Rozdział 12: Gorzki smak poniżenia

735 44 2
                                    

Eon z gracją zeskoczył w końcu z czarnego rumaka. Jego buty z cichym stukotem wylądowały na ziemi tuż obok kopyt wierzchowca. Nie tracąc ani sekundy, błyskawicznym ruchem chwycił zdezorientowaną Lily w talii. Zanim zdołała zareagować, poczuła potworne szarpnięcie i już leciała w dół. Oprawca po prostu zepchnął ją bezceremonialnie z grzbietu rumaka niczym kukiełkę. Uderzyła boleśnie całym ciężarem ciała o twardy grunt, po raz kolejny tej nocy obijając sobie plecy i żebra. Jęknęła z bólu, kurczowo obejmując się ramionami. Usłyszała dobiegający z oddali rechot i szydercze śmiechy innych mężczyzn, ewidentnie cieszących się jej upadkiem.

Próbowała za wszelką cenę nie stracić przytomności mimo eksplozji bólu w kręgosłupie i ciemnych plam, tańczących przed oczami. W końcu odzyskała ostrość widzenia i rozejrzała się dookoła. Jedynym źródłem światła było pobliskie ognisko, wokół którego siedziała spora grupa mężczyzn. Nie dostrzegła ani jednej kobiecej sylwetki, co z pewnością nie wróżyło niczego dobrego.

Niespodziewanie tuż przed twarzą Lily pojawiła się brudna, zarośnięta twarz obcego mężczyzny. Dziewczyna krzyknęła i instynktownie rzuciła się do tyłu, sunąc po podłożu tak szybko, jak pozwalało jej obolałe ciało. W końcu jej plecy napotkały drewno jednego z wozów. Oddychała ciężko z przerażenia.

Nieznajomy nagle ryknął dzikim, zwierzęcym śmiechem. Oprawca zaczął zbliżać się do Lily na czworakach, niczym drapieżny kot powoli skradający się ku bezradnej ofierze.

Był niezwykle odpychający w swej powierzchowności. Choć twarz miał stosunkowo młodą, niemal całkowicie zasłaniał ją gęsty, splątany i brudny zarost. Długa, kasztanowo-ruda broda sięgała mu niemalże do mostka. Wyglądała, jakby nie była strzyżona od przynajmniej miesiąca.

Do tego sama w sobie była tak zanieczyszczona i zmatowiała, zupełnie jakby sam jej właściciel nie kąpał się co najmniej dwa razy dłużej. Spod warstwy brudnej szczeciny ledwo prześwitywały jego wąskie usta, wykrzywione w maniakalnym uśmiechu. Całą gęstą brodę przetykały resztki jedzenia oraz substancje, których pochodzenia Lily nawet nie chciała zgadywać.

Splątane, lepkie kosmyki włosów okalały twarz nieznajomego, uformowane w niechlujne dredy. Te z kolei były sklejone ze sobą jakąś tłustą, maziowatą substancją o nieokreślonym pochodzeniu. Cokolwiek to było - spływało po zarośniętych policzkach i brodzie mężczyzny, który z rozbawieniem przyglądał się przerażeniu malującemu się na twarzy dziewczyny.

Nagle bez ostrzeżenia przysunął twarz tak blisko Lily, że ich nosy niemalże stykały się ze sobą. Dzieliły ich tylko centymetry. Z tej odległości poczuła wyraźnie dobiegającą od niego odór - mieszankę starego potu, brudu i czegoś mdłego, gorzkiego. Jego oddech śmierdział zgnilizną.

Gdy mężczyzna rozchylił wargi w makabrycznym uśmiechu, ukazując pożółkłe zęby pokryte grubą warstwą kamienia nazębnego, nowa fala smrodu uderzyła w Lily ze zwielokrotnioną siłą. Poczuła jak żołądek podchodzi jej do gardła. Z trudem powstrzymywała odruch wymiotny.

W akcie desperacji odwróciła głowę, uciekając przed jego oddechem. Mężczyzna ryknął dzikim śmiechem. Powoli dźwignął się na nogi, otrzepując dłonie z popiołu i drobnych kamyków, którymi ubrudził się podczas czołgania po ziemi.

Nic lepszego nie mogło mnie dziś, kurwa, spotkać! - oznajmił radośnie bezpośrednio do Eona, nagle kompletnie ignorując obecność dziewczyny.

Miał w głosie szczerą ekscytację, jak dzieciak, który akurat dostał wymarzony prezent.

Podszedł chwiejnie do Eona i chwycił go w niedźwiedzi, żelazny uścisk. Ten zaś momentalnie wykrzywił twarz w grymasie niesmaku i obrzydzenia. Gwałtownym szarpnięciem odepchnął od siebie cuchnącego towarzysza.

Syn Gniewu (18+ zakończona)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz