PROLOG

161 19 3
                                    

   Nigdy bym nie pomyślała, że splamię swoje dłonie krwią. Odebranie życia komuś wcale nie wydawało się trudne w realizacji. Kiedy wydawał swoje ostatnie tchnienie przelotnie pomyślałam co mi odebrał. Z trudem przypomniałam sobie skrawki z tego co było kiedyś moim życiem. Miałam swój dom. Kim byłam? Radością, energią, pięknem, spontanicznością. 

   Gniew jaki nosiłam w sobie stał się wyzwoleniem dla mojego cierpienia. To właśnie on, oprawca, człowiek, który podstępnie przerwał nić łączącą mnie z dawnym życiem, rodziną, ukształtował mnie od nowa, tworząc skrzywiony niczym parabola obraz mojego istnienia. Każdego dnia wołałam o pomoc wsłuchana w mój niemy krzyk. Towarzyszący mi strach trafiał mocnym uderzeniem we mnie, gdy z głośnym zgrzytem przekręcał klucz w zamku otwierając ponownie drzwi do mojej tragedii. Suma wszystkich krzywd wykreowała we mnie mordercę bez skrupułów. Zanim dokonałam wyboru zabijałam go miliony razy w swoich myślach, napawając się radością z bólu, którego doświadczał. W tamtym momencie gdy w spazmie jedynego oddechu, który mu pozostał spoglądał na mnie ostatni raz uśmiechałam się szeroko. Wiedziałam, że wracam, wracam do domu!

W PUŁAPCE PRZESZŁOŚCIWhere stories live. Discover now