba. Było to w ubiegłą wiosnę. Byłem wtedy w zamku. Musiałem zdać raport ze stanu granic. Nie ukrywam, że przy okazji tej wizyty chciałem pozyskać kilka informacji. I to właśnie wtedy znalazłem się w pobliżu twojego, księżniczko, skrzydła zamku. Usłyszałem, że ktoś nadchodzi. Schowałem się za załomem korytarza i usłyszałem twój głos. Od razu go rozpoznałem, a wtedy ktoś cię zawołał, Wasza Wysokość. Wtedy właśnie zrozumiałem kim jesteś. Poza tym wiem tyle, ile zapewne każdy. Uważnie słuchałem dochodzących do mnie plotek na twój temat i zwyczajnie wyciągałem własne wnioski.
Zakończyłem wzruszając ramionami. Księżniczka wpatrywała się we mnie mrużąc oczy. Przez chwilę żadne z nas się nie odzywało. Czekałem. Było jeszcze naprawdę dużo rzeczy, które chciałem powiedzieć. Zapewnić o swojej lojalności i o tym, że jeśli d mi szansę to jej nie zdradzę. O tym, że nikt ode mnie nigdy nie dowie się o podwójnym życiu księżniczki. Nie było na to czasu. Musiały wystarczyć te słowa, które padły do tej pory. Minuty zamieniły się w kwadranse. Cisza między nami była ciężka od słów które padły i tych, które nie wybrzmiały. W końcu kobieta przerwała ciszę.
- Nie dam ci dzisiaj tego, czego pragniesz lordzie. Nie działam tak pochopnie. Potrzebuje czasu do namysłu. Za dwa dni przyjdzie do ciebie posłaniec z propozycją zaręczyn. Jak sam zauważyłeś będzie to propozycja nie do odrzucenia. Wraz z nią przyjdzie zaproszenie do pałacu. Pojawisz się w nim za cztery dni od teraz i tam właśnie się spotkamy. Wtedy też powiem ci co postanowiłam. Do tego czasu zostanie u ciebie kilku moich ludzi. Ktoś będzie pilnował ciebie. Sam wiesz, że nie mogę zostawić cię w obecnej sytuacji bez żadnego nadzoru. Do południa pojawi się również ktoś, kto zaopiekuje się dziećmi.
Ogarnęło mnie przerażenie.
- Nie zgadzam się. Chcesz zrobić z tych dzieci zakładników!
- Sam zrobiłeś z nich zakładników proponując mi ten układ. A jeszcze wcześniej zrobił to mój ojciec. Nie sądzisz?
Wpatrywałem się w kobietę z wściekłością, nie mogłem jednak nie przyznać jej racji. Byłem bezsilny. Sam zapewne na jej miejscu zrobiłbym to samo. Ktoś pilnujący mojej rodziny stanowił aż nadto gwarancję mojego posłuszeństwa.
- Najmłodsza bratanica ma zaledwie trzy lata. Jest bardzo nieśmiała. Boi się obcych. Bardzo długo przyzwyczaja się do zmian - próbowałem jeszcze pertraktować. Księżniczka nic nie powiedziała. Westchnąłem.
- Czy mam inny wybór? - zapytałem zrezygnowany.
- Masz. Możesz jeszcze wybrać szybką śmierć. - Zaproponowała.
Czyli wyboru nie było. Za ścianą łączącą moją sypialnię z sypialnią dziewczynek usłyszałem płacz.
- Zgoda. Zgoda! - Wstałem i własnym ciałem zasłoniłem drzwi łączące oba pokoje. - Zgadzam się na wszystkie twoje warunki, tylko proszę, wyjdźcie już. Pojawię się za cztery dni w zamku. Przyrzekam.
Księżniczka powoli podniosła się i stanęła tuż przede mną.
- Mój człowiek już z tobą zostanie. Za jakiś czas przyjdzie ktoś, kto go zmieni oraz ktoś do opieki nad dziećmi. Mam nadzieję, że nie będziesz robił im problemów i utrudniał ich pracę. Liczę, że w przeciągu tych kilku dni nie wydarzy się nic, co wymusiło by moją ponowną wizytę. Zdecydowanie nie zakończy się jak ta dzisiaj. - Klamka drzwi sypialni poruszyła sie. Wczoraj zapobiegawczo zamknąłem na klucz drzwi. Księżniczka zawiesiła na nich chłodne, niebieskie spojrzenie. - Do zobaczenia, lordzie.
- Do zobaczenia, wasza wysokość. - Ukłoniłem się głęboko wedle wymaganej etykiety. Gdy podniosłem wzrok już jej nie było. Dalej jednak obecny był w pokoju jeden z jej zabójców.
Przez chwilę mierzyliśmy się wzrokiem. Zza drzwi dobiegał coraz głośniejszy płacz. Wiedziałem, że za chwilę dzieci wybiegną na korytarz i spróbują dostać się do mnie tą drogą.
- Czy mógłbyś na ten czas, który u mnie spędzisz się przebrać w bardziej codzienne ubrania? Zdjąć tą maskę?
Obawiam się, że dzieciaki, gdy cię zobaczą nie na żarty się przestraszą. Mężczyzna skinął głową.
- Cały czas będę w pobliżu - powiedział tylko i na moich oczach rozpłynął się w powietrzu. Nie mogłem uwierzyć własnym oczom. Księżniczce służyli naprawdę potężni ludzie. Dar niewidzialności był ekstremalnie rzadki tymczasem posiadał go jeden z jej ludzi.
Drzwi sypialni otworzyły się z impetem, który odrzucił ich skrzydło na ścianę. Trójka małych dzieciaków wpadła jak huragan i rzuciła się na mnie. Trzymając je w ramionach odetchnąłem z ulgą. Nie mogłem jeszcze świętować sukcesu. Nie mogłem również powiedzieć, że rozmowa potoczyła się po mojej myśli. Tak nie było. Miałem jednak jeszcze jedną szansę. Za cztery dni zobaczę się z księżniczką ponowie, a wtedy, zanim przekaże mi swoją decyzję, zrobię wszystko, aby była ona taka, jakiej oczekiwałem. Bawiąc się tego poranka z bratankiem i bratanicami nie mogłem pozbyć się uczucia, że ktoś intensywnie mnie obserwuje.

Zemsta - K.N.ThonessWhere stories live. Discover now