16

151 11 0
                                    

Czas dłużył się w nieskończoność. Niecierpliwe siedziałam nad łóżkiem Charlott w labolatorium Shoko. Ściskałam jej dłoń, czekając aż wkońcu nią poruszy.

- mówiłam Ci, że nic jej nie jest. Odwaliłaś kupę dobrej roboty Rose.- powiedziała Shoko, siadając obok mnie.

- Może i uratowałam jej życie, ale to przez mnie tu leży- powiedziałam, obwiniając się za incydent w szpitalu i odłożyłam zimną dłoń na łóżko.

-Tobie naprawdę nie da się nic uświadomić. Dziewczyno opanuj się, przecież nie ty jej to zrobiłaś, tylko ta klątwa.- powiedziała nieco ostrzej wstając z krzesła.

- Masz rację, nie zrobiłam tego bezpośrednio, ale to moja wina, że klątwy znalazły się w tamtym szpitalu. Gdybym tylko była bardziej spostrzegawcza, zauważyłabym, że coś jest nie tak. Nie dopuściłabym do tego, żeby klątwy wykonały jakiś ruch i pozwoliły sobie na masowe morderstwa w szpitalu.- użalałam się nad sobąz a do moich oczu zaczeły napływać łzy.

- Shoko powiedz mi... Dlaczego zawsze mnie to spotyka. Wszystkie bliskie mi osoby umierają albo cierpią ze względu na mnie. Dlaczego..- zapytałam, kładąc głowę na materac. Obwiniałam się i uświadamiałam coraz więcej przykrych rzeczy. Z oczu zaczeły wypływać łzy, a pięści zacisneły się na białym przescieradle.

- Rose...- szepneła Shoko, podchodząc do mnie. Przykucneła obok mnie i złapała za dłoń.

- Nie wiem. Nie mam pojęcia dlaczego to Cię spotyka. Ale musisz patrzeć na pozytywy. Charlott żyje, dzięki tobie. Jesteś w kawałku, Satoru teżz chociaż on mógł by nie być w kawałku- zaśmiała się na końcu, czym poprawiła mi humor.

Podniesłam głowę z materaca i przetarłam łzy, lekko się uśmiechając. Przytuliłam brunetkę, kładąc głowę w zagłębienie między szyją, a barkiem. Kochałam ją za to. Najgorszy humor znikał, gdy tylko wymieniłam z nią kilka zdań, gdzie opowiedziała mi jakiś żart.

- Shoko... Wiesz, że Cię kocham?- zapytałam, mocniej przytulając brunetkę.

- wiem. Jestem świadoma. Ty też powinnaś.- powiedziała odwzajemniając mój uścisk.

- czy ja o czymś nie wiem?- zapytał białowłosy, przyglądając się naszym przytulasom spod drzwi.

- tak, jesteśmy razem. Coś nie tak?- powiedziała Shoko odsuwając się odemnie.

- Rose, nie... Dlaczego mi to robisz- lamentował z uśmiechem na twarzy.

- już uspokójcie się. Dajmy odpocząć Charlott w spokoju.- powiedziałam odchodząc od łóżka.

- Ty też powinnaś odpocząć Rose. Wyglądasz jak trup.- powiedziała Shoko, przyglądając się opuchniętym zielonym oczom.

- nie mogę muszę z nią zostać. Nie chcę, aby obudziła się w towarzystwie obcych osób. Jestem jej to winna, aby chociaż obudziła się, wiedząc, że nic jej nie grozi.- powiedziałam patrząc na śpiącą Charlott.

- musisz wkońcu zacząć myśleć o sobie Rose- powiedział białowłosy, podchodząc do mnie z poważną miną. Spojrzałam na czarną opaskę, która zakrywała mu oczy. Nie wiem dlaczego, ale w tamtym momencie zapragnęłam zanurzenia się w błękitnym oceanie. Przez chwilę tkwiliśmy w naszej przestrzeni, gdzie liczyło się nasze spojrzenie. Przestrezń była pusta. Tło było rozmazane, a nasze twarze były jej centrum. Jedyną rzeczą, która obchodziła nas w tamtym momencie. Chciałam w niej tkwić. Zostać w przyjemnej atmosferze, gdzie nikt nie mógł mi zagrozićz bo wkońcu byliśmy w niej tylko my, lecz białowłosy miał inne plany.

Pochylił się i złapał za moje kolana, przez co wybudziłam się z hipnozy. Przerzucił mnie przez ramię i ruszył w stronę drzwi.

- Shoko nie będzimy Ci przeszkadzać. Jeżeli Charlott się obudzi, zadzwoń do nas- powiedział, otwierając drzwi. Brunetka jedynie zaśmiała się pod nosem i pomachała mi na pożegnanie. Rzuciłam jej zmęczone spojrzenie i opadłam z sił, przytulając się do rozbudowanych pleców Satoru.

Gojo Satoru X Rose Where stories live. Discover now