☆~1~☆

986 37 71
                                    

[Regulus Black]

Syriusz uciekł na początku wakacji i od tamtego czasu nie mam z nim kontaktu. Bo gdyby chciał ze mną rozmawiać napisałby. Prawda? Zresztą nie mam teraz na to czasu.

Wyszedłem z pod prysznica i owinąłem ręcznik wokół bioder. Drugim ręcznikiem wytarłem włosy na tyle że były jedynie wilgotne. Zacząłem je układać co dzisiaj poszło mi całkiem sprawnie. Przebrałem się w mundurek zostawiając jednak krawat w torbie. Nanoszę się go w najbliższym czasie. Właściwie to dobrze bo to oznacza Hogwart. Czyli miejsce o wiele przyjemniejsze od tego wielkiego budynku który powinienem nazywać domem. A przynajmniej tak zdaje się sporej części ludzi. Po co wyprowadzać ich z błędu?

Dopakowałem ostatnie rzeczy i wygładziłem koszulę ręką. Powinno być okej. Jest okej.

Wyszedłem z pokoju targając za sobą kufer w którym zmieściłem większość swoich rzeczy. Przedpokój z którego na peron przenieść miała mnie matka nie był bardzo oddalony od mojego pokoju więc nie było to zbyt wymagające.

-Popraw tą koszulę.- Wycedziła moja ewidentnie czymś zdenerwowana rodzicielka. Kurwa. A było dobrze. Podszedłem do lustra i poprawiłem kołnierzyk który postanowił mnie trochę pomęczyć i po odstawać. Syknąłem z bólu gdy ten pojawił się w moim ramieniu. Ciągle odczuwałem skutki wczorajszej kłótni. Oczywiście poszło o to że z pewnością kryłem Syriusza. Spoiler: nic nie wiedziałem. Na szczęście przez następne pół roku powinienem mieć spokój od tej klątwy. Jaki idiota ją wymyślił?

Gdy już uporałem się z koszulą wróciłem do matki która nic nie mówiąc przeniosła nas na stacje. Byłem przyzwyczajony do tego uczucia więc nie było to bardzo nieprzyjemne jednak nie lubiłem tego.

Gdy usłyszałem już kazanie o tym że jeśli coś zjebie to jestem w dupie zostałem sam. Przynajmniej tak się czułem dopóki nie usłyszałem za sobą głosu przyjaciółki.

-Cześć.- Uśmiechnąłem się do prawie białowłosej dziewczyny. Pandora była cudowną osobą bez której zapewne bym sobie nie poradził. Podobnie jak jej brat który właśnie zniszczył całą moja fryzurę.- Evan! kurwa no.

-Hej.- Przywitała się ze mną dziewczyna podczas gdy ja próbowałem ratować moją fryzurę. niby nie miałem mu tego za złe, ale warto się na niego powkurzać.

-Tak się wita swojego ulubionego przyjaciela?-Spytał z udawanym wyrzutem w głosie.

-Pandora jest moją ulubioną przyjaciółką.-Stwierdziłem powstrzymując parsknięcie śmiechu. Przy okazji usłyszałam krótki śmiech wspomnianej dziewczyny.

-Jeb się.- Po tych uroczych słowach i pokazaniu mi środkowego palca ruszyliśmy do drzwi pociągu. Warto byłoby znaleźć jakiś przedział. No chyba że Barty to zrobił. Po chwili znaleźli wolne miejsca. Crouch powinien ich znaleźć.

-Lecę do wagonu prefektów i na obchód zaraz was znajdę.- Ruszyłem w stronę wspomnianego przeze mnie miejsca zostawiając wcześniej bagaż nad siedzeniami. Po chwili zauważyłem za szybą mojego brata. Chciałem się zatrzymać. Zerknąć. Cokolwiek, ale czułem że nie powinienem. Nie mogłem. Starając się wyrzucić z głowy myśli o bracie dotarłem do reszty prefektów.

Gdy kończyłem bardzo spokojny jak na uczniów Hogwartu obchód oczywiście ktoś musiał zjebać mi ten porządek. Jakaś bardzo wybitna i kreatywna osoba przywiązała wiadro z wodą do jasnego sznurka po czym (Lub przedtem) przewiesiła tą konstrukcje na belce przy suficie która nikomu nie wodząc trzymała dach tego pociągu.

I w ten oto sposób stałem prawie cały mokry tylko kilka przedziałów od miejsca docelowego mojej wędrówki. Kurwa.

-Nienawidzę ludzi.- Mruknąłem pod nosem po czym zacząłem wypatrywać osoby która ma u mnie przewalone.

-Ta wszyscy jesteśmy okropni wiem wiem.-Był to zapewne głos winowajcy. Dopiero po chwili mogłem dostrzec Jamesa pierdolonego Pottera który pojawił się tu znikąd.-Myślałem że to Snape to puściłem sznurek.

-Łosiu na kogo ty to wypu... ou cześć.- Syriusz wyszedł z przedziału przerywając Jamesowi który już nabierał powietrza by kontynuować swoją wypowiedź.

-Muszę iść do przyjaciół. Pa.-Zapominając że jestem cały mokry odwróciłem się na pięcie i już chciałem ruszać.

-Regulus, Poczekaj.- Chłopak mruknął jakieś zaklęcie celując we mnie różdżką nie przejmując się obecnością mojego brata. Po chwili byłem już suchy. ha nie wpadłem na to.

-Dzięki?- Powiedziałem bardziej zadając pytanie niż twierdząc. Właściwie za co ja dziękuje to on mnie oblał. Nie mając siły na dalszą rozmowę ruszyłem w stronę moich przyjaciół.

-Jestem. o hej Barty.- Powiedziałem po czym zamykając drzwi uwaliłem się obok Pandory. Po jakimś czasie postanowiliśmy pograć w karty jednak dosyć szybo okazało się że talia którą wygrzebał z torby Evan nie ma w sobie wystarczająco dużo kart żeby nie dało się nic z tym zrobić. No chyba że jesteś moimi przyjaciółmi i zaczniesz układać na kufrze domek z kart. Oczywiście nie udało się nam ustawić nawet jednego piętra bo byliśmy w pociągu co oznacza ciągły ruch naszego alternatywnego stołu oraz wszystkiego innego. Przez resztę drogi zwyczajnie rozmawialiśmy jednak ja ciągle w głowie miałem mojego brata oraz z jakiegoś niewyjaśnionego powodu miałem tam również pewnego bardzo interesującego czarodzieja z kompletnym nieładem na głowię. O dziwo nieład ten miał w sobie cos ładnego. czy to ma sens?

[777słów]

Jestem dumna z tej liczby XD

proszę o jakąś opinie bo pomysł na to coś powstał po tym jak przez cały dzień pakowałam rzeczy do kartonów i przeżywałam w związku z tym milion mikro załamań. Nic nadzwyczajnego.

Mam nadzieje że się choć trochę spodobało jeśli ktokolwiek to przeczytał i przepraszam za wszystkie błędy czy przejęzyczenia starałam się o to dbać jednak wiemy jak to bywa.

Miłego dnia/wieczora/nocy czy chuj wie czego jesteście cudownymi osobami pamiętajcie

Right? || JegulusOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz