ROZDZIAŁ 14

36 11 0
                                    

   Zjedliśmy w milczeniu spoglądając sobie prosto w oczy. Kiedy Marlena zaczęła sprzątać ze stołu, wreszcie  postanowiłem powiedzieć jej prawdę.

- Musze ci coś wyznać. - Była odwrócona plecami i ani na chwilę nie przerwała wykonywanej czynności, którą było mycie naczyń. Odłożyła talerz na suszarkę. Wykorzystując jej skupienie na tym co robiła dodałem sobie otuchy i kontynuowałem. - Gdy rozstaliśmy się na dworcu, a ty odjechałaś rowerem, milion myśli krążyło mi po głowie. Jechałem samochodem analizując wszystkie swoje uczucia, te z wcześniejszych chwil od momentu naszego poznania i te gdy pierwszy raz cię dziś pocałowałem. Kompletnie się przy tym wyłączyłem, skupiając na nas, na tym jak bardzo pragnąłem być z tobą i jak bardzo byłem przerażony co może być dalej, z nami. W jednym momencie poczułem nagłe uderzenie a tracąc panowanie nad kierownicą wpadłem w poślizg i uderzyłem w drzewo.

- Ktoś w ciebie dziś wjechał? Nie mówiłeś wcześniej o tym. Słyszałam od Przema, że wpadłeś w poślizg. - Dziewczyna odwróciła się spoglądając na mnie zdziwiona.

- Nie mówiłem bo pojechałem po tym zdarzeniu do Domenico.

- Nie rozumiem, przecież gdy przyjechaliśmy z Przemkiem nie stałeś pod restauracją. - Wolałem by nie wymawiała jego imienia, jej twarz odzyskała kolory a spędzone razem w łóżku chwile zaróżowiły jej policzki. Zauważyłem, że opierała cały ciężar na drugiej nodze odciążając obolałą kostkę.

- Nie, znaczy tak. - Słysząc jak idiotycznie brzmi moje tłumaczenie chwyciłem się za głowę. - Marlena ja nie miałem wypadku w tamtym miejscu gdzie się zjawiliście. - Jej oczy otworzyły się jeszcze szerzej. - Wszystko uknułem by was tego wieczoru rozdzielić. Chciałem wymusić na bracie by przyjechał i pomógł mi zholować samochód. - Jej nierozumiejące niczego spojrzenie wywierało na mnie presje.

- Sebastian o czym ty mówisz?

- Wiem jak to bezsensownie brzmi, ale posłuchaj do końca i nie przerywaj. Wróćmy do początku. Po naszym pożegnaniu na dworcu skierowałem się do lokalu. Kilkaset metrów za dworcem wjechał we mnie samochód, tak znalazłem się na drzewie. Gość, który spowodował wypadek pojechał dalej, dosłownie jakby nie przejmował się tym zajściem. Zniknął z drogi tak szybko jak się pojawił. Samochód nie posiadał numerów rejestracyjnych. Stwierdziłem, że nie ma sensu tego zgłaszać na policje, bo znałem tylko markę samochodu i jego kolor. Potem pojechałem do restauracji zgodnie z pierwotnym zamiarem, wypiłem szklaneczkę whisky i wróciłem do domu. Gdy nie zastałem w nim Przema zrozumiałem, że pojechał do ciebie. Po tym co dziś zaszło między nami pod szpitalem nie mogłem zwyczajnie pozwolić mu by spędzał z tobą czas i mamił cię gładkimi słówkami nawijając makaron na uszy. Dlatego postanowiłem znaleźć rozwiązanie w tej sytuacji odnajdując jakiekolwiek drzewo po drodze ustawić auto tak by wyglądało jakbym w nie uderzył. Wtedy zdecydowałem się do niego zadzwonić. - Jej szeroko otwarte oczy wzbudzały mój niepokój. Miałem tylko nadzieje, że nie wyrzuci mnie z mieszkania za to podstępne kłamstwo. - Gdy przyjechałaś na miejsce, krótko po Przemku coś we mnie pękło, zdałem sobie sprawę, że nie jestem ci obojętny. Przemierzyłaś spory kawałek trasy rowerem w mrozie by upewnić się, że nic mi nie jest. Wówczas wiedziałem, że źle postąpiłem.

- Jesteś podły. - Dwa słowa, które skierowała w moją stronę wbiły się niczym sztylet w moje ciało. Wyszła z kuchni zamykając się w toalecie. - Chce żebyś wyszedł z mojego mieszkania. - Usłyszałem przez zamknięte drzwi.

- Nie wyjdę dopóki nie wysłuchasz mnie do końca. - Otwierany kran i woda płynąca do umywalki miała zagłuszyć to co próbowałem jej powiedzieć. - Wiem, że coś do mnie czujesz, nie zaprzeczysz temu jak reagujesz. - Cisza jaka zapanowała w toalecie dodała mi odwagi. - Kiedy odjechałaś a mi udało się ciebie odnaleźć poczułem niewyobrażalną ulgę. Jedyną kwestią, która przyćmiewała radość z przekonania cię do podróży samochodem był machający do nas rudy facet, który wsiadał do czerwonego vana. Daje sobie głowę odciąć, że był to kierowca samochodu, który we mnie uderzył i zwyczajnie jakby nigdy nic oddalił się od miejsca wypadku.

W PUŁAPCE PRZESZŁOŚCIOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz