Rozdział 20

85 10 8
                                    

Słyszał mnie. Słyszał mnie doskonale bo w tym samym momencie się odwrócił. Zamknął dosyć agresywnie, otwarte wcześniej drzwi a ręce włożył do kieszeni. Triumfował. Wiedział to. Widziałam to po jego minie. Oparł się o samochód.

- Wiedziałem, że za mną pójdziesz- powiedział uśmiechając się tak, jak zwykle to robił.

- A ty nie wiesz, że nie rozmawia się z kimś, gdy ma się ręce w kieszeniach?!- krzyknęłam. Ta uwaga zabrzmiała tak, jakbym była jego matką.

Chryste. Sophia nie zamieniaj się w swoją matkę!

Staliśmy tak na parkingu, otoczeni samochodami z każdych stron. Noc nawiedziła Sardynię. Pobliska lampa świeciła tak, że oświetlała jedynie prawą cześć twarzy Leonarda, powodując, że patrzył na mnie jednym okiem, bo drugie zaginęło w ciemności. Było ciepło, ale wiał wiatr, który delikatnie muskał nasze włosy. Wyglądaliśmy, jak aktorzy, którzy kręcili scenę w filmie romantycznym, ale nasz film, to raczej byłby komedią albo dramatem.

- I co nie odpowiesz nic?- spytałam chłopaka wymachując rękami- Jak nie masz nic do powiedzenia to sobie stąd idę. Nie będę marnować swojego czas, bo...

- Jesteś głodna?- spytał przerywając mi.

Co proszę?

- Myślisz, że jestem głodna, wiedząc, że pracuję w restauracji?- spytałam poirytowana.

Fakt był taki. Byłam w chuj głodna, bo nie jadłam od kilku godzin. Nie miałam po prostu czasu. A gdy człowiek jest zajęty, to nie myśli o jedzeniu. Zaburczało mi głośno w brzuchu. Dźwięk był tak głośny, że zapewne gdyby stał kilkanaście metrów dalej to też by go usłyszał. Marzyłam o swoim łóżku i chipsach solonych.

- Nie musisz odpowiadać. Słyszałem to- dodał rozbawiony chłopak.

- Nigdy nie słyszałeś burczenia w brzuchu? To coś dziwnego dla ciebie? Chyba nie powinno, cię dziwić bo każdy człowiek, wie, że są to dźwięki pochodzące z jamy brzusznej, wywołane przesuwaniem się pokarmu!!

- Kurde, trafiła mi się chodząca encyklopedia!- rzekł śmiejąc się. Sama nie mogłam się powstrzymać, akurat to mu się udało.

Przeszedł dookoła samochodu i stanął przy drzwiach, przy miejscu pasażera. Wskazał na nie ręką i powiedział:

- To co pizza?- spytał otwierając mi drzwi od swojego samochodu.

- Nigdzie z tobą nie jadę. Nie ma takiej opcji.- rzekłam machając palcem wskazującym na lewo i prawo.

- Sophio...nie daj się prosić. Porozmawiamy na spokojnie bez kłótni, ja ci powiem jak cię znalazłem, zjemy pyszną pizzę i odwiozę cię do domu. Już mnie więcej nie zobaczysz. Tak jak obiecałem. Stoi?- powiedział chłopak opierając się o drzwi. Czekał na moja odpowiedź.

- Dobrze. Ale obiecujesz, że dasz mi spokój?- spytałam splątując ręce pod biustem.

- Tak. Zawsze dotrzymuję słowa- odpowiedział z powagą chłopak.

- Okej. Niech będzie- odpowiedziałam wchodząc do samochodu.

- Już nie rób takiej szopki, sama zamknę te drzwi- powiedziałam, patrząc na niego jak na jakiegoś głupka. Naprawdę chciał je zamknąć, jak prawdziwy dżentelemen.

Chłopak usiadł na miejscu kierowcy. Włożył kluczyk, do którego przyczepiony był brelok w kształcie małego samochodu do stacyjki i wrzucił pierwszy bieg. Odpalił wóz i wyjechaliśmy spod hotelowego parkingu prosto na drogę prowadzącą do Cagliari.

***

Siedziałam w jego samochodzie, trzymając założoną nogę na nogę. W radiu leciała piosenka Taylor Swift, pt.,, Lover".

Unexpected LoveWhere stories live. Discover now