-Czy mogła byś, dać mi go do telefon.

Podałam telefon Shanowi.

-Co tam?- powiedział, z zapchaną buzią.- na luzie, jest ze mną i je swoje jedzenie, zaraz będziemy się zbierać.- przystanął i słuchał swojego rozmówcy.- spoko, dobra pa.- rozłączył się i oddał mi telefon.- z tej strony cię, nie znałem.

-Ale co, że stanowczo mówię? Mam poważnego rozmówcę, więc mówię poważnie.

-To ja nie jestem, poważny?- zaśmiał się.

-Nie. Znaczy on jest starszy i należy mu się szacunek, a tobie też oczywiście, ale do ciebie mogę mówić luźno.

Wybuchliśmy oboje śmiechem. Gdy Shane skończył, swoją ogromną porcje poszliśmy, do auta Shana. Przed wyjazdem wypaliłam, jeszcze papierosa, na co Shane tylko coś pieprzył, że wdałam się w Tonego. W aucie było trochę cicho bo, musiał się skupić, by w nikogo nie wjechać. Reszta drogi minęła ciekawie, bo graliśmy w gówno prawdę.

-Jak dowiedziałem się, że to ty zacząłem się  śmieć.

-Prawda- przyznałam.

-Prawda myślałam, że Vinc se ze mnie żartuje. Po raz pierwszy w życiu.

-No to ja. Nie ogarnęłam, że to wy jesteście, moją rodziną do momentu, w którym nie napisałeś.

-Gówno prawda.

-Prawda. Nie skojarzyłam faktów.

Shane się zaśmiał.

~~~~~~~

Wyszłam z auta i zobaczyłam ogromną willę. Weszliśmy do niej i Shane zaprowadził, mnie do kuchni. Zobaczyłam tam, napakowanego chłopaka, który siedział, przy stole. Od razu się, go przestraszyłam. Wyglądał na strasznego. Shane kazał mi usiąść, przy stole. No to świetnie, pomyślałam sobie.

Usiadłam jak najdalej, od niego. Shane podał mi jakąś zupę. Pod wymówką, że tam zjadłam za mało. Zabije go. Wyprostowałam się i starałam się, jeść, tak by niczego nie zachlapać i tak nie zjadłam wszystkiego, przez moje zaburzenia odżywiania, które już ustawały ale nadal były.

Shane tylko powiedział, że coś mało, ale nie kazał, jeść mi więcej. Nawet jeżeli, by kazał to, bym nie wcisnęła. Shane oprowadził mnie, po całym domu, ale najbardziej ucieszyłam się, że mamy tu bibliotekę. Zawsze o tym marzyłam.

Gdy skończylismy naszą wycieczkę, Shane pokazał mi mój pokój i powiedział, że musi już iść i że o 20 jest kolacja, żebym na nią zeszła. Weszłam do mojego nowego pokoju i opadła mi szczęka. Miałam własną łazienkę i garderobę. Niby nic, ale jednak coś. Zaczęłam rozpakowywać swoje rzeczy i dokładnie o 20 zeszłam na dół.

Przy stole siedział Shane, ten duży chłopak i jeszcze jeden, bardzo elegancki facet. To chyba, był mój opiekun. Usiadłam przy stole i czekałam na kolację. Miła starsza pani przyniosła nam jedzenie. Znowu zaczęłam, kolejną walkę z jedzeniem. Co chyba nie umknęło, uwadze temu dużemu chłopakowi( który nawet się nie przedstawił) a już na pewno nie Shanowi. Przy jedzeniu Vincent, bo tak nazywał się elegancki męższczyzna, ukazał mi zasady domu. Mówił co powinnam robić, a czego nie. Ja tylko go słuchałam i czasami coś przytakiwałam.

Jedliśmy do momentu, aż do kuchni nie wszedł pewien chłopak, chyba mój kolejny brat. Strasznie pijany. Dziwiłam się, że wrócił dopiero o 20. Ja jak chodziłam, na imprezy, to zazwyczaj wracałam około godziny 23 albo później. Popatrzyłam na niego i rozpoznałam w nim Tonego, którego poznałam, przy okazji imprezy. Z nim miałam  słabszy kontakt niż z Shanem.

Rodzina Monet-Haili zna już BliźniakówWhere stories live. Discover now