13. We are a team

792 31 32
                                    

Roztaczająca się wokół ciemność powoduje niepokój i zarazem strach. Bo nigdy nie wiadomo co czai się tuż za rogiem. Tylko wpadające niewielkie promienie słońca rozświetlają pomieszczenie, ale nawet to nie wystarcza, by uspokoić myśli jakie podsuwa nam podświadomość. 

Ile razy było tak, że w takich starciach przegrywaliśmy ze swoimi własnymi strachami?

Wystarczająco. 

Przewracam się na drugi bok i głośno wzdycham wiedząc, że za dokładnie pół godziny będę musiała opuścić swoje łóżko, ale także i mieszkanie. Trening w końcu sam się nie zrobi. Dlatego, też pośpiesznie wykonuję czynności, które normalnie robiłabym w zwolnionym tempie. Teraz przychodzi mi wszystko z łatwością. Nim się obejrzę stoję gotowa do wyjścia. Kolejnym punktem na mojej długiej liście zadań staje się dojechanie na miejsce.

W głośnikach rozbrzmiewa piosenka Miley Cyrus "The Climb".

"The struggles I'm facing. The chances I'm taking. Sometimes might knock me down, but. No, I'm not breaking. I may not know it. But these are the moments, that. I'm gonna remember most, yeah. Just gotta keep going. And I, I gotta be strong. Just keep pushing on, 'cause. There's always gonna be another mountain. Always gonna be an uphill battle. Sometimes I'm gonna have to lose. Ain't about how fast I get there. Ain't about what's waiting on the other side. It's the climb".

Gdy docieram na miejsce udaję się prosto na salę, gdzie jak co dzień odbywa się odprawa przed treningiem. Zajmuję wolne miejsce obok Jorge, który swoim wyrazem twarzy pokazuje, że nie rozumie co się dzieje.

– Co? – odkładam na bok plecak.

– Ostatnio miałaś mnie gdzieś. – wzdycham.

– Wybacz, ale czasami nie panuję nad reakcjami, które są odpowiedzią na nieudane sytuacje.

– Czyli jednym słowem się na mnie wyżyłaś? – unosi brew do góry.

– Nie pierwszy i nie ostatni raz. – posyłam mu delikatny uśmiech – Zresztą nie tylko tobie się oberwało.

– Uuuu zdradź ploteczki. Czy zarozumiały kretyn jak go nazywasz dostał o wiele gorszą nauczkę? – spojrzał wyczekując odpowiedzi, jakby co najmniej od tego zależał los świata.

– Zależy jak, na to spojrzysz. – zastanawiam się – Nie odzywałam się do żadnego, a w niego rzucałam błyskawicami.

– Którąś z nich oberwał?

– Muszę popracować nad celem.

– Pomogę ci w tym. – zbijam sobie z rudym chłopakiem żółwika na znak tego, że przyjmuję pomoc.

Właśnie wtedy wchodzi trener, który jak zwykle zaczyna swoją przemowę od tego co należy jeszcze udoskonalić. Po zakończeniu krótkiej, aczkolwiek wyczerpującej prezentacji Xavi'ego udaliśmy się wszyscy w stronę wejścia na murawę. Większość zawodników korzystała z wolnego jeszcze czasu i zaczęła rozciąganie. Tylko kilku nadal miało głupoty w głowie. Do tego grona mogłam bez żadnej przeszkody zaliczyć Ansu i Balde, którzy zamaszyście o czymś rozmawiali. Podeszłam więc do nich i usłyszałam krótki fragment "wyrzuci go z boiska jak się dowie". Przymknęłam oczy, bo nie wiem czemu, ale poczułam, że to dotyczy mnie. Czyżby zarozumiały kretyn podpadł mi po raz kolejny?

– Panowie. – wołam, a oni zbierają się wokół – Podzielcie się na dwa zespoły.

– Po co? – pyta Ansu.

– Przypomnieć Wam zasady?

– Mniej pytań, więcej działań. – odpowiada Pedri, a ja z wdzięcznością posyłam mu uśmiech.

We are a team | Pablo Gavi PLWhere stories live. Discover now