Rozdział I 1/2

22 3 2
                                    

Jak zawsze szykowałam się do liceum. Na szczęście za rok to się skończy i pójdę na normalne studia z dala od domu. Ubrałam swoje ulubione kolczyki które dostałam od mamy. Od zawsze chorowała. Gdy miałam niecałe 10 lat zmarła, zostawiając mnie z pijanym ojcem. Okropnie to przeżywałam. Jeszcze do kompletu w podstawówce taka blond zdzira się na de mną znęcała. Miałam takiego trochę grubszego rudego przyjaciela dwa lata starszego który starał się mnie zawsze obronić. Za tydzień będzie 7 rocznica jej śmierci i rocznica zepsucia się mojego świata. Zeszłam po schodach i zaczęłam robić coś na kształt kanapki. Na drzwiach lodówki zauważyłam małą karteczkę.

Dzień dobry córeczko! Wiem że ostatnio się zbytnio nie dogadujemy, ale mam nadzieję że pojutrze pojedziemy razem na konie z okazji twoich siedemnastych urodzin
Kocham cię, tatuś.

Przewróciłam oczami i wróciłam do robienia kanapki. Niby już tyle nie pił i chodził do pracy, jednak w wolnym czasie zapraszał jakieś suki do domu. Ostatnio ojciec często jeździł wcześnie rano do pracy albo nie wracał do naszego domu. Po zrobieniu nędznej kanapki jedząc ją ubierałam moje trampki. Były trochę zepsute przez nie wielki budżet naszej rodziny. Wyszłam z domu widząc jak obok z innego wychodzi mój kumpel. Wysoki szatyn z farbowanymi na biało końcówkami. Zmieniał ich kolor i długość bardzo często. Był dosyć bogaty, jednak całkiem skromny. Wszystkie laski się za nim oglądały. Był przystojny, miał duże usta i krążą ploty, że są powiększane jednak, zawsze się tego wypiera. Był zawsze przesłodzony i pozytywny. No po prostu idealny materiał na męża. Gdy mnie zobaczył, od razu podbiegł i złapał pod ramie.
-Siema, Vivian!
-Cześć, Aiden.
Pociągnął moje ramię że prawie się przewróciłam.
-Uważaj trochę!
Syknęłam z lekkim jadem.
-Ha ha, sorry rozchmurz się!
-Co z ciebie za optymista.
Prychnęłam.
-No weź.
-Chodźmy!
Pociągnęłam go za kaptur na co się zachwiał i obdarował mnie morderczym spojrzeniem.
-Choć bo się spóźnimy.
Rozkazałam, nie widząc sprzeciwu.
Weszliśmy do szkoły i udaliśmy się do Nancy. Nancy to niebieskooka blondynka chodząca z Aidenem. Jest od niego trochę spokojniejsza ale w porównaniu do mnie to petarda. Znamy się od dziecka i w najgorszym okresie mojego życia mnie wspierała. Chciałam się wtedy poddać, lecz ona mnie uratowała. Nadal było ze mną źle ale o wiele lepiej niż kiedyś. Przytuliłam ją na powitanie a szatyn ucałował w czoło.
-Witam!
Krzyknęła, klepiąc nas po plecach.
-Idziemy na lekcje?
Spytał Aiden.
Pokiwałyśmy rytmicznie głowami i dałyśmy się pociągnąć szatynowi.

Po lekcjach szłam sama do domu. Aiden miał zajęcia z piłki nożnej. Tak, to stereotypowy piłkarzyk. Szłam i się wywróciłam. Jak zawsze. Otrzepałam zdarte kolana, i podniosłam obolałe ciało. Gdy byłam już przy drzwiach uświadomiłam sobie że zapomniałam kluczyka. Ja pierdolę. Na szczęście do grzywki którą zapuszczam mam przypiętą małą białą spinkę. Kiedyś słyszałam że można nią otworzyć zamek. I zadziałało. Zrobiłam sobie spalone spaghetti na obiad, zostawiając resztę dla ojca lub dla siebie na kolacje jeśli nie wróci do domu na noc. Położyłam się na kanapie i puściłam odcinek anime. Możecie mnie za to hejtować ale anime mi pomaga. Było dosyć nudno więc odpuściłam oglądanie po jednym odcinku. Poszłam na górę zapalić papierosa, który też mnie uspokoił, to była moja odskocznia od świata. Poczytałam trochę mojego czasopisma "Cute girl, I love pink" Z dzieciństwa. Było strasznie żałosne. Po domu rozchodziła się okropna cisza i słyszałam każdy najmniejszy szelest drzew na dworze. Po kilku godzinach pracy nad nauką, Ktoś zadzwonił do drzwi.

An Extraordinary Turn Of EventsWhere stories live. Discover now