ROZDZIAŁ 6

57 14 4
                                    

   Nalewając gorącą wodę do dwóch kubków zdałam sobie sprawę, że od od zeszłego roku gdy udało mi się uciec z Berlina nikogo oprócz kolegów z policji taty nie gościłam w domu. Przemek siedział przy stole spoglądając na swoje dłonie. Miał na sobie ubrania Leosia. Wchodząc do pokoju brata nie poczułam wcześniej znanego mi bólu tęsknoty. Błogi spokój rozlewał się do każdej komórki mojego ciała. Nie potrafiłam pojąć skąd wzięły się te dziwne emocje.

- Proszę! - Postawiłam przed Przemkiem herbatę. - To przepis mojej babci. Szczypta cynamonu, imbiru, cytryna, miód oraz plaster pomarańczy. Wszystko połączone w odpowiednich proporcjach sprawia, że herbata ma wręcz nieziemski smak. - Usiadłam obok niego w znacznej odległości. Zauważyłam, że gdzieś uciekło jego wesołe zawadiackie spojrzenie. Zdawałam sobie sprawę, że swoim zachowaniem mogłam wpłynąć na jego obecny punkt widzenia. Zrozumiałabym gdyby wstał od stołu i zechciał wyjść. W gruncie rzeczy zachowywałam się jakbym postradała rozum.

- Marlena, wybacz nie mogę tak dłużej. - Łagodność miodowego spojrzenia rozlewającego się w jego oczach wprawiła mnie w smutek. - Odwrócił krzesło w moją stronę i usiadł bliżej niż zezwalała moja granica.

- Bardzo mi się podobasz. Od początku jak tylko zobaczyłem ciebie na uczelni wiedziałem, że staniesz się dla mnie bliższa niż sądziłem.-Wsłuchiwałam się w wypowiadane słowa kompletnie nie pojmując ich znaczenia. Nasze nogi łączyły się kolanami, całkowicie sparaliżowana nie potrafiłam się ruszyć. Patrzyłam w oczy siedzącego naprzeciw mnie mężczyzny, który wyznawał mi jak sądziłam, swoje uczucia. - Sam nie potrafię tego zrozumieć. Znam cię zaledwie kilka tygodni a ty nawet nie zwracałaś na mnie wcześniej uwagi. Kiedy dziś stałaś w restauracji, cała mokra i wyziębiona pojąłem, że cię kocham. - Jego chłodna dłoń w ułamku sekundy znalazła się na mojej ręce. Przeszywający ból jaki poczułam podczas tego dotyku uruchomił we mnie mechanizm obronny. Nim zrozumiałam co się stało, stałam oparta o blat wyspy kuchennej z podniesionymi w akcie rezygnacji rękoma.

- Bzdura! Wyjdź! - Dwa słowa wyprysnęły ze mnie niczym woda z węża strażackiego. Przemo wstał a ja skurczona jeszcze bardziej pod naporem jego delikatnego spojrzenia odwróciłam wzrok, dając mu znak ręką by opuścił moje mieszkanie.

- Marlena, nie rób tego. Chce ci pomóc. - W tym momencie bardzo żałowałam, że moja naturalna potrzeba płaczu powróciła. Łzy ponownie płynęły po policzkach. Przemek wstał z krzesła pochodząc w moją stronę.

Co się ze mną dzieje? Marla, zachowaj spokój.

- Nie zbliżaj się. - Nakazałam chwytając rondel, który miałam pod ręką.

- Spokojnie, nie zrobię nic czego sobie nie życzysz.

- Masz wyjść, natychmiast!

- Nie, nawet mnie o to nie proś.

- Ja nie proszę, ja żądam.

Podniosłam wysoko naczynie i zagroziłam mu zamaszystym ruchem. Spoglądał na mnie bez emocji. Bez strachu.

- Marlena opuść to! Nie jestem twoim wrogiem. Nic ci nie zrobię.

- Ja się wcale ciebie nie boje.

Łzy skapywały na podłogę. Moja chęć ciśnięcia w niego trzymanym w ręku naczyniem stawała się z każdą kolejną chwilą bezsensowną czynnością. Przecież nie wzbudzał we mnie strachu, to dzięki niemu się śmiałam, to on ofiarował mi pierwsze łzy a jego opiekuńczość sprawiała, że czułam się bezpieczna jak nigdy dotąd. Opuściłam powoli rękę a huk wypadającego na kafle rondla sprawił, że z ust wydobył się cichy jęk.

- Spokojnie. - Cichy i łagodny głos Przemka rozniósł się po kuchni uderzając we mnie bolesnym ciosem. Byłam bezsilna. Moja chęć walki uleciała w nicość potęgując we mnie rosnące wyrzuty sumienia. Nie znane mi od dawna uczucia wywierały presje na decyzję, które wcześniej obiecałam sobie już zawsze podejmować. Być silną dla siebie, przy nim stawałam się kruchym lodem. Przemek ponownie się do mnie zbliżył. Stanął tak blisko, że czułam ciepło wydobywające się od naszych ciał. Patrzył na mnie a ja nie potrafiąc oderwać od niego spojrzenia odczuwałam gorące fale rozchodzące się po moim wnętrzu. Byłam zaskoczona swoją reakcją. Wszystko wokoło stawało się nierzeczywiste, całkowicie inne od tego w czym przyszło mi żyć.

W PUŁAPCE PRZESZŁOŚCIWhere stories live. Discover now