8.

188 20 11
                                    

VIVI.

Moje ciało napina się jak struna, gdy na ekranie telewizora zauważam wywiad z policjantem, który kilkanaście godzin wcześniej ścigał mnie ulicami Paryża. Wciągam powietrze i spoglądam ukradkiem na Kyliana, który na całe szczęście jest zbyt pochłonięty tym, co widzi na ekranie by zauważyć, że cała drżę ze strachu. Staram się ze wszystkich sił rozluźnić i udawać, że mnie to nie rusza jednak, gdy chłopak zaczyna opowiadać mi o tym, co przydarzyło się jemu i jego dziewczynie kilka lat temu od razu ponownie wraca do mnie ten cholerny uścisk w żołądku. Nie wiem dlaczego, ale przeraźliwie zaczynam bać się o to, że sprawcami tego zdarzenia był Flynn i co gorsze mój brat. —  Niee, to niemożliwe — myślę i staram się odsunąć tę wersję od siebie jak najdalej, jednak to wcale nie jest takie łatwe, bo wiem do czego ta dwójka jest zdolna. Poza tym, przed oczami staje mi widok mojego brata, gdy powiedziałam mu o tym, że chcę pracować dla Kyliana i to wszystko zaczyna powoli układać mi się w jedną całość... Całość, która zdecydowanie zaczyna mnie przerażać...

Bardzo mi przykro, Kylian. — wykrztuszam z siebie, po tym jak chłopak kończy opowiadać mi o tym jak jego dziewczyna umierała na jego rękach w szpitalu. — Tak bardzo mi przykro. — powtarzam, czując, że pod powiekami zaczynają zbierać mi się łzy. 

Ej, ej, ej! Tylko mi tu nie płacz, mała. — prosi, chwytając mój podbródek dwoma palcami. Unoszę głowę i spoglądam w jego oczy, co jest dużym błędem, bo dosłownie zatracam się w ich głębi. Czuję jak przez moje ciało przechodzi dziwny i niespotykany do tej pory dreszcz i wiem, że jeżeli nie odsunę się w tej sekundzie to zrobię coś naprawdę głupiego. 

Um... Może wrócimy do omawiania warunków umowy. — szeptam, sprowadzając tym samym naszą dwójkę na ziemię. 

Um... Tak, myślę, że tak będzie lepiej. — stwierdza, odsuwając się ode mnie na bezpieczną odległość. — Ale omówimy je zaraz po tym jak coś zjemy, bo dosłownie umieram z głodu

Uśmiecham się delikatnie, gdy zauważam jak z uśmiechem na ustach podnosi się z sofy i kieruje swoje kroki do kuchni, która znajduje się zaraz obok salonu. Wolnym krokiem podążam za nim, rozglądając się przy okazji po mieszkaniu, które naprawdę jest sporych rozmiarów. 

Mogę? — pytam, wskazując palcem na ogromne, przeszklone drzwi, które prowadzą jak mniemam na taras. Widzę jak kiwa głową, po czym wraca do obierania warzyw, więc biorę to za zgodę i wychodzę na zewnątrz, a to co zauważam dosłownie odbiera mi mowę. 

Przede mną jak na wyciągnięcie dłoni znajduje się wieża eiffla, która na domiar tego wszystkiego właśnie zaczyna świecić. Jak zahipnotyzowana podchodzę bliżej krawędzi, opierając się o szklaną balustradę i wpatruję się w ten magiczny widok, nie zwracając uwagi na to, że moje ciało się wyziębia, bo na zewnątrz jest jakieś pieprzone trzy stopnie, a ja stoję tu w samym topie. 

Chyba usilnie chcesz wrócić do szpitala. — odwracam głowę i marszczę brwi zauważając bruneta, który z bluzą w dłoni rusza w moim kierunku. — Ubieraj ją! — rozkazuje, co posłusznie robię, czując jak przyjemny materiał otula moje zmarznięte ciało. Ignoruję fakt, że jest na mnie co najmniej cztery rozmiary za duża i najprawdopodobniej miał ją na sobie, bo dosłownie pachnie nim. Unoszę wzrok i ściągam brwi, widząc jak mi się przygląda, śmiejąc się pod nosem.

Z czego się śmiejesz? — pytam, zakładając dłonie na biodra. 

W tej bluzie wyglądasz jak krasnal.  — oznajmia, za co dostaje ode mnie od razu strzał w ramie. — Auuu! Za co to?

Za niewyparzoną gębę. — syczę i odbijam się od balustrady, która boleśnie wbija mi się w plecy. Staję na przeciw chłopaka i dopiero teraz uświadamiam sobie, że sięgam mu do klatki piersiowej, co faktycznie czyni mnie krasnoludkiem. 

BAD LIAR || K.MWhere stories live. Discover now