ROZDZIAŁ 4

62 15 0
                                    

   Wiedziałem, że moje nadzieje na jej przyjście były płonne. Zajęcia zaczęły się kilkanaście minut temu, a jej nadal nie było. Przeczuwałem to. Patrzyłem na drzwi z cichą nadzieją, zmniejszającą się z każdą sekundą prowadzonych zajęć. Puste miejsce obok mnie przypominało o piątkowym popołudniu. Zastanawiałem się co mogłem zrobić inaczej by bardziej zainteresować ją sobą. Musiałem zdobyć jej adres. Było to trudne z uwagi na sam fakt jej podejścia do ludzi, od których uciekała. Nie miała znajomych, żadnych koleżanek z tego roku, nie widziałem jej ani razu w towarzystwie kogokolwiek z uczelni. Zapewne nikt nie wiedział gdzie mieszka. Nie mogłem się skupić, moje myśli podążały do niej. Ciekawiło mnie co robiła w wolnym czasie, może faktycznie była z kimś związana. Może mężczyzna, z którym była w związku sprawiał, że się go bała. To tłumaczyłoby jej zachowanie.

- Panie Szymański, może zechciałby pan zająć swoje stanowisko w powyższym temacie, wydaje się pan nieobecny ciałem i duchem. Jeśli tak pana zanudzam może pan opuścić wykład. - Głos Leśniewskiego zdawał się grzmieć. Otwierające się do sali drzwi wyrwały nas obojga z kłopotliwej sytuacji, moje spojrzenie utkwiło we wchodzącej do sali Marlenie.

- Przepraszam za spóźnienie panie Profesorze. - Odpowiedziała bez większych emocji kierując się w stronę swojego miejsca.

- Pani Wójcik, rozumiem, że studia nie zając, nie uciekną, jednak od swoich słuchaczy wymagam zaangażowania. Pani zna moje podejście, ono się nie zmieniło przez kilka lat gdy pani nie było na uczelni.

Spojrzenia wszystkich słuchaczy skierowane były na uroczą ciemną blondynkę, której twarz pokrywały czarne ślady. Stała wpatrzona w swoje brudne ręce zerkając niepewnie w stronę Leśniewskiego i ewidentnie szukając wytłumaczenia dla swojego spóźnienia. Moją uwagę przykuły niebieskie obcisłe jeansy, w których jej nogi sprawiały wrażenie jeszcze dłuższych, spodnie pokrywał smar, lub coś do niego bardzo podobnego. W głowie dudniły zapamiętane przez Leśniewskiego słowa „ przez kilka lat gdy pani nie było na uczelni". Wpatrzony niemalże ślepo w dziewczynę analizowałem ich znaczenie.

- Moja stara kolarzówka odmówiła posłuszeństwa, przepraszam jeszcze raz. - Jej zgarbiona sylwetka poruszyła moje serce. Odniosłem wrażenie, że zabrakło jej całej odwagi, którą wcześniej miała. Pod wrogim naporem słów skurczyła się niczym wygotowana tkanina. Miałem ogromną ochotę wziąć ją w ramiona i przytulić. Usiadła obok spoglądając na mnie z niepewnością.

- Uratowałaś mnie! - Uśmiechnąłem się szeroko. Miała brudną twarz i ręce jednak w tym osobliwym bałaganie wyglądała nader pięknie. Spojrzenie jej szeroko otwartych oczu wprawiało mnie w zachwyt za każdym razem gdy się w nich zatapiałem.

- Ja ciebie? Niby czym? - Zapytała szeptem, siadając wyprostowana jak struna. Oddychała szybko.

- Gdy weszłaś właśnie dostawałem burę od Profesora. - Czujne, zielone kocie spojrzenie uciekło przed moim.

- Za co? - Otwierając paczkę chusteczek higienicznych zwróciła uwagę Leśniewskiego, który natychmiast to skomentował.

- Pani Marleno proszę by pani ogarnęła się w toalecie. To nie miejsce na czyszczenie brudnej twarzy!

Dziewczyna spojrzała na mnie a jej zielone oczy zrobiły się jeszcze większe.

- Przemek jest aż tak źle? - Spytała wstając.

- Nie aż tak źle, ale dobrze też nie. - Uśmiechnąłem się jedną stroną. Coraz bardziej mi się podobała.

Opuściła pośpiesznie salę. Nadal analizowałem co miał na myśli Profesor mówiąc do Lenki o tych kilku latach gdy jej nie było na uczelni. Wokoło tej dziewczyny było coraz więcej niewiadomych, które z każdą chwilą bardziej pragnąłem poznać. Gdy wróciła do sali wykładowej miała czystą twarz i ręce a jej zarumienione policzki świadczyły o narastającym zawstydzeniu.

W PUŁAPCE PRZESZŁOŚCIWhere stories live. Discover now