☆~20~☆

186 13 29
                                    

"Just stop your crying
Have the time of your life
Breaking through the atmosphere
And things are pretty good from here
Remember everything will be alright"

~Sing of the times by Harry Styles~

[Regulus Black]

Po wesołych wieściach Dumbledora, nie spotkałem już Jamesa. Nie mogłem go złapać, więc ruszyłem do dormitorium. Cala paczka moich przyjaciół grała tam w jakąś planszówkę. Dołączyłsm do nich szybko, bo jeszcze nie zaczęli tej rundy. Czas zleciał nam bardzo szybko i czułem jakbym już po chwili kładł się spać.

***

W środku nocy obudził mnie hałas. Jakiś huk. Gdy usłyszałem krzyki, obudziłem Evana, Bartyego i Rabastana. Juz chwile później staliśmy w pokoju wspólnym i słuchaliśmy Slughorna.

-Śmierciożercy, zaatakowali zamek-Ogłosił. Dookoła siebie słyszałem głosy paniki.-Jeżeli ktokolwiek nie chce walczyć rozumiem to. Zostajecie wtedy tutaj. Jeżeli ma ktoś z was w rodzinie smierciożerców po prostu tu zostańcie. Walczenie z rodziną zapewne nie byłoby przyjemnym doświadczeniem.

Można powiedzieć że miałem w rodzinę sporo wrogów szkoły, ale niezbyt mnie to obchodziło. W dłoni miałem już różdżkę. Nauczyciele pozwolili nam walczyć, ale własciwie w pokojach wspólnym tez nie było do końca bezpiecznie. Nauczyciel eliksirów zabezpieczył pomieszczenie zaklęciami i ruszył do góry zamku. W tej chwili wiedziałem że moim przyjaciołom z domu węża nic nie jest, ale w głowie miałem tylko myśli o tym że muszę się upewnić że Jamesowi, Pandorze i Syriuszowi nic nie jest. Oczywiście czułem też potrzebę wiedzy czy eszvie moich przyjaciół nic nie jest, ale te trzy osoby były moim priorytetem.

Nie wiedziałem do końca co powinienem robić, dopóki nie ujrzałem Puchona walczącego z jakąś kobietą.

-Drętwota!-Zawolałem w stronę czarownicy. Upadła ona na ziemie. Chłopak któremu pomogłem kiwnął do mnie głową z wdzięcznością, a ja ruszyłem dalej. Poruszaliśmy się we czwórkę. Ja, Rosier, Crouch i Lestrange. Żaden z nich nie chciał zostać w lochach.

-Pandora!-Zawolalem w stronę dziewczyny.-Na Merlina, jak dobrze że nic ci nie jest!

Szybko znalazłem się obok przyjaciółki i przytuliłem ją z całej siły.

-Bałam się że coś wam się stało. Nie było opcji żebyście zostali, w bezpiecznym miejscu-Reszta tez przytuliła przyjaciółke. Rosier mial ochitę sam ja zabić za to że poszła walczyć. Zapewne dostanę podobną gadkę. Nie mieliśmy czasu na czułości bo zza rogu wybiegl Snape. Można by było pomyśleć że tym razem stanie po naszej stronie, jednak wiedziałem że ostro się myliłem, gdy poleciałem do tyłu prosto na ścianę.

-Avis-Evan wycelowal w Severusa, nad ktorym pojawiło się stało skurwionycb ptaków. Rabastan pomógł mi wstać, ale czułem się o wiele gorzej niż jeszcze chwilę temu. W skrócie wszystko mnie napierdalało, jednak determinacji nie straciłem. Ruszyliśmy dalej.

Widoki jakie ujrzeliśmy po drodze były przerażające. Były do zarówno martwe ciała jak i plamy krwi. Nie obyło się bez obejrzenia śmierci uczenicy. Czułem się jak w koszmarze. Ja w nim byłem. Do oczy napłynęły mi łzy desperacji, jednak szybko je pokonałem i stwierdzilem że droga jest czysta. Ruszyliśmy dalej.

Po drodze uniknąłem kilku zaklęć. Podobnie jak moi przyjaciele. Nie obchodziło mnie wiele więcej, jak bezpieczeństwo moich bliskich w tej chwili. To był moment w którym z Regulusa Arctusa Blacka, ślizgona, którego boją się pierwszacy, który pochodzi z rodziny służącej czarteru Panu,nstawałem się Reggiem. A przynajmniej nim się czułem.

Right? || JegulusHikayelerin yaşadığı yer. Şimdi keşfedin