Rozdział 1

13 2 3
                                    

Gorąca kąpiel koiła moje zszargane ostatnim tygodniem nerwy. Przez ostatnich kilka dni usilnie starałam się odnaleźć w nowej rzeczywistości. Nauczyć się żyć na nowo, w dodatku nie swoim życiem. Co rano, a nawet kilkukrotnie w ciągu dnia powtarzałam sobie jak mantrę: nazywam się Adelaide von Brandt. Robiłam to po to, aby czasem się nie pomylić i nie odpowiedzieć: Helena Rubinstein. Nawyk mówienia to jedno, nauka reagowania na nowe imię, to już zupełnie co innego. Kilkukrotnie już zdarzyło mi się nie zareagować na czyjeś wołanie. Całe szczęście to, że byłam księżniczką koronną znacznie ułatwiał mi wychodzenie z opresji. Ponadto służba bardzo mi pomagała. Choć nie wiedzieli skąd wynika roztargnienie ich księżniczki i ostatnie, niezwykle dziwne zachowanie, milczeli i nie zadawali pytań. Podsłuchując sądzących że śpię służących odkryłam, że wszystko zrzucają na ostatnie otrucie. Ponadto dowiedziałam się, że dziwne zachowanie księżniczki nie dziwi ich aż tak bardzo. Widocznie dosyć często się zdarzało. Było mi to bardzo na rękę. Służba była bardzo lojalna wobec księżniczki, której służyli. Ciekawiło mnie co by zrobili, gdyby dowiedzieli się, że w ciele ich drogocennej księżniczki koronnej znajduje się uzurpatorka, a ich księżniczka w rzeczywistości nie żyje. Taka właśnie była prawda, z którą sama godziłam się ostatniego tygodnia.
Fakty wyglądały następująco: Adelaide nie żyła, a zabił ją nie kto inny jak jej własny, młodszy brat. Nie była to z resztą jedyna osoba w tej rodzinie, która próbowała ją zabić. Od kilkunastu lat Adelaide skutecznie udaremniała wszelakiego rodzaju ataki na jej życie. Bynajmniej do wczorajszego wieczoru. A próbowali ją zabić niemal wszyscy. I choć chronił ją dekret jej zmarłej matki i królowej tego kraju, nie miał on aż takiej mocy jaką życzyłaby sobie dziewczyna.
Matka księżniczki zmarła w dniu jej szóstych urodzin. Nie mogła więc wiedzieć przez jakie piekło przechodzi jej córka. Piekło, które urządziła jej największa miłość królowej: jej partner i ojciec jej jedynego dziecka.
Kontynuując: w dniu śmierci Adelaide nie wiedzieć jak, ani dlaczego, moja dusza wniknęła w jej ciało i stała się jego posiadaczem. Zastanawiałam się czemu tak się stało. Czemu to akurat moja, przegniła dusza dostała drugą szansę i to ciało? W dodatku po ponad 300 latach nieistnienia. Bo tyle właśnie czasu upłynęło od mojej rzeczywistej śmierci. Trzysta lat temu podczas bitwy na polach pod rodzinnymi włościami Helena Rubinstein padła. O ironio strzałę, która ostatecznie ją dobiła wystrzelił nikt inny jak jej własny ojciec. Czyżby to właśnie to podobieństwo sprawiło, że moja dusza odnalazła to konkretne ciało? Czy to ze względu na rodzinę po reinkarnacji trafiłam w środek zawiłych manipulacji, mających na celu pozbycie się Adelaide, a teraz już i mnie?
I choć w swoim życiu jako Helena popełniłam wiele błędów nie żałowałam żadnego z nich. Gdybym ponownie miała odrodzić się jako Helena, ponownie przeżyć całe tamto okropne życie i tak skończyłabym dokładnie tak samo. I tak poszłabym tą samą drogą. Może dlatego to właśnie moja dusza wniknęła w ciało Adelaide? Bo dziewczyna potrzebowała kogoś silniejszego duchem niż ona sama? Kogoś, kto nie będzie bał się ubrudzić własnych rąk krwią, żeby osiągnąć swój cel? Choć, gdy przez ostatnie dni zagłębiałam się we wspomnienia księżniczki, odkryłam, że zdecydowanie nie należała ona do osób mających czyste ręce. Dziewczyna miała nawet sporo na sumieniu, jednak wszystkie te jej dotychczasowe działania mogły zostać usprawiedliwione. Za każdym razem się broniła, w taki czy inny sposób. Ja sama w swoim poprzednim życiu się nie broniłam. Ja zabijałam bez litości w akcie okrutnej zemsty. Im bardziej krwawo i brutalnie umierali moi wrogowie, tym czułam się lepiej. Księżniczka była bardziej ostrożna. Momentami, aż zadziwiała mnie tym, jak misterną sieć uplotła i jak niepostrzeżenie pociągała za wszystkie sznurki, aby przetrwać w tym świecie do tej pory.
Moje rozmyślania przerwał napad kaszlu. Zakryłam twarz dłońmi, a po chwili zmywałam z nich krew. To już trzeci raz w tym tygodniu, jak kaszlę krwią. Do tej pory nie odkryłam przyczyny. Adelaide była przekonana, że to jakaś choroba. Ja nie byłam co do tego przekonana, choć zagłębiając się i oglądając swoim wewnętrznym okiem stan swojego ciała widziałam niezaprzeczalne akty degradacji narządów. Nie było jednak żadnej przyczyny. Nic nie wskazywało na to, jaki jest tego powód.
Wyszłam z wanny i zaczęłam się ubierać stojąc przed wielkim lustrem. Po chwili mój wzrok przyciągnęło coś dziwnego. Przez dłuższą chwilę tak manewrowalam lustrami i swoją pozycją, żeby móc zobaczyć swoje plecy. Jest!
Na środku, centralnie między łopatkami znajdował się okrągły, złowieszczy znak. Elementy układanki wskakiwały na swoje miejsce w miarę, jak z każdą chwilą znak znikał, jakby zatapiając się głębiej w skórę.
Pieczęć. I to nie byle jaka. Wyjątkowo potężna. Pieczęć którą doskonale znałam.
Zaczęłam się śmiać. Z początku cichy śmiech przerodził się w głośny rechot. Usłyszałam, że ktoś puka do drzwi łazienki.
- Wasza wysokość, czy wszystko w porządku? - zza drzwi dobiegał niepewny, zaskoczony głos jednej z młodszych pokojówek.
- Tak, w najlepszym. Jest wręcz fantastycznie - odpowiedziałam w bardzo dobrym humorze.
Potrafiłam ułożyć już prawie całą układankę, na którą składało się życie księżniczki koronnej. Historia była niemniej ciekawa i zaskakująca.
Adelaide była najstarszym dzieckiem króla i królowej kraju, dzięki czemu miała w przyszłości zostać królową. A raczej miałaby, gdyby rodzina nie robiła wszystkiego, żeby ją zabić i odebrać jej to, co prawnie jej się należało. Nie robili tego z powodu nienawiści. Uważano, że dziewczynie nie należy się władza i tytuł. A to wszystko dlatego, że nie posiadała żadnych mocy. Już od dzieciństwa rodzeństwo Adelaide szlifowało swoje wrodzone, magiczne moce. Tymczasem księżniczka koronna ich nie posiadała. Mało tego, odkąd skończyła sześć lat zaczęła bardzo podupadać na zdrowiu. Kasłanie i zwracanie krwią zdarzało się jej kilka razy w tygodniu, najczęściej, niestety, w bardzo niefortunnych sytuacjach. W końcu król zabronił córce pojawiać się na królewskich balach i spotkaniach, tym samym znacznie osłabiając jej pozycję jako spadkobierczyni tronu. Po kilku latach król postanowił ponownie się ożenić. Nowa królowa z początku bardzo interesowała się księżniczką. Chcąc zaimponować królowi, a swojemu mężowi, traktowała Adelaide jak własną córkę. Były to jedne z lepszych lat młodej księżniczki, choć już wtedy dziewczynka zdawała sobie sprawę z tego, że jest to tylko na pokaz. Królowa wpłynęła nawet na króla, aby ten nie wykluczał już dalej dziewczynki ze spotkań arystokracji i spotkań towarzyskich. Tak też się stało. Do tej pory zamknięta na blisko dwa lata w odizolowanym skrzydle pałacu księżniczka odżyła. W końcu mogła nawiązać znajomości poza pałacową służbą. Jej radość nie trwała zbyt długo. Do kaszlu krwią, które zaledwie siedmioletnie dziecko potrafiło już całkiem dobrze ukrywać, doszły napady bólu. Momentami ból był tak dominujący, że dziewczyna mdlała. Tego już nie dało się ukryć w towarzystwie. Dziewczynka ponownie została odizolowana w swoim skrzydle pałacu. Ani razu jej ojciec przez wszystkie te lata nie przybył, aby ją odwiedzić. Ani razu nie zainteresował się chorobą córki. W związku z brakiem zainteresowania samego króla księżniczka nie została zbadana tak dogłębnie, jak by należało. Stwierdzono więc, że jest nieuleczalnie chora. Czy skończy się to jej śmiercią? Nie wiadomo. Co powoduje jej chorobę i cierpienie. Nie wiadomo. Nikt jednak nie dociekał odpowiedzi na te pytania. A wystarczyło tylko trochę dokładniej zainteresować się księżniczką i prawda wyszła by na jaw. Nikt jednak nie miał w tamtym czasie do tego głowy. Nowa królowa w krótkim czasie doczekała się pieciorga potomstwa. Trzech synów i dwóch córek. W obawie przed tym, że choroba Adelaide mogłaby być zakaźna odesłano ośmiolatke do dalekiej rodziny poza stolicą, aby nie zaraziła dzieci króla. W tym wszystkim zupełnie pominięto fakt, że Adelaide również jest córką króla. Dziewczyna kolejne osiem lat życia spędziła w wiejskim dworze. Rzekomo pod pretekstem rekonwalescencji. Żaden członek jej rodziny nie przejmował się księżniczką koronną, nie wyłączając tych którzy mieli sprawować nad nią opiekę. Nie była to główna posiadłość jej dalekiego wujostwa. W związku z tym, wyłączając pierwszy weekend wizyty księżniczki, wujostwo nie przebywało w swoim dalekim dworze na wsi. Osiem lat dziewczyna dorastała w otoczeniu trenujących tutaj właśnie rycerzy i służby. W ciągu zaledwie pół roku spryciara zaskarbiła sobie szacunek wszystkich obecnych. I choć lata spędzone na wsi były bardzo ciężkie, Adelaide wspominała je również jako dosyć szczęśliwe. To właśnie tutaj dziewczyna nauczyła się tego, co jak się domyślała będzie jej niezbędne do przetrwania. Nauczyła się walczyć. I również właśnie tutaj doszło do pierwszego, udaremnionego zamachu na jej życie. Skrytobójca może i nie zabił młodej, dorastającej dziewczynki zrobił jednak coś znacznie gorszego. Zabił w niej resztki nadziei i ufności jaką posiadało to dziecko.
Straż jej wujostwa przechwyciła zabójcę. Zanim zdążyli go zabić i poinformować o niedoszłym zamachu wujostwo i ojca księżniczki koronnej ona sama dowiedziała się o jeńcu. Adelaide od zawsze była bardzo bystrym dzieckiem. Nigdy jednak nie mogła w żaden sposób tego okazać. Szlachta widząc brak zainteresowania jej osobą ze strony własnego ojca ignorowała dziewczynkę, pomimo tytułu, który dzierżyła. Wśród wyższych sfer z resztą krążyły plotki o śmiertelnej chorobie księżniczki. Gdy nowa królowa urodziła syna, szlachta większe wysiłki wkładała w ułożenie sobie z małym księciem stosunków, jako kandydatem na księcia koronnego i przyszłego króla, niż z Adelaide. Ponadto brak dziewczynki na spotkaniach towarzyskich stanowił wystarczającą deklaracje króla oraz świetną zasłonę dla faktu opuszczenia i braku zainteresowania dziedziczką tronu. Po złapaniu niedoszłego zabójcy, dziewczynka jeszcze bardziej zapadła w serca wszystkich obecnych na wiejskim dworze żołnierzy i całej służbie. Poprosiła bowiem, żeby nikogo nie informować o incydencie. Zaledwie szesnastoletnia księżniczka rozkazała przesłuchać wszystkimi możliwymi metodami jeńca. Była ponadto obecna przy wszystkich tych godzinach, podczas których skrytobójca był torturowany. Interesowało ją jedno: kto zlecił ten zamach. Odpowiedź, jaka padła, zaskoczyła wszystkich, tylko nie samą zainteresowaną. To król stał za zamachem na własną córkę. Zabójca z kolei należał do zaufanych żołnierzy wuja, pod opieką którego znajdowała się księżniczka. To zmieniło wszystko. Dotąd wierni królowi i swojemu zwierzchnikowi żołnierze oraz służba porzucili swoje obowiązki na ich rzecz. Księżniczka za to zyskała naprawdę wielu wiernych poddanych. Byli to ponadto pierwsi naprawdę jej oddani ludzie. Po raz pierwszy księżniczka miała kogoś po swojej stronie.
Adelaide zaczęła więc planować. Uknuła plan, który miał pomóc jej przetrwać. Plan tak doskonały, że mało kto był w stanie go zrozumieć i w pełni pojąć.
Następne dwa lata dziewczyna spędziła na powolnym realizowaniu swojego planu i szlifowaniu swoich fizycznych możliwości i umiejętności. W tym czasie doszło do kolejnych zamachów na jej życie. Nie za każdy odpowiadali skrytobójcy. Dziewczyna w tym czasie poznała gorzki smak zdrady ze strony sądziłaby zaufanych ludzi. Nauczyła się jednak w jaki sposób weryfikować służących i ich lojalność. Gdy wszystkie przygotowania zostały zakończone księżniczka koronna wysłała do swojego ojca posłańca z bardzo dobrymi wieściami. Jej choroba została uleczona. Pół roku dorosła już, osiemnastoletnia kobieta, musiała czekać na odpowiedź swojego ojca. Na wiosnę przybyło zaproszenie do powrotu do pałacu. Dziewczyna jednak miała zamieszkać w zupełnie innym miejscu niż to, w którym się wychowywała. Główne skrzydło zamkowe, przeznaczone dla następcy tronu, zajmowane było przez jej dziesięcioletniego młodszego brata, którego nigdy wcześniej nie miała okazji poznać. Księżniczkę koronną z kolei zakwaterowano w zachodnim skrzydle pałacu, które nigdy wcześniej nie było przez nikogo zajmowane i cieszyło się złą sławą. Nie było to wiele lepsze niż wygnanie na wieś. Pozwoliło jednakże na powrót księżniczki do stolicy. Młoda kobieta nie została powołana w stolicy i własnym domu z otwartymi ramionami. Nikt nie wyszedł, aby powitać powóz powracającego do rodzinnego domu dziecka. Tym razem Adelaide na rękę był fakt, że nikt się nią nie interesował. Jej fortel z cudownym uzdrowieniem nie został przez to odkryty. Mimo wszystko fakt, że po ośmiu latach życia w tym zamku nie pozostała nawet najmniejsza pamiątka ani po niej, ani po jej matce był dosyć bolesny. Niemałym zaskoczeniem okazało się również to, że bal z okazji jej powrotu tak naprawdę był czymś zgoła innym. Nagle opuszczona księżniczka koronna okazała się zaręczoną z ponad dwukrotnie od niej starszym lordem opuszczoną księżniczką koronną. Zaręczyny okazały się naprawdę okropnym przeżyciem dla młodej dziewczyny. Mało tego jej narzeczonym został zwykły oblech. Ojciec jednak nie chciał pozostać jedynie przy tym. Wśród pospólstwa, mieszczanin czy mniejszej szlachty małżeństwa były praktycznie niespotykane. Wśród wyższych sfer pojawiały się już znacznie częściej, jednak dalej były niecodziennym zjawiskiem. Jednak wśród rodziny królewskiej? Małżeństwo było wymagane. Dla Adelaide małżeństwo oznaczało jedno: powolne zabójstwo. Absolutnie nie było na nie jej zgody. Nikt jej jednak nie słuchał. Ojciec przez kilka miesięcy nie zezwolił księżniczce koronnej na audiencję. A gdy po pół roku wymaganych zaręczyn zbliżał się czas planowania wesela, Adelaide wiedziała już, że jeśli czegoś sama nie zrobi, nie pozostanie jej nic innego, jak poślubić starego zboczeńca. Kilka dni później starszemu lordowi przydarzył się nieszczęśliwy wypadek w wyniku którego zmarł. Księżniczka koronna naturalnie przez jakiś czas była zrozpaczona i nosiła żałobę po zmarłym narzeczonym. Tego się od niej wymagało. Co się działo za zamkniętymi drzwiami jej pokoju pozostawało dla obcych tajemnicą.
Małżeństwo było kontraktem nie do rozwiązania. Ludzie, którzy pragnęli zawrzeć związek, najczęściej określani byli jako szaleńcy. Wynikało to z faktu niebezpieczeństwa jakie niósł taki związek. Podczas uroczystej ceremonii młoda para zawierała kontrakt. Był on niemożliwy do zerwania. Taki rodzaj umowy małżeńskiej już na zawsze miał łączyć życia dwojga ludzi. I choć dla wielu wizja ta wydawała się romantyczna, dla innych oznaczała nie mniej nie więcej jak groźbę. Gdy ginął jeden z małżonków - ginął i drugi. Gdy jeden zachorował - więź pobierała z ciała drugiego witaminy, minerały i energię potrzebną, aby ten pierwszy mógł wyzdrowieć. Gdy zaś któreś z małżonków dopuściło się jakiejkolwiek formy zdrady - więź żądała bardzo wysokiej ceny. Ceny życia tego małżonka. Gdy jednak winny zdrady dopuścił się jej w wyniku zaniedbania związku przez drugą stronę - więź odbierała życia obojga, jako niegodnych jej świętego połączenia. Adelaide jako królewska córka od zawsze wiedziała, że kiedyś przyjdzie jej kogoś poślubić. Była na to przygotowana. Nigdy jednak nie sądziła, że do takiego kroku zostanie zmuszona. Że to nie ona będzie tą, która wybierze swojego męża. Nie zamierzała się na to zgodzić. Zamierzała zawrzeć taki związek jedynie z osobą, którą szczerze pokocha. Pod tym względem Adelaide była niepoprawną romantyczką.
Kolejnych dziesięć lat w zamku odbywała się swoistego rodzaju zabawa w kotka i myszkę. Średnio kilka razy do roku ogłaszano kolejne zaręczyny koronnej księżniczki. Każde kończyły się śmiercią narzeczonego. W sumie przez dziesięć lat odbyło się blisko trzydzieści zaręczyn, a do kolejnych pięciu nawet nie doszło, ponieważ kandydat na narzeczonego nie dożywał nawet pierwszego spotkania ze swoją narzeczoną. O księżniczce koronnej zaczęły krążyć najgorsze plotki. Mówiono o niej, że przynosi nieszczęście. Że każdy mężczyzna, kto spojrzy na nią pożądliwie umiera bądź choruje. Jeszcze ciekawsze plotki dotyczyły jej życia erotycznego. Mówiono że niczym modliszka wysysa energię ze swoich partnerów i zabija ich po ich wykorzystaniu. Na wszelkiego rodzaju balach i bankietach unikano jej jak ognia. Nikt nie wiedział, że wszystkie te plotki rozsiewali właśnie ludzie samej księżniczki. I to oni dbali o to, aby wieść o śmieci kolejnego narzeczonego czym prędzej się rozchodziła. Księżniczka miała naprawdę bujną wyobraźnię i każdą z tych opowieści dodatkowo mocno koloryzowała. Bardzo również dbała o to, aby nikt nie mógł powiązać jej z żadnym z zamachów, nieszczęśliwych wypadków czy nagłych samobójstw i zniknięć tych wszystkich mężczyzn. I choć król widział w tym szansę na zdetronizowanie córki nie udało mu się znaleźć żadnych dowodów na jej winę. W tym samym czasie dalej planował więc pozbycie się swojej najstarszej córki. W międzyczasie, gdzieś w tym całym procesie, do zlecających zamachy na życie spadkobierczyni tronu dołączyli jej dwaj bracia i jedna z sióstr. Adelaide zakładała, że gdyby nie młody wiek dwójki pozostałego przyrodniego rodzeństwa zapewne zamachów byłoby i więcej. Stosunki między rodzeństwem układały się zaiste ciekawie. Adelaide dbała o to, aby wieść o zamachach nie ujrzała światła dziennego i nie dotarła do opinii publicznej, choć znacząco mogłoby to poprawić jej status i sytuację. Przeglądając jej wszystkie wspomnienia naprawdę nie mogłam zrozumieć jej motywów działania. Podczas spotkań więc grali w ciekawą grę. Rodzeństwo udawało zainteresowanie życiem, zdrowiem i samopoczuciem przyszłej królowej, ona zaś udawała troskliwą, starszą siostrę.
Nic jednak nie dzieje się bez powodu. W tym przypadku za motywami działań jej rodziny nie stało marne zdrowie księżniczki. Tym bardziej, że dziewczyna bardzo długo ukrywała wszystkie epizody chorobowe. Bardzo pomocna w tym przypadku była jej wierna służba, która już w pierwszym roku po powrocie ze wsi zatrudniła księżniczka. Nikt dotychczas nie zorientował się, że wszyscy zatrudnieni przez księżniczkę koronną służący i strażnicy przez dłuższy czas przebywali ucząc się sztuki miecza, bądź też zatrudnieni byli jako służba w pewnym dalekim dworze w malowniczej wsi. Bardzo dobrze grali powierzone im przez ich panią role. Po pałacu krążyły niemal legendy dotyczące chłodnych stosunków księżniczki, a jej służby. Niejednokrotnie dany strażnik czy służka grali rolę podwójnych agentów i donosili niestworzone rzeczy płacącym im za to szlachcicom, pragnącym mieć na oku poczynania księżniczki koronnej.
Powodem, dla którego jej rodzina próbowała się jej pozbyć i uważała księżniczkę za niegodną nazwiska i pozycji dziedziczki tronu, był brak jej wrodzonych mocy. Księżniczka jako jedyne dziecko króla kraju nigdy nie zaprezentowała nawet najmniejszych magicznych umiejętności. Była to największa hańba dla rodziny królewskiej. Winą za to obarczano krew jej matki, która sama posiadała bardzo mało mocy. W kraju, gdzie nawet bezdomni posiadali magiczne umiejętności, ktoś bez mocy był wynaturzeniem. Tym bardziej dla rodziny królewskiej księżniczka koronna była wiecznie kujacym cierniem w oku. Przez całe lata królowi udawało się tuszować fakt braku magicznych umiejętności u swojej pierworodnej córki. Ale im starsza księżniczka była, tym więcej pytań o to padało. Dopóki chorowała i przebywała w izolacji, bądź poza pałacem, udawało się gładko unikać tego tematu. Jednak po jej powrocie i ozdrowieniu szlachta zaczęła podejrzewać, że coś może być z dziewczyną "nie tak". Król przez ostatnie lata naprawdę nieźle się gimnastykował, żeby ukryć niewygodne dla niego fakty. Tym bardziej rozpaczliwie próbował wyeliminować córkę. Nie mógł tego zrobić otwarcie. Nie mógł także pozbawić jej tytułu dziedziczki tronu. A to wszystko dlatego, że to on został królem wiążąc się z królową, a nie na odwrót. I choć po śmierci królowa, choć nie była szczęśliwie jego małżonką, zostawiła w testamencie swojemu ukochanemu tytuł i władzę, zabicie jej córki byłoby potraktowane przez krajan jako zdrada stanu. Więc bynajmniej nie mógł dokonać tego otwarcie. Była to bardzo ironiczna sytuacja, bowiem społeczeństwo, które z jednej strony gwarantowało Adelaide pozycję księżniczki koronnej, z drugiej strony całkowicie ignorowało fakt jej istnienia. Żaden szlachcic nie wyraził otwartego poparcia dla pozycji dziedziczki, co zrobili w przypadku młodszego przyrodniego rodzeństwa dziewczyny.
Tymczasem król nie zdawał sobie sprawy z tego, że jeden z zamachów dosięgnął celu. Wszystko jednak popsułam ja reinkarnując się w ciele zmarłej. Król jeszcze nie wiedział, co go czeka. Adelaide miała proste marzenia. Uciec jak najdalej stąd i nigdy nie wracać. Żyć szczęśliwie i jak najdłużej. Być wolną. Wcześniej jednak chciała zemścić się na swojej rodzinie. Nie wiedziała jednak jak to zrobić. Dalej szukała rozwiazania. Nie pożądała ani władzy, ani majątku czy tytułu. Chciała być wolna od wszystkich tych zobowiązań. Poznając wspomnienia tej dziewczyny postanowiłam pomóc jej się zemścić. W tym uważałam, że byłam naprawdę dobra. I choć odkąd tydzień temu zajęłam to ciało nie mogłam przywołać swoich magicznych mocy i tak zamierzałam podążać drogą Adelaide. Byłam jednak bardziej ambitna, niż księżniczka. Uważałam, że pewne rzeczy trzeba było zrobić inaczej. Ostrzej. Bardziej brutalnie. Skoro od jakiegoś czasu jej życie stało się moje, to chyba sprawiedliwie będzie, jak będę miała w nim jakiś swój własny udział? Teraz, widząc pieczęć na plecach, mogłam zrobić jeszcze więcej niż początkowo planowałam. Wiedziałam już dlaczego dotychczas nie mogłam przywołać swoich mocy pomimo tego, że wewnętrznie czułam iż dalej je posiadam. Wiedziałam też więcej o Adelaide niż ona sama. Znalazlam przyczynę jej choroby i postępujących zniszczeń w ciele. Adelaide nie była chora dlatego, że nie posiadała mocy i była anomalią. Przeciwnie. Księżniczka koronna posiadała własne moce. I to właśnie one powodowały te wszystkie zniszczenia w jej ciele, oraz tak bardzo ją osłabiały. Ogromną moc wypełniająca jej ciało nie mogła znaleźć ujścia, więc niszczyła wszystko to, czego dotknęła. A skoro była zapieczętowana w tym drobnym ciele - to właśnie je niszczyła. Ktoś na pewnym etapie jej życia zapieczętował jej magię. Nie miałam żadnych wskazówek co do tego, kto mógłby to zrobić, ani dlaczego tak się stało. Wiedziałam jednak jak zdjąć pieczęć, która została na nią nałożona. Było to dla mnie łatwiejsze niż oddychanie. A to dlatego, że osobą, która opracowała pieczęć nałożoną na księżniczkę koronną była Helena Rubinstein - zamordowana trzysta lat wcześniej kobieta, którą historia zapamiętała jako największego potwora w dziejach całego kontynentu. A teraz moc Heleny, która przez wieki siała postrach odrodziła się w ciele księżniczki. Moc, przez którą przez ostatnie trzysta lat mordowani byli wszyscy jej posiadacze, bez względu na to, czy używali jej w dobrej czy też złej wierze.

Zemsta - K.N.ThonessWhere stories live. Discover now