ROZDZIAŁ 12

39 10 0
                                    

   Przeszywający chłód zaciskał się boleśnie wokół moich mięśni. Traciłam czucie w palcach u rąk. Zatrzymałam się na moment by rozmasować dłonie, ogrzewałam je tak jak jeszcze przed kilkoma momentami z czułością robił to Przemek. Założyłam na ręce rękawiczki, stale poruszając palcami. Rosnące rozczarowanie mieszało się z niesmakiem. Wyznaczyłam sobie kierunek dalszych działań, w których nie było miejsca dla takich jak ta sytuacji. Nie rozumiałam jak dwoje tak ważnych dla mnie ludzi mogło zachować się w tak irracjonalny sposób. Żałowałam, że chwilowo przerwałam sesje u Agnieszki, sama zaproponowała mi rozwiązanie, w którym to Przemek miał odegrać w moim życiu terapeutę. Zauważyła duże postępy w moim leczeniu i była pod ogromnym wrażeniem oddziaływania na mnie przyjaciela. Może kontynuacja terapii u niej przywróci na właściwe tory moje rozchwiane emocje. Jakąkolwiek podjęłabym decyzję musiała być w całkowitej zgodzie z moim wewnętrznym głosem. Śnieg przestał padać, wiatr nieco osłabł, do domu pozostawało mi jakieś czterdzieści minut trasy, o ile nie zaskoczy mnie topniejący śnieg. Prędzej zdążyłabym zamarznąć zanim bym dojechała. Pomysł jazdy rowerem był całkowicie idiotyczny.

- Lenka!! Proszę, porozmawiajmy. - Usłyszany w tle ulicznego ruchu, głos Sebastiana wyrwał mnie z kontemplacji. Spojrzałam w kierunku opuszczonej szyby jadącego obok mnie auta. Zakrwawiona twarz mężczyzny wywołała bolesny skurcz przywodząc przed oczy scenę z bójki. Obiecałam sobie, nie pozwolić im więcej wchodzić w swoje życie. Pedałowałam coraz szybciej, obraz twarzy Seby stał mi przed oczami. Nie mogłam się zatrzymać. Pędziłam przed siebie a topniejący pod kołami śnieg chlapał na obie strony. Mróz szczypał po wszystkich odkrytych częściach ciała, Cieszyłam się, że wsunęłam rękawiczki, w kieszeni kurtki nadal miałam czapkę Sebastiana, którą z namacalną troską nałożył mi tego dnia na głowę, szal zgubiłam, co do tego nie miałam wątpliwości. Musiał mi gdzieś wypaść po drodze.

- Marlena, zwolnij, chce tylko porozmawiać, zatrzymaj się. Jest za ślisko. - Ignorowałam niebezpieczeństwo nie zdając sobie sprawy z zagrożenia. Leciwy rower ojca był niebezpiecznym środkiem transportu, dodatkowo ryzyko potęgowały warunki na drodze. Jechałam za szybko. Nie potrafiłam jednak zwolnić. Na moment odwróciłam wzrok w stronę samochodu, gdy w ulicznym hałasie dał się słyszeć przeraźliwy krzyk Seby.

- Marlena! Uważaj! - Nagły trzask i upadek z roweru, któremu momentalnie zaczął towarzyszyć ból w okolicy prawej kostki był nie do zniesienia. Moja twarz wylądowała w śniegu studząc odczuwaną złość. Podniosłam się na jednym łokciu by zobaczyć co przyczyniło się do tego zdarzenia. Dwa słupki stały w idealnym miejscu na środku drogi zastawiając możliwość wjazdu na teren posesji innym samochodom. Momentalnie znalazł się przy mnie Sebastiana, który zostawił samochód na drodze by rzucić się pędem w moją stronę. Próbowałam wstać samodzielnie jednak pochylający się nade mną mężczyzna skutecznie wybił mi to z głowy.

- Nie wstawaj! Noga może być złamana. Krzyczałem do ciebie, że masz zwolnić. - W jego władczym tonie głosu pobrzmiewała troska. Urocze nałożenie na siebie tych dwóch emocji wywołało uśmiech na moich ustach. Nie uszło to jego uwadze. Wierzchem prawej ręki wytarł kapiąca krew spływająca po policzku.

- Do śmiechu ci? Dziewczyno mogłaś zginąć pod kołami samochodu gdy przejeżdżając sto metrów wcześniej zrobiłaś to na czerwonym świetle! - Grzmiał. Przyjrzałam mu się uważniej, sytuacja nie wyglądała dobrze, a Seba potrzebował opatrzenia rany. Krew po jednej stronie zalewała mu twarz. Mężczyzna klęczał przy mnie zdejmując mój prawy but.

- Czy ten ruch cię boli? - Spoglądał na mnie z szeroko otwartymi oczami w przerażeniu.

- Trochę. - Odrzekłam zgodnie z prawdą. Moje pośladki i plecy były całe mokre od topiącego się pode mną śniegu. Sebastian w pełnym skupieniu obracał moją kostką na prawo i lewo wywołując widoczny grymas bólu na twarzy. - Sam potrzebujesz pomocy. - Gniew wywołany sprzeczką braci, który przed kilkunastoma minutami sięgnął zenitu ulotnił się, pozostawiając gorzki posmak w ustach. - Boże Sebastian ty nie masz kolczyka w brwi. - Zauważyłam z żalem, kierując rękę w stronę jego twarzy.

W PUŁAPCE PRZESZŁOŚCIOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz