24.

6.4K 247 50
                                    

LAURA

-Myślisz, że czemu chodzi dzisiaj taki nabuzowany?-szepcze Vera, zerkając w stronę Ethana, który wchodzi do biura i nawet na nas nie zerka.

-Pytanie powinno brzmieć; kiedy on nie jest nabuzowany?-parskam śmiechem, a dziewczyna do mnie dołącza.-Pewnie dlatego, że jutro sprawa Emily.

-Ale czym on aż tak się stresuje?

-W brew pozorom, mimo dowodów, ta sprawa jest cholernie ciężka. Marvin ma bardzo dużo pieniędzy i jeszcze więcej znajomości, które wiele mogą zdziałać. Co prawda mamy ogromną ilość dowodów i nie powinien się wywinąć, ale dobrze wiesz jak Ethanowi zależy na renomie kancelarii.

-Tego też nie rozumiem.-marszczy brwi.-Dlaczego ma aż taką obsesje, by być idealnym? Każdy może mieć czasami gorszy dzień i przegrać rozprawę. Przecież do końca życia nie da rady wygrywać każdej.

-A może da?-przechylam głowę.-Nie będę go oceniać, bo nie znam jego historii. Może to wynikać z bardzo wielu czynników, ale na ten moment niekoniecznie mam ochotę się w to zagłębiać.

-Wy się w ogóle lubicie?-marszczy brwi.-Bo czasami mam wrażenie, że pracujecie ze sobą, ale kompletnie nie pałacie do siebie sympatią.

-To nie tak.-odchrząknęłam, bo nagle zaschło mi w gardle.-Po prostu...Nasza relacja jest dość dziwna. Znaliśmy się już wcześniej i można powiedzieć, że nawet się lubiliśmy, ale szybko zakończyliśmy znajomość. Teraz traktujemy się raczej obojętnie i obojgu nam to odpowiada. W końcu tylko ze sobą pracujemy.

-Czyli nie miałabyś za złe, gdybym spróbowała w jego kierunku coś zrobić?

Patrzę na nią zdziwiona i czuję delikatne gorąco w okolicy uszu. Dzieje mi się tak za każdym, gdy coś nagle mnie zdenerwuje lub dostaje silnego przypływu niespodziewanych emocji.

Ale dlaczego w ogóle mnie to zirytowało? Ethan jest mi kompletnie obojętny, więc to czy Vera będzie go podrywać powinnam mieć głęboko w dupie.

-Och...Absolutnie.-uśmiecham się.-Będę wam kibicować!

-Uf, to dobrze.-kładzie rękę w okolicach klatki piersiowej.-Myślałam, że ci się podoba, a nie lubię wchodzić komuś w drogę.

-Rozumiem.-kiwam głową.-Będę wracać już do pracy.

Zmieszana idę w kierunku naszego gabinetu i gdy otwieram drzwi, wzrok Ethana od razu ląduje na mnie. Mam dzisiaj na sobie zielony garnitur, a pod spodem białą koszulę. Przed wyjściem Melissa stwierdziła, że wyglądam jak smakowity kąsek.

Czasami zastanawiam się skąd ona bierze te swoje powiedzenia. Niektóre są mocno żenujące, ale że mówi to moja Meli, nie zwracam na to uwagi.

-Wycofała się.-wita mnie tymi słowami.

-Ale co?-zamykam drzwi.

-Emily.-rzuca zirytowany papierami o biurko.-Zadzwoniła do mnie dzisiaj, kurwa, dwadzieścia minut temu i powiedziała, że ona ma tego wszystkiego dosyć, jest przytłoczona i boi się o własne życie, bo Marvin cały czas ją zastrasza. Wyraźnie wytłumaczyłem, że jest chroniona i nic złego jej się nie stanie, a ta zwyczajnie się rozłączyła i nazwała mnie bezuczuciowym dupkiem.

-A za co nazwała cię tym dupkiem?-dopytuje z ciekawości.

-Być może powiedziałem jej, że kobiety są zbyt wrażliwe i za bardzo wszystkim się przejmują.

-Ethan czy ciebie coś pojebało?-irytuje się.-Nagle nie potrafisz obchodzić się z klientkami?

-Po prostu od rana wszystko mnie wkurwia.-opiera się o zagłówek i zamyka na chwilę oczy.-Moja matka próbowała znowu się ze mną skontaktować, a ja mam już tego serdecznie dosyć. Nie mogę zmienić numeru telefonu, bo wszyscy klienci znają ten.

My Addiction Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz