Rozdział 20

90 10 8
                                    

* ,,Czy mogę iść tam gdzie ty?
Czy możemy już zawsze być tak blisko?
Na wieki wieków, ah
Zabierz mnie gdzieś i zabierz mnie do domu
Jesteś moim, moim, moim, moim ukochanym..."

Widziałam , jak Leo rusza głową w rytm muzyki a ja powstrzymywałam się od śpiewu. Była to jedna z moich ulubionych piosenek tej wokalistki. Musiałam walczyć sama ze sobą, aby przypadkiem nie zaśpiewać...
Próbowałam na niego nie patrzeć, dlatego swój wzrok skupiłam na drodze. Jednak co raz na niego zerkałam. Zachowywał jak w hipnozie, cały czas patrząc przed siebie. Przez około 5 minut jechaliśmy w grobowej ciszy, która mnie usypiała. Byłam naprawdę zmęczona. Trochę żałowałam, że uległam i z nim pojechałam. Mogłam spędzić ten wieczór w łóżku, oglądając telewizję. Co z tego, że wszystkie kanały były w języku włoskim. Może słuchając, właśnie w taki sposób nauczyłabym się trochę włoskiego?
Spojrzałam na niego. Trzymał jedną rękę na kierownicy, a drugą oparł o drzwi. Widziałam tylko jego profil i z ręką na sercu przyznam, że mógłby pracować jako model. Wyglądał jak chłopak z obrazka, z magazynu modowego.

- Będziemy tak siedzieć w ciszy?- spytał chłopak, nie odrywając wzroku z toru jazdy.

- Nie wiem. To ty chciałeś się ze mną spotkać a nie ja. Ty mnie gdzieś zawozisz a ja nie wiem gdzie. Może chcesz mnie uprowadzić?- powiedziałam poirytowana, zakładając ręce za zagłówek skórzanego fotela.

- Myślę, że gdybym chciał cię uprowadzić, to inaczej by to wyglądało. Sądzę, że zaszedłbym cię od tyłu, najprawdopodobniej uderzył czymś w głowę i wsadził do bagażnika- rzekł, a ja spojrzałam na niego, jak na psychopatę. Uśmiechnął się- Ale widzisz, siedzisz sobie swobodnie na miejscu pasażera, na bardzo wygodnym fotelu a nie w bagażniku.- dodał i w tym momencie spojrzał na mnie z politowaniem, po raz pierwszy od rozpoczęcia podróży -  Przecież do niczego cię nie zmusiłem. Sama weszłaś do samochodu, prawda?

Tutaj miał rację. Sama weszłam. Mogłam mieć pretensje tylko do siebie.

Dobry jest, skubany.

- Okej może i masz rację. - przyznałam- Ale żebym czuła się bardziej swobodnie, mógłbyś  mi powiedzieć gdzie jedziemy?

- Dowiesz się w swoim czasie- powiedział i zaczął się śmiać.

- Słuchaj ty gagatku. Nie pogrywaj ze mną, bo zaraz każe ci stanąć na poboczu, albo na środku ulicy i wyjdę z tego grata i ruszę na piechotę do hotelu! Także, albo mi mówisz gdzie jedziemy, albo sama wysiadam podczas jazdy i dzwonię na policję!- powiedziałam zła.- Rozumiesz ja nie żartuję!- dodałam, ale chłopak przyspieszył. Jakby moje słowa w ogóle go nie ruszały. Pogrywał ze mną.

- Przecież wiesz, ze jakbyś wysiadła w trakcie jazdy, to by było po tobie, mała- rzekł chłopak.- Zadzwoniłabyś na policję? Po jaką cholerę?

- Nie mów tak do mnie. Mów po imieniu- spojrzałam na niego z poirytowaniem a kąciki moich ust opadły. I to nie z wrażenia.

Nastała cisza. Splątałam ręce pod biustem a założone nogi przekręciłam w stronę drzwi pasażera. W ogóle się nie przejął, że byłam w stanie takiej desperacji, że chwila moment a naprawdę otworzyłabym te drzwi.

Sophia, przecież i tak byś tego nie zrobiła....- pomyślałam.
Ajj

- Jak to się stało, że znalazłaś się na Sardynii?- spytał chłopak i nagle skręcił w lewo. Już wiedziałam gdzie jesteśmy.

- Nie odpowiem na żadne twoje pytanie zanim ty, nie wytłumaczysz mi, jak mnie znalazłeś- powiedziała patrząc przez szybę w dal.

- O mój Boże...Jaka ty jesteś uparta.- przewrócił swoimi ciemnymi oczami.

Unexpected LoveWhere stories live. Discover now