- Czemu nie odpowiesz? - Sonia zmrużyła oczy.

Milczał moment, przyglądając się ich pracy. Potem z powątpieniem kiwnął głową. - Ładne.

Niewyczuwalna przez dziewczynkę niezręczność padła między małżeństwo. Patrzyli na siebie, czując całą nawarstwiącą się dziwność i bliskość, związaną z ostatnimi miesiącami.

Jeśli ktoś miał coś jeszcze powiedzieć, to przepadło, gdy rozległo się pukanie do drzwi. Wymienili ostatnie spojrzenia i Wasyl poszedł otworzyć przybyłym.

- Dobryj weczir tobi, pane hospodarju! - kolędował Jarik. Z entuzjazmem rozparł ramiona.

Nim domownik zdążył cokolwiek odpowiedzieć, ten już ściskał go ze śmiechem. - Oj radujsja! - poklepał go po plecach, i wepchnął się do środka.

- Wesołych świąt, Wasia - rzekł następnie stryj Borys i wszedł, szeleszcząc płaszczem. Za nim wpełznął wianuszek reszty rodziny.

Po pojawieniu się pierwszej gwiazdy na nakrytym stole położono kutię, chleb, a następnie resztę potraw. Wszyscy stanęli wokół, po czym do izby wszedł gospodarz.

Kotygoroszko powoli przystanął przed swoim miejscem. Pogratulował rodzinie święta:

- Pozdorowlaju was z toju śwatoju Koladoju. Daj Boże, szob wy żuły-prowoduły, a na druhyj rik sze kraszcze docze.

- Daj Boże - odrzekli zebrani półgłosem. Następnie wszyscy zasiedli do jedzenia.

Kolacja składała się z dwunastu dań, "szob cały rok był szczasływy".
Najważniejszym z nich była wspomniana kutia, słodka potrawa z ziarna pszenicy, miodu, maku i posiekanych orzechów.

Izba buchała od światła świec, brzdęku naczyń, trzasku kominka. Na stole, na białym obrusie w czerwone kwiaty, migały dzbanki herbaty, podawano sobie miseczki.

Po posiłku rodzina nie odeszła od stołu. Choć tym razem nie było ani Symona, ani Kateryny, i biesiadny humor był tak bliski, co koniec wojny, to zabawa jakoś szła. Coś jeszcze jedzono, coś pito. Maria piła, co jej nalewano, i jadła, co nałożono, mówiła, o co ją pytano.

Wszyscy na nią przy tym patrzyli z czułością, jakby się zachwycali nowym meblem w pokoju. Tylko Iwanowa, odwrotnie, grymas z każdym jej słowem pogłębiała.

A Wasyl, cóż. Nie rozmawiali. Zamiast tego dyskutował z Jarikiem. A gdy tak się zdarzyło, że Jarik dyskutował z nią, to w grobowej ciszy siedział, jakby kuzyn też nagle zniknął.

Maria nie czuła od niego jednak jakiejś pogardy. Bardziej niezręczność. A te emocję jak najbardziej podzielała: bo niezwykle niezręcznie udawać to, czego od nich oczekiwano.

Borysowa westchnęła z sentymentem. - Ile to już, rok?

- Ponad - poprawił matkę Jarik.

- No tak, ostatnio żeśmy się na weselu widzieli - kobieta skinęła głową. Pochyliła sie nad stolem, trochę drapieżnie wbijając wzrok w świeże małżeństwo. - Jak wam się wiedzie, kochani?

Oboje zainteresowani zgodnie milczeli. Wasyl uniósł nieznacznie wzrok, napotykając ten surowy ojca, i przełknął ślinę.

- Świetnie - wyrzucił w końcu.

- Ej tam, nie pytam ciebie, ty nie masz co narzekać - ciotka machnęła na niego dłonią. Potem oparła o nią brodę, i zwróciła się do przepytywanej: - Maruś, jak on się sprawuje? Bo mężczyźni w tej rodzinie...

- Wołodia, a mówiliście, że nowego konia chcecie kupić - zmienił temat stryj Borys, nerwowo kładąc kieliszek na stole.

- Ano, ano, tak więc..

KołomyjaUnde poveștirile trăiesc. Descoperă acum