2. Cambios

863 19 0
                                    

Tlen, to najważniejszy czynnik dla każdego człowieka. Powietrze, które wdychamy i wydychamy dostarcza do naszych płuc życia. Życia, które pisze każdy człowiek. Każdy pisze swoją historię na swój sposób. Nie wszystko jest kolorowe, nie da się w pełni być szczęśliwym, nie od razu. I na to trzeba zapracować. Ludzie, na to pracują latami. Walczą o każdy cel, o każdą rundę, po to by wygrać. Wygrana może mieć słodki i gorzki smak, ale to zależy od tego jak potoczona zostanie rozgrywka. Powietrze daje nam życie. Wygrana daje nam życie. Osiągnięte cele również je dają.

Moim jedynym celem jest żyć tak jak ja tego chcę.

Stojąc na środku obserwuję, to co się dzieje. Kibice zaczynają się powoli schodzić. Ludzie zajmują swoje miejsca. Choć spotkanie się nie rozpoczęło, niektórzy już zaczynają się kłócić. Zawodnicy jednej i drugiej drużyny są w trakcie rozgrzewki. Każdy jest skupiony na osiągnięciu swojego celu, jakim jest wygrana.

Tępym wzrokiem wpatruję się w drużynę przeciwną, chcąc dojrzeć, to co mi umyka. Jednak nic tam nie dostrzegam. Jedyne co widzę, to tego samego chłopaka, którego twarz nie wyraża nic. Bije od niego koncentracja, jak i od każdego. Ale jego coś wyróżnia na tle innych. Nie potrafię natomiast rozgryźć co to jest.

Wzdycham ciężko i ponownie kieruję swoje spojrzenie na zawodników AS Romy. Błądzę wzrokiem, sama nie wiedząc czego szukam. Próbuję odrzucić nieprzyjemne rzeczy na bok. Niestety nie potrafię tego zrobić wiedząc co wydarzyło się przedtem.

3 godziny wcześniej.

Zmierzam za postawnym mężczyzną. Nie odzywam się. On też tego nie robi, przez co czuję, że atmosfera robi się coraz bardziej napięta. Suchość w moim gardle jest tak bardzo wyczuwalna, że każde przełknięcie powoduje ból. Mam wrażenie jakby w środku była sachara i nawet najmniejsza kropla deszczu nie będzie w stanie ostudzić gorąca.

Płomienie wewnątrz mnie pochłaniają każdy milimetr mojego ciała. Gdy czuję, że zaraz ogień rozprzestrzeni się na szerszą skalę, cisza zostaje przecięta zdenerwowanym głosem.

Co się stało?. – proste pytanie, ale jak bardzo potrafi związać człowiekowi język – Ariadna. – wzdycham i patrzę na rozmówcę przede mną.

Myślę, że jakiekolwiek tłumaczenia nie są potrzebne. – zaczynam i z tego stresu zagryzam wewnętrzną stronę swojego policzka – Doskonale trener wie. – nie zamierzałam owijać w bawełnę, wręcz przeciwnie chciałam wyrzucić z siebie wszystko.

Wczoraj Cię o coś poprosiłem. – i nie dotrzymałam słowa.

Starałam się, ale... – nic więcej ze mnie nie wypływa, przez to, że moja wypowiedź zostaje przerwana.

Starania, to za mało. – miał rację. Zawsze miał, nie wystarczy tylko się starać, trzeba przyjąć to co przygotował dla nas los i umieć sobie z tym poradzić.

Wiem. – mężczyzna pokiwał głową i obszedł biurko, na którym oparł swoje ręce.

Chcę, żeby byli skoncentrowani na dzisiejszym wieczorze i na niczym więcej. Dopilnuj, żeby nie było już żadnych nieprzyjemnych sytuacji. Ma nic ich nie rozpraszać. Rozumiesz? – kiwam głową – Muszę jeszcze porozmawiać o tym z Lorenzo.

To nie jego wina. Pomagał mi. – powieka zaczyna mi drgać – Całą odpowiedzialność biorę na siebie.

Jeśli dostaje się polecenie od trenera, to trzeba je wypełnić najlepiej jak się da. Gdy zawodnicy są na boisku z kimś ze sztabu, to odpowiada za nich ta druga osoba. Gdy gracze są sami, odpowiedzialny jest kapitan. Ale oni sami nie byli, byłam tam ja, która mogła wszystkiemu zapobiec.

We are a team | Pablo Gavi PLWhere stories live. Discover now