6.

183 22 16
                                    

VIVI.

Gdy wchodzę na ulicę, która prowadzi do mojego obecnego domu dochodzi godzina osiemnasta i panuje totalny mrok, w którym dostrzegam migające na niebiesko światła. Nie robi to na mnie jakiegoś większego wrażenia, ponieważ cała ta okolica składa się z marginesu społecznego i policja jest tu średnio cztery razy w ciągu doby. Jednak jakaś część mnie zaczyna się niepokoić, dlatego postanawiam przyśpieszyć. Moje kroki z sekundy na sekundę stają się szybsze, aż w końcu zamieniają się w bieg. Czuję jak kręci mi się w głowie jednak nie przestaję biec do momentu aż stawiam swoje stopy na posesji, na której znajduje się mój dom. 

— O kurwa. — z moich ust niekontrolowanie wydobywa się przekleństwo, gdy zauważam dwa samochody policyjne zaparkowane centralnie przed wejściem do domu. 

Przełykam głośno ślinę i chowam się za drzewem, zauważając policjanta, który właśnie schodzi po schodach, świecąc latarką na boki. Wyraźnie kogoś szuka i domyślam się, że tym kimś jest Flynn. Wiem, że nie jestem tutaj bezpieczna, bo to kwestia czasu jak zjawi się przy mnie, dlatego powolnym krokiem wycofuję się do tyłu, starając się być przy tym bezszelestna. Nie spuszczam wzroku z tęgiego mężczyzny, jednak nie zatrzymuję się nawet na ułamek sekundy. 

— Hej, Ty! — mrużę oczy, słysząc donośny głos mężczyzny, który oślepia mnie latarką trzymaną w ręku i zamieram, zdając sobie sprawę, że już mnie ma. — Zaczekaj! Słyszysz? — ignoruję jego rozkaz i zaczynam biec najszybciej jak potrafię. 

Słyszę jak wydaje z siebie ostrzeżenie, a po chwili strzela z broni w powietrze, jednak nawet to mnie nie zatrzymuje. Skręcam w jakąś nieznaną mi uliczkę, którą oświetla jedynie blask księżyca i już po kilku metrach niefortunnie potykam się o dziurę w asfalcie, przez, co zdzieram sobie całe łokcie i kolana. Przeklinam głośno, zauważając spływającą po moich rękach krew i spoglądam w bok zauważając zbliżającego się w moim kierunku policjanta. Momentalnie podnoszę się z asfaltu i lekko kulejąc dalej biegnę przed siebie. Słyszę w oddali zbliżający się samochód i modle się w duchu by to nie był radiowóz. 

— Wsiadaj, szybko! No już, ruchy! — spoglądam w bok i oddycham z ulgą zauważając siedzącego za kierownicą Zack'a. Od razu chwytam za klamkę i pakuję się na tylne siedzenie, a chłopak z piskiem opon odjeżdża z miejsca, zostawiając w tyle wkurzonego policjanta.

— Możesz mi do cholery wytłumaczyć, co tu się odpieprza? Co z Jules'em? Gdzie jest Flynn? — bombarduję pytaniami chłopaka i zauważam jak mocniej zaciska swoje dłonie na kierownicy, układając przy tym swoje usta w wąską linię. — Odpowiedz mi do kurwy nędzy! Należy mi się prawda, jestem tak samo w to zaplątana! — wrzeszczę, totalnie tracąc panowanie nad sobą. 

— Dowiesz się wszystkiego jak dojedziemy na miejsce. — przewracam oczami słysząc oschły ton chłopaka i opadam na siedzenie, wiedząc, że i tak nic więcej mi nie powie.

Wzdycham głośno i spoglądam przez szybę, obserwując ludzi snujących się ulicami Paryża. Gdy zatrzymujemy się na czerwonym świetle, zauważam trzymającą się za rękę parę. Chłopak całuje dziewczynę w policzek, a następnie obydwoje zaczynają się głośno śmiać z czegoś, co powiedział, a po moich policzkach niekontrolowanie zaczynają spływać łzy, które po chwili zamieniają się w głośny szloch. 

— Heeej, Viv. Już dobrze! Jesteś już bezpieczna. — spoglądam zamglonym wzrokiem na chłopaka siedzącego z przodu, który posyła mi we wstecznym lusterku delikatny uśmiech. 

— Nie chcę tak żyć, Zack. — szeptam, ignorując fakt, że to najlepszy przyjaciel Flynna. — Nie chcę ciągle kłamać, uciekać, żyć w strachu, bać się własnego cienia. — dodaję, podciągając nosem.

BAD LIAR || K.MWhere stories live. Discover now