Rozdział 8: Zejście do piekieł własnych lęków

794 51 4
                                    

Tym razem pobudka również nie należała do najprzyjemniejszych. Lily od razu poczuła znajome, pulsujące uderzenia bólu w czaszce, które na moment odebrały jej jasność myślenia. Zastanawiała się, czy od tej pory każde jej przebudzenie będzie równie bolesne.

Kiedy tylko lekko rozwarła oczy, jasność sprawiła, że natychmiast musiała je z powrotem przymknąć. Spowodowało to tak przeszywający ból w głowie, że na moment zaparło jej dech w piersi.

 - Spokojnie. Oczy mogą być przez jakiś czas nadwrażliwe na światło – usłyszała znajomy, męski głos.

Chciała natychmiast coś odpowiedzieć, chociażby tylko spytać gdzie jest i co się dzieje. Jednak w porę ugryzła się boleśnie w język, powstrzymując te słowa. Poczuła narastającą falę silnych mdłości i lekkich zawrotów głowy. Z goryczą uświadomiła sobie, że najmniejszy ruch może sprowokować atak wymiotów i jeszcze pogorszyć i tak już fatalny stan.

Ostrożnie spróbowała poruszyć rękami. Jednak ku swej rozpaczy natychmiast poczuła bolesne skutki tej próby - szorstki sznur bezlitośnie wrzynał jej się w nadgarstki. Teraz miała już całkowitą, sto procentową pewność, że ktoś ją uprowadził i skrępował niczym zwierzę.

Zebrała więc w sobie wszystkie siły i uchyliła powieki.

Chciała rozejrzeć się po pomieszczeniu i zorientować w sytuacji. Ku swojemu ogromnemu zdziwieniu, rozpoznała twarz mężczyzny siedzącego naprzeciwko. To był medyk, którego wcześniej widziała na statku.

 - Gdzie... ja... - wychrypiała cicho, usiłując zadać jakiekolwiek pytanie.

Jednak gardło miała tak wysuszone i zachrypnięte, że ledwo wydobyła z siebie te dwa słowa. Zrezygnowana zamknęła usta, dobrze wiedząc, że więcej słów i tak nie przejdzie jej przez krtań.

Mężczyzna podsunął Lily pod usta metalową manierkę wypełnioną orzeźwiającą wodą. Dziewczyna natychmiast zaczęła łapczywie pić. Zimny płyn kojąco ugasił palące pragnienie w jej suchym, spierzchniętym gardle. Jej gardło w końcu przestało boleśnie piec, a przełykanie nie sprawiało już trudności.

Teraz uważnie rozejrzała się dookoła, próbując jak najdokładniej zorientować się, gdzie się znajduje i co się wokół dzieje.

Cały czas poruszało nią na boki, gdyż siedziała na twardej, drewnianej ławce. Co chwilę przemieszczała się gwałtownie raz w lewo, raz w prawo, jakby poddana działaniu jakiejś niewidzialnej siły. To nieprzyjemne kołysanie na nierównej powierzchni przywodziło jej na myśl jazdę na wozie zaprzęgowym po wyboistej, wyżłobionej koleinami wiejskiej drodze.

Lily dokładnie rozejrzała się po niewielkim, ciasnym jak trumna pomieszczeniu, w którym się znajdowała. Surowe, pozbawione jakichkolwiek ozdób wnętrze było wykonane z szorstkich, nieheblowanych desek. Nie przypominało to ani trochę choć odrobinę przytulnej kajuty na statku - tutaj panował pusty chłód nagiego drewna. Nie było tu ani jednego okienka przez który mogłaby choć na chwilę wyjrzeć na zewnątrz i rozeznać się w terenie. Jedynym źródłem światła była niewielka wyrwa w drewnianym dachu. Przez ową szparę wpadały do środka blade smugi dziennego światła, rzucając na nagie deski ścian skąpe, tańczące refleksy. To jeszcze bardziej utwierdziło dziewczynę w przekonaniu, że faktycznie znajduje się w zamkniętym wozie, mknącym gdzieś przez nieznany jej teren.

W pomieszczeniu panował niemiłosierny skwar. Lily dosłownie czuła, jak strużki lepkiego potu powoli spływają po jej rozgrzanej skórze. Ciepłe krople skapywały z każdego cala ciała - z czoła, karku, pleców.

Gorące powietrze było tak duszne, że niemal uniemożliwiało normalny oddech. Do jej nozdrzy dobiegał też specyficzny zapach. Był on ostry i intensywnie gryzący. Przywodził na myśl woń dymu unoszącą się w powietrzu, gdy gdzieś w oddali tli się pożar lasu lub leniwie dogasa ognisko. To był zapach spalenizny.

Syn Gniewu (18+ zakończona)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz