– Nie bądź dzieckiem. Masz trzydzieści lat. Czas byś zrobił to, co się należy. Znalazłem ci żonę. Możecie spłodzić razem dziedzica. To połączy nasze klany. Ten sojusz sprawi, że nasza mafia będzie nie do powstrzymania. Mam to dogadane z Ivanem. Nawet ten cały Dmitrij będzie miał, gówno do gadania. Czyż nie tego chciałeś? Tylko zgódź się i przerwij naloty na ich miejscówki – powiedział pewny swojego.

On naprawdę wierzył, że ułożył znakomity plan i zawarł sojusz, który przyniesie władzę i zakończy nasz spór. Naprawdę wierzył, że się na to wszystko zgodzę. Myślał, że może coś knuć za moimi plecami, a jego słowa mają jakąś – jakąkolwiek – moc sprawczą.

Stanąłem na równe nogi.

– Posłuchaj mnie teraz uważnie. To już kolejny raz, kiedy wtrącasz się w moje życie. Już ostatnio powiedziałem ci, że jeśli zrobisz to jeszcze raz, to kolejnej szansy nie dostaniesz. Żadnego sojuszu nie będzie. To Eda zostanie moją żoną, czy ci się to podoba, czy nie.

– Hank – przerwał mi, przewracając oczami. – Nie bądź głupcem. Jeśli chcesz pieprzyć tamtą tłustą cipkę, nikt ci tego nie zabroni. Masz tylko spłodzić dziecko z odpowiednią kobietą. To, co będziesz robił na boku, mnie nie obchodzi. A poza tym czy przypadkiem nie wyrzuciłeś tej cipki? Słyszałem, że namieszała ci w interesach? Podobno jakąś teczkę wyniosła... Nie gadaj, że wierzysz tej kurwie, że niczego nie zrobiła.

Kurwa, miałem już dość słuchania jak ten skurwysyn obraża moją Edę. Jak ktokolwiek ją obraża.

W mgnieniu oka znalazłem się przy jego fotelu i podniosłem go za fraki.

– Jeśli masz coś wspólnego z tą sprawą, będziesz błagał, bym cię zabił, gdy z tobą skończę – powiedziałem prosto w jego twarz.

Rick zaczął się szarpać. Próbował wyrwać mi koszulę z rąk, ale na próżno. Czekałem na odpowiedź.

– Daj spokój. Nie bawię się w śmieciach. Ta suka... – tym razem to ja nie dałem mu skończyć.

Puściłem go, a potem zamachnąłem się prawą ręką. Usłyszałem i poczułem, jak jego nos się łamie. Opadł bezwładnie, przewracając przy tym fotel.

Czułem satysfakcję. Nie tylko dlatego, że dałem w mordę temu, kto mówił źle o Edzie, ale także dlatego, że w końcu to zrobiłem. Przez lata mówił mi, że jestem niewystarczający. Karmił mnie swoim zepsuciem i nareszcie mu się to zwróci.

Zresztą tak, jak jego zepsutej żonie. I może przy okazji reszta tak zwanej rodziny czegoś się nauczy.

Rick złapał się za nos, z którego kapała krew. Kurwa, czy nie mówiłem mu ostatnio, by nie poplamił mojego dywanu?

– Ty sukinsynu, zwariowałeś? – powiedział. Złamany nos i ręka tłumiły jego słowa.

Zignorowałem to.

Złapałem za telefon i zadzwoniłem do Brandona.

– Szefie.

– Przyślij mi tu kogoś. Czas by ktoś wyniósł śmieci – powiedziałem. Podkreśliłem ostatnie słowo i spojrzałem w oczy Ricka, by było jasne, że jedynym śmieciem tutaj jest on sam.

Rzuciłem telefon na biurko, a potem usiadłem na nim.

– A teraz posłuchaj mnie jeszcze raz. Od lat knułeś za moimi plecami i podważałeś mój autorytet. Koniec z tym. Pytałeś się mnie, skąd ta rana. Od dwóch miesięcy unieszkodliwiam ludzi bratwy i zagarniam ich miejscówki wraz z całym majątkiem. Nie będzie żadnego sojuszu nie tylko dlatego, że nie zamierzam żenić się jakąś kobietą, która jest ledwie legalna nawiasem. Nie będzie żadnego sojuszu, bo oni nie są już dla mnie konkurencją. Dmitrij w tym momencie leży w mojej piwnicy. Zniszczyłem ich. Więc nie wiem, co sobie w tej chorej głowie wymyśliłeś, ale tak wygląda rzeczywistość.

Do pokoju weszli Nico i Nelson, a za nimi Brandon, który wgapiał się w swój telefon. Ze zmarszczonymi brwiami schował go do kieszeni i spojrzał w moją stronę.

– Zabierzcie go stąd. Zróbcie z nim, co chcecie, ale do rana mam mieć informacje, że nie żyje. Potem możecie odwiedzić jego żonę i dać jej dziesięć minut na spakowanie się. Zajmijcie się ich kontami. Nie będę już fundował fanaberii mojej rodziny – powiedziałem. Ciotka miała bogatą rodzinę ze swojej strony. Jeśli swoim charakterem nie spaliła wszystkich mostów, miała dokąd iść.

Nico i Nelson skinęli głowami i podnieśli awanturującego się Ricka.

– Dacie sobie radę? – zapytał Brandon.

Nico podniósł jedną brew i popchnął Ricka na drzwi. Facet jęknął i zaklął, gdy jego złamany nos uderzył w twardą powierzchnię.

Tak, zdecydowanie sobie poradzą.

Nikt nie zwrócił uwagi na lamentującego Ricka.

Brandon podniósł fotel z podłogi i usiadł na nim z westchnieniem. Wyciągnął telefon z powrotem i zmarszczył brwi, a potem położył go na moim biurku. Dopiero wtedy na mnie spojrzał.

Wyglądał na zdenerwowanego i jakby na coś czekał. To było dziwne. Nie zamierzałem tego jednak komentować. Jeśli będzie potrzebował mojej pomocy, to wiedział, gdzie jestem.

– To, co zrobił tym razem, że pękłeś? – zapytał w końcu.

Przeleciałem dłonią po włosach.

– Chciał iść na ugodę z Rosjanami. Wymyślił sobie, że poślubię siostrę Dmitrija i to zakończy wojnę. Już nawet rozmawiał o tym z Ivanem – powiedziałem.

– Co? – wysapał zdezorientowany.

– No. Dokładnie.

– Jezu, nawet nie wiem, jak to skomentować. Co zrobisz z tą sytuacją? Nie możesz jej przecież tak zostawić, tym bardziej że Rick mógł już poczynić jakieś ustalenia w twoim imieniu.

Brandon uderzył w sedno sprawy. Musiałem się tym zająć. Kolejna, kurwa, sprawa, która zrzuciła mi się na barki nie wiadomo skąd.

Przemyślałem przez chwilę swoje następne ruchy trzy kroki naprzód.

– Wiem i chyba w takim wypadku będę musiał najpierw porozmawiać z Ivanem. Po śmierci Dmitrija technicznie władza może wrócić do starego. Z tego co wiem, to reszta jego synów odcięła się od tej działalności. Został tylko on i jego córka, która nie miała wyjścia, bo przecież była niepełnoletnia. Od jakiegoś czasu nie słyszałem wiele o Ivanie, ale trzeba go znaleźć. Nie powinno być to jednak trudne, skoro Rick go znalazł. Zajmiesz się tym?

Skinął głową w odpowiedzi.

– A co robimy z Dmitrijem?

Westchnąłem. Najchętniej zabiłbym go od razu, ale to chyba musiało zaczekać.

– Nic. Zabić go możemy zawsze. Najpierw jednak powinniśmy pogadać z Ivanem. Może jest stary, ale może chcieć odbudować swoje imperium. Nie chcę tego. Bratwa nie powinna się tu odradzać. Najlepiej jeśli ci, którzy przeżyli, wrócą do Rosji. Jeśli jednak przyjmą do wiadomości, że nie mają już żadnej siły, mogą zostać. Byle by nie mieszali się już więcej moje interesy. Dmitrij może być naszą kartą przetargową. Nie oddamy go, ale to, że go mamy, sprawia, że jesteśmy w lepszym położeniu.

– Jeśli tak chcesz, ale... – zaczął, ale nagle jego telefon zaczął tańczyć od wibracji na moim biurku.

I może się, kurwa, przewidziałem, ale na ekranie mignęło imię Edy.

I to nie były tylko moje zwidy. Byłem tego pewny.

Brandon szybko złapał za telefon, wymamrotał jakieś przeprosiny i szybko wybiegł z biura.

Jak dziecko podsłuchujące rodziców, wstałem szybko z miejsca i podszedłem do drzwi. Na szczęście w pośpiechu ich nie domknął. Przysunąłem się bliżej, prawie wchodząc na ścianę.

– Jezu, czego nie zrozumiałaś w „melduj się codziennie do szesnastej"? Miałem już wysłać do ciebie kogoś. Nie możesz robić takich rzeczy, Eda – powiedział nerwowo.

Jezu, on na serio z nią rozmawiał. Za moimi plecami.

Przez ten cały czas.

Kurwa.

My baby shot me down - ZAKOŃCZONEWhere stories live. Discover now