– Dobrze się czujesz? – zapytałam zmartwiona. Była dziś jakaś dziwna.

Z doświadczenia wiedziałam, że jeśli ktoś atakował kogoś bez powodu, to oznaczało, że osoba ta miała jakiś problem.

Gia szybko pokręciła głową, jakby odganiając złe myśli i uśmiechnęła się do mnie.

– Jezu, przepraszam. Mam dziś nieciekawy dzień i nie myślę logicznie. – Jej oczy zaświeciły i wróciła do swojego naturalnego zachowania. – Może się czegoś napijesz? Właśnie miałam sobie zrobić sok owocowy z jarmużem.

Zmarszczyłam nos.

– Sok z jarmużem? Chyba nie do końca mi się to spodoba.

Gia zaśmiała się z mojej miny.

– Daj spokój. Jak dodasz do tego trochę jabłek, to smakuje to jak zielone truskawki. Zrobię ci taki i sama ocenisz. Witaminy dobrze zrobią dziecku, a tobie przestanie burczeć w brzuchu. Co ty na to?

Skinęłam głową, wzruszając ramionami.

– Czemu nie. Tylko się nie obraź, jeśli mi nie posmakuję. Ostatnio zrobiłam się wymagająca, jeśli chodzi o to, co ląduje w moim żołądku.

Machnęła na mnie ręką.

– Na pewno ci posmakuje. Ja pije takie codziennie – powiedziała, puszczając oczko i wyszła z pomieszczenia.

Poczekałam chwilę na nią, rozglądając się po klubie i doceniając, co zbudował Hank.

Wróciła po pięciu minutach. Podeszła, położyła sok na barze i przesunęła go w moją stronę z uśmiechem na ustach.

Chwyciłam za szklankę. Nie pachniało źle. Upiłam mały łyk, wiedząc, że smak soku może nie spodobać się dziecku. Ale nie był zły. Rzeczywiście miał posmak zielonych truskawek!

Już miałam powiedzieć to Gii, gdy nagle usłyszałam głos Hanka. Wołał moje imię. Brzmiał na przerażonego. Jakby coś się stało. Wyraźnie bał się o mnie, a przecież byłam tu i nic mi nie było.

Podbiegł do mnie z prędkością światła. Chciałam się do niego uśmiechnąć uspokajająco, by zapewnić go, że nic mi nie jest. Sprawić, by panika zniknęła z jego twarzy, by się wyciszył i wytłumaczył, co się takiego stało.

Hank jednak, nie zwracając uwagi na nic, położył mi dłonie na policzkach i spojrzał mi w oczy. Jego wzrok był pełen strachu.

– Powiedź, że tego nie wypiłaś – powiedział poważnym głosem.

Zmarszczyłam brwi. Kurde, co się stało?

– Co? Sok? Zrobiłam łyk. Możesz mi wytłumaczyć, co się dzieje? Nic nie rozumiem.

Nie wiedziałam, co o tym wszystkim myśleć.

– Kurwa! – jęknął, a później zawołał głośno na cały klub: – Nico!

Wzdrygnęłam się. Hank puścił moje policzki, jakby go nagle zaczęły parzyć.

– Co to, kurwa, było, Gia? – zapytał głośno, patrząc na nią wzrokiem, który mógł zabić.

Spojrzałam na kobietę, by sprawdzić, czy choć ona rozumie, co się tutaj wydarzyło. Miała szeroko otwarte oczy i była w podobnym szoku, co ja.

– Co? Przecież nic się nie dzieje. Rozmawialiśmy tylko, a ty tu wpadasz jak sam diabeł.

Usłyszałam kroki i zauważyłam Brandona, który wszedł właśnie do sali. Spojrzałam na niego w nadziei, że może choć on zrozumie, co się tu dzieje. Mężczyzna jednak ze zmarszczonymi brwiami wpatrywał się w telefon. W ręce trzymał także listek z jakimiś tabletkami.

My baby shot me down - ZAKOŃCZONEWhere stories live. Discover now