16. Numero desconocido

838 39 42
                                    

Ciemność, cisza i pustka.

Roztaczający się mrok zdawał się pogłębiać, już nawet świecąca lampka nie dawała tyle jasności co wcześniej. Tak jakby ktoś odebrał jej iskrę, wraz z chwilą wypowiedzianych słów.

Brak głosów i dźwięków dodawał otoczeniu tajemniczości. Można było odnieść wrażenie, że w powietrzu unosi się ciężar sekretów. Już nie wspominając o bezwzględnym uczuciu, które zapanowało chwilę po incydencie.

Pustka.

Ta cholerna pustka wręcz wisiała nade mną.

Czułam się jakby coś zostało mi właśnie wydarte z dłoni. A tym czymś była nadzieja jaką w sobie nosiłam od chwili, gdy jeden telefon zaważył nad dalszymi wydarzeniami. 

Gwałtownie nabrałam powietrza w swoje płuca. Musiałam się uspokoić, ale jak?

Wstałam z miejsca, po to by rozchodzić nieprzyjemny stan, ale każdy krok zacieśniał na mojej szyi jakąś niewidzialną linę.

– Chyba zwymiotuję. – mówię i pocieram dłońmi twarz. Czuję jak pot cieknie mi małymi strużkami po plecach. Miałam poczucie, że ciało nagrzało się do maksymalnej temperatury.

Jeśli chcesz, by poza Tobą było więcej odpowiedzialnych osób za błędy, to nie ma żadnego problemu - to zdanie powoduje, że wszystko we mnie wrze.

Jakie błędy?!

Ja nic nie zrobiłam.

Co za absurd.

Nie wytrzymuję i wykonuję kroki niosące mnie schodami w dół. Początkowo stawiam je powoli, ale każdy kolejny jest szybki i zwinny. Gdy docieram na właściwy poziom, zabieram jeszcze ostatni wdech i wychodzę na zewnątrz. Staram się wyglądać normalnie na tyle, na ile pozwala mi mój stan.

Ponownie przysiadam na ziemi i próbuję skupić się na tabelkach, liczbach i na wszystkich cyferkach jakie obecnie mi się zamazują. Dopiero mała kropla studzi moją złość. Czy ja płaczę?

Nie, to nie to. Z niewielkiej chmury zaczyna lecieć deszcz, trwa to dosłownie kilka sekund, dzięki czemu nie musimy chować się do środka przed ponurą pogodą.

– Laleczko. – jak go nie rozwalę, to będzie cud.

– Co?

– Xavi Cię woła.

– Nie dam się nabrać. – myślami wracam do chwili, gdy pajac znajdujący się w moim otoczeniu chlusnął na mnie wodą.

– Nie żartuję. – i jak na zawołanie rozbrzmiewa głos.

– Aria! – unoszę głowę i dostrzegam machającego trenera, który wręcz mnie do siebie nawołuje.

– Idę! – wstaję z miejsca z zamiarem udania się w jego stronę, ale wtedy mur w postaci ręki zawodnika blokuje mi przejście.

– W porządku? 

– Tak.

– Na pewno?

– O co Ci chodzi?

– O nic. Tylko... – przekrzywiam głową – Cały czas zaciskasz dłonie. – spuszczam spojrzenie w dół i faktycznie jest tak jak mówi chłopak. 

Jak mogłam tego nie poczuć?

Spoglądam na niego, później na Hernández'a i znów na niego. Nie odpowiadam, tylko mijam jego wyciągniętą kończynę i zaraz po tym staję naprzeciwko mężczyzny dyskutując z nim na temat nadchodzących meczy. Nie skupiam się na tym co mówi. Nieco mnie, to gubi w momencie, gdy mam odpowiedzieć na zadane przez niego pytania. Plątam się w wypowiedzi, on to dostrzega i postanawia mi odpuścić, sądząc zapewne, że jeszcze nie doszłam do siebie po incydencie w Sevilli.

We are a team | Pablo Gavi PLWhere stories live. Discover now