ROZDZIAŁ 17

35 8 0
                                    

- Szefie, nie mamy dobrych wieści. - Damian był wyjątkowo irytujący. Jego ignoranckie podejście do sprawy poskutkowało tym, że z hotelu wydostała się najważniejsza osoba biorąca udział w akcji. Na domiar złego naraził nie tylko na utratę życia Marlenę ale również jej towarzysza.

- Czym mnie znów zaskoczysz? - Zapytałem gniewnie pusząc się jak paw.

- Znalazłem jeszcze jedno miejsce, które możemy wziąć pod lupę. W pobliżu lasu od zachodniej strony blisko autostrady znajduje się nowo wybudowane osiedle. Deweloper skończył budowę dwa lata temu. Mieszkańcy od ponad roku walczą z inwestorem by ten dokończył  zakończył budowę mającej tam powstać przychodni zdrowia. Budynek stoi niewykończony. Kręcą się tam mieszkańcy, z uwagi na moje doświadczenie uważam, że ktoś taki jak Mark Schneider nie szukał by tam. - Nim zdążył dopowiedzieć ostatnie krew uderzyła mi do głowy. Miałem wrażenie jakby pod ogromnym naporem z oczodołów miały wyskoczyć mi oczy.

- Jakiego doświadczenia? Damian ty idioto! Właśnie dlatego tam trzeba pojechać! - Grzmiałem. -  Nie pomyślałeś, że mogliby właśnie tam się zatrzymać, wśród ludzi by nie wzbudzać naszych podejrzeń?

- Nie pomyślałem.

- Nie pomyślałeś bo wiedziałeś, że ja za ciebie to zrobię. Przypomnij mi żebym potrącił ci po premii. Odmaszerować.

Skierowałem się w stronę techników i zwołując wszystkich do ruszenia tyłków podałem dokładny adres, pod którym na pewno znajdowała się Marlena oraz Sebastian. Byłem tego bardziej niż pewien, to był ostatni punkt naszych poszukiwań.

   Traciłem powoli wiarę w odnalezienie Marli i mojego brata. Chowając się za bujnym kwiatem stojącym w ogromnej donicy mogłem analizować sytuację dziejącą się w lobby nie wzbudzając niczyich podejrzeń. Tak jak przypuszczałem, Paweł nie wydał rozkazu pilnowania mnie, mogłem niezauważony wymknąć się z pokoju. Moją czujność wzbudziło nagłe poruszenie wśród pracujących policjantów i grupy techników siedzących stale przed laptopami. Ewidentnie Paweł uzyskał jakieś informacje, które wzbudziły jego ożywienie. Wychyliłem się obserwując z zainteresowaniem rozgrywająca się na moich oczach scenę. Zastanawiałem się jak niepostrzeżenie wymknąć się z hotelu i zakraść do jednego z samochodów, które z tego co udało mi się usłyszeć miały ruszyć w stronę jakiegoś wyznaczonego miejsca. Nagle pracująca w recepcji kobieta ją opuściła. To był strzał w dziesiątkę. Wolnym krokiem by nie wywoływać zainteresowania ruszyłem przez recepcję do znajdującego się za nią pomieszczenia. Drzwi były zamykane na specjalną kartę, z uwagi na toczące się działanie Paweł zarządził by pozostały otwarte. Byłem przerażony, wiedziałem, że jeśli zostanę przyłapany Paweł zatruje mi życie. Pragnienie zobaczenia Marli całej i zdrowej było niczym powietrze potrzebne mi do oddychania. Wiedziałem, że nie mam u niej żadnych szans jednak wewnętrzny szept nakazywał mi ruszyć wraz z całym sztabem policji, jakbym miał odegrać w tym przedstawieniu jakąś rolę. Nie zwracając uwagi na konsekwencje wyszedłem przez otwarte drzwi kierując się do wyjścia z hotelu od zaplecza. Mroźne powietrze smagało po twarzy. Gdy dotarło do mnie, że niepostrzeżenie opuściłem budynek uśmiechnąłem się sam do siebie. Uczucie rosnącej w żyłach adrenaliny popychało mnie do przodu. Czułem coraz większą pewność siebie. Dźwięk silnika jednego z uruchomionych radiowozów utwierdził mnie w przekonaniu, że miał on brać udział w prowadzonej akcji. Kierujący pojazdem policjant paląc papierosa czekał za rozkazem, to była moja jedyna szansa by zakraść się do wnętrza samochodu.

- Chłopaki ruszamy, mamy zgodę Pawła. - Usłyszałem, siedząc już w ogrzanym aucie. Trzask zamykanych drzwi wepchnął mnie w ramiona przeznaczenia. Zanim wjechaliśmy na wyboistą nie utwardzona drogę minęło kilkanaście minut. W tym czasie na policyjne radio przyszła informacja o wezwaniu, które zostało nadane z miejsca, do którego mieliśmy dotrzeć. Wiedziałem, że pomoc zawezwało jedno z nich. Seba lub Marlena. Żyli, miałem nadzieję, że oboje.

W PUŁAPCE PRZESZŁOŚCIWhere stories live. Discover now