Bliskość

104 3 3
                                    

On chce mnie, kurwa, zagłodzić. Nie, nie żartuje.
Pieprzony Caden Tules, opuścił ten pokój dokładnie dwie godziny temu i ani razu nie wrócił.
A ja już naprawdę, jestem głodna i spragniona.
Po tym gdy go odepchnęłam, mierzyliśmy się zdezorientowanym wzrokiem, po czym chłopak bez słowa- opuścił pomieszczenie.
Ja sama nie mam pojęcia, dlaczego zareagowałam w ten sposób. Cholernie mi się podobało to, w jaki sposób mnie dotykał, całował, poruszał wargami..
I wszystko było idealnie, dopóki przed oczami nie pojawiła mi się parszywa twarz mojego oprawcy.
Tylko że w tamtym momencie, nie widziałam w brunecie Caden'a, widziałam w nim jego ojca.
I właśnie to tak bolało.
Czy już nigdy, nie wymarzę mi się z głowy jego obraz? Czy już nigdy, nie będę mogła zwyczajnie pocałować się z chłopakiem?
Czy już nigdy nie będę normalna?
Te pytania zadawałam sobie, odkąd Caden zostawił mnie samą. Huczały w moich myślach, przysłaniając racjonalne myślenie. Pochłaniała mnie otchłań, której jeszcze nigdy, nie było dane mi doznać. Otchłań, której głębokości i zawartości nie znalazłam. Dokąd ona prowadzi?
Do pustki?
Z dotykiem było tak samo. Nie czułam dłoni Tulesa, czułam palce Nathaniela. Palące, niewidoczne ślady na moim ciele ożywiły się, odnawiając wspomnienia. Bo pamiętam wszystko, do momentu mojego upadku. Od tamtej pory są to jedynie pojedyncze, nikłe urywki zdarzeń.
Mimo wszystko nie płakałam. Śledziłam obojętnym wzrokiem biały, czysty sufit.
Nie miałam siły na nic.
Moje gardło płonęło żywym ogniem, podobnie jak całe ciało, którego stan zdecydowanie pogorszył się, po naszym namiętnym pocałunku. Który był błędem.
Z resztą, sam fakt że dalej siedzę w tym cholernym mieszkaniu, zamiast zaraz po przebudzeniu zadzwonić do taty, który przyjechał by tu z prędkością światła, był mocno irracjonalny.
A ten imbecyl, nawet nie raczył sprawdzić, czy w ogóle jeszcze żyje.
Chociaż, czego innego mogłam się spodziewać po chłopaku, który od początku pragnie jedynie mojego ciała? To ja byłam głupią i naiwną nastolatką, która dała się omotać niegrzecznemu chłopcu.
Poświęciłam cenny czas na tą- pożal się Boże- relację.
Moją uwagę przyciągnął otwierany zamek, wymazując wszystkie nadmierne myśli. Po chwili w drzwiach stanął brunet, krzyżując ze mną spojrzenie.
O wilku mowa.
Chłopak był już spokojniejszy niż dwie godziny wcześniej, ale dalej promieniował agresją.
Ciężko westchnął  i przetarł dłonią twarz, po czym ruszył w moim kierunku. Przystanął tuż przy łożku, dalej świdrując mnie wzrokiem.
-Mogę?- wskazał na wolne miejsce na materacu, obok moich nóg.
Skinęłam głową.
Trwaliśmy w przedłużającej ciszy, a ciężka atmosfera unosiła się nad nami. Powietrze dosłownie, można było ciąć nożem.
Nie odrywałam spojrzenia od czekoladowych tęczówek chłopak, czekając z zacięta miną, aż zacznie rozmowę.
-Dobra, kurwa, przepraszam- odezwał się zachrypniętym głosem, co mnie szczerze zdziwiło.
On nigdy nie przepraszał.
Jednak, utrzymując pozorny spokój, pozwoliłam mu kontynuować:
-Wiem, że zachowałem się jak kutas. Miałaś prawo tak zareagować, a ja nie powinienem cię za to winić.
Prychnęłam lekceważąco i z pogardą.
-Zachowałeś się jak kutas, bo jesteś kutasem, kutasie. Zostawiłeś mnie tu samą na dwie godziny, gdzie bardzo dobrze wiesz, że nie jestem w stanie wstać z tego pieprzonego łóżka! Do cholery, jestem w jakimś więzieniu, że mam głodować?! I to dlatego, że odepchnęłam cię?! Och, kurwa, przepraszam że wielce uraziłam uczucia, pieprzonego Caden'a Tulesa!
Wpatrywałam się w niego ze złością, na co brunet odwrócił na chwile wzrok, zaciskając usta.
Jego klatka piersiowa unosiła się nienaturalnie szybko, a cerę miał strasznie bladą. Z kamiennym wyrazem twarzy starał się uspokoić.
Nie umknęło mojej uwadze również, niewielkie rozcięcie na dolnej wardze, które było moją zasługą.
Cała drżałam z emocji, a krew szumiała mi w uszach. Dodatkowo mój żołądek ściskał się w kłębek, ale to prawdopobnie było zasługą głodu.
W końcu Caden przeniósł ponownie na mnie spojrzenie, a moc jego wciskała mnie w materac.
Mimo tego, nie przerwałam kontaktu wzrokowego.
-Uspokój się, Olimpia- warknął chłodno.
Parsknęłam suchym śmiechem, patrząc na niego z politowaniem.
-Pocałuj mnie w dupę- wystawiłam w jego stronę środkowy palec, ze złośliwym uśmieszkiem.
Jednak kącik ust chłopaka, minimalne drgnął ku górze.
-Z przyjemnością.
-Caden, to nie czas na tak żałosne żarty- ucięłam.
-Sama zaczęłaś.
Westchnęłam ciężko, mając już dość jego obecności.
-Masz coś jeszcze ciekawego do powiedzenia, czy możemy zakończyć tą beznadziejną rozmowę?
Brunet ponownie przetarł twarz dłońmi, pokazując mi tym samym swoją niepewność.
-Przepraszam. Naprawdę. Cholernie cię przepraszam, Olimpia. Nie powinien się tak zachowywać, po wszystkim co przeszłaś. Tylko.. pokazywałaś mi że chcesz więcej, a ja się nakręciłem. Nie potrafiłem się opanować, mimo że rozsądek podpowiadał mi, że powinienem. Dawałaś wrażenie jakby ci się to podobało- wyznał szczerze.
-Bo podobało mi się, Caden. I to cholernie.
-To co się stało?
Zacisnęłam usta w wąską linię, wbijając wzrok w błękitną pościel.
-W porządku, nie musisz odpowiadać.
Pokręciłam przecząco głową. Skoro on postawił na szczerość, to ja również się postaram.
-Ja po prostu.. Nie potrafiłam, gdy... On..- jąkałam się, a moje oczy zaczęły nieprzyjemnie piec.
Przymknęłam powieki i wypuściłam drżący oddech, pozwalając aby samotna łza spłynęła po moim policzku, po czym kontynuowałam:
-Twój dotyk nagle zaczął mnie parzyć. Ale nie tak przyjemnie. Tak boleśnie. Nie czułam twojego dotyku, twoich palcy na mojej szyi. Czułam dłonie twojego ojca. Twoja twarz.. widziałam w niej Nathaniela. Ja.. nie potrafię, Caden. Boje się. Tak bardzo się boję, co będzie dalej- kręciłam głową, nie zdając sobie sprawy że rozryczałam się jak małe dziecko.
Caden nic nie odpowiedział.
-Mogę cię dotknąć?
Skinęłam, wydając z siebie cichy szloch.
Chłopak położył dłonie na moich policzkach i zaczął ścierać łzy. Był taki delikatny, jakby bał się że mnie złamie. Obchodził się ze mną jak z jajkiem, ale w tamtym momencie, ani trochę mi to nie przeszkadzało.
Dopiero gdy nieco uspokoiłam się, przestając moczyć twarz, Caden nachylił się i przyciągnął moją głowę, do swojej klatki piersiowej. Wtuliłam się w zagłębienie jego szyi, czując nagły spokój.
Przymknęłam powieki, wsłuchując się w bicie serca chłopaka.
-Będzie dobrze, królewno. Jestem przy tobie. I będę. Nie zostawię cię, obiecuje. Przysięgam, królewno- szeptał kojąco, zachrypniętym głosem, który szczerze uwielbiałam. Był jak cudowny bas, którego mogę słuchać w nieskończoność. Lepszy, od jakiejkolwiek melodii.
W tamtym momencie nie potrzebowałam nic więcej. Wystarczyła mi jego bliskość, ciepło ciała, bicie serca, przyjemny oddech, zapach wody kolońskiej mieszanej z nikotyną, który przyciągał mnie jak narkotyk.
Jego ramiona. Dawały mi one poczucie bezpieczeństwa, jakiego nie potrafił dać mi nikt inny.
I sam Caden. Ten pieprzony Caden Tules, którego poznałam, mając go za zwykłego nastolatka.
Jednak rzeczywistość okazała się zupełnie inna.
Pytanie jest tylko jedno. Czy żałowałam? Czy żałowałam tego, co zaszło pomiędzy nami?
Chłopak delikatnie odsunął się ode mnie, aby spojrzeć mi w oczy. Czułam mrowienie pod powiekami, a jego twarz rozmazywała mi się, ale uparcie nie pozwoliłam spłynąć kolejnym łzom.
Patrzył na mnie ze... współczuciem?
Współczuciem i skruchą. Właśnie ten chłopak, który na codzień wydawał się obojętny, mierzył innych pustym, nieprzychylnym wzrokiem, teraz zdjął wszystkie swoje maski. W jego pięknych, czekoladowych tęczówkach było tyle emocji, ile jeszcze nie widziałam u żadnego innego człowieka. W tym momencie widziałam go nagiego. Ale nie w aspekcie fizycznym. Tym emocjonalnym.
Sama z resztą, odpłacałam mu się tym samym. Nie kryłam nic. Pokazałam prawdziwą siebie.
Tą słabą, złamaną, całkowicie bezsilną.
Przymknęłam powieki, rozkoszując się jego zapachem.
Caden nachylił się nade mną i gdy myślałam że znów obejmie moją twarz, on musnął wargami moje czoło.
Coś przyjemnie ciepłego rozpłynęło się we mnie, a na usta wpełzł mi delikatny uśmiech, którego nie potrafiłam powstrzymać.
Nie potrzebowałam już niczego więcej.
Wystarczyła mi jego bliskość.
***
Parsknęłam głośnym śmiechem, wpychając do ust kolejną kostkę czekolady. Caden próbował powstrzymać uśmiech, ale widziałam jak jego kącik drgał, a w oczach pojawiły mu się iskierki rozbawienia. Ale nie tego ironicznego. Tego szczerego rozbawienia.
Od dobrych dwóch godzin siedzieliśmy na łożku, zajadając się przeróżnymi słodyczami, owocami i popcornem, wszystko popijając colą.
Rozmawialiśmy o wszystkim i o niczym, co chwilę parskając śmiechem. Nie zliczę ile razy wdaliśmy się w przepychankę słowną, ale nie przeszkadzało mi to.
Wręcz przeciwnie. Uwielbiałam go widzieć w takim stanie.
-Czyli chcesz mi powiedzieć, że w wieku pięciu lat, przywaliłaś koledze z przedszkola klockiem, tylko dla tego że zabrał ci misia?- zapytał rozbawiony, na co pokiwałam głową z szerokim uśmiechem.
Sięgnęłam po puszkę mojego napoju i wzięłam dużego łyka.
-To nie był byle jaki miś. To był mój ulubiony miś- mówiłam, teatralnie łapiąc się za serce.
Brunet przyglądał mi się przez chwilę, po czym zaśmiał się tak głośno, że chyba na pieprzonym, drugim końcu Kalifornii go słyszeli.
-Czy właśnie udało mi się rozbawić Caden'a Tulesa?- uniosłam brew, robiąc zdziwioną minę.
Brunet w odpowiedzi przewrócił jedynie oczami, sięgając po garstkę popcornu. Ale nie dało się nie zauważyć, delikatnego uśmiechu na jego ustach, który starał się ukryć.
Chciałam aby taki był. Już zawsze.
Sięgnęłam po niewielki talerz z owocami i nabiłam na widelec kawałek arbuza. Uniosłam wzrok, napotykając się na lekkie obrzydzenie, malujące się na twarzy Caden'a. Posłałam mu pytające spojrzenie.
-Co jest?
-Jak ty możesz to jeść?
-Co?
-Arbuza. Nienawidzę go. Smakuje jak woda wymieszana z jakąś, kurwa, kiszonką.
Spojrzałam na niego z oburzeniem, po czym wystawiłam w jego stronę środkowy palec.
-Odpieprz się od mojego arbuza- warknęłam- to najlepsze, co w życiu jadłam.
-W takim razie twój gust smakowy jest gorszy, niż mojego świętej pamięci dziadka, który jadał na kolacje ogórki z nutellą.
Przytknęłam dłoń od ust, czując jak wszystko co w siebie wpychałam od dwóch godzin, teraz podchodzi mi do gardła.
-Jesteś obrzydliwy!
-To nie ja wpierdalam arbuza.
Już chciałam odegrać się, jednak przerwał mi dzwonek telefonu. Caden wyjął urządzenie z telefonu i spojrzał na wyświetlacz. Zmarszczył brwi, ale przyłożył smartfon do ucha.
Obserwowałam go z zaciekawieniem, biorąc garści popcornu.
-Chase, nie mogę teraz.
Przybliżyłam się nieco do chłopaka, aby wyłapać słowa dochodzące z telefonu, na co Caden przewrócił oczami z rozbawieniem.
-Jest u mnie.. Olimpia.
-Co, czekaj, chwila. Olimpia Vickens?!- usłyszałam nieco piskliwy głos chłopaka.
Skąd ten cały Chase, znał moje imię?
Caden mówił mu o mnie?
-Dokładnie- przytaknął brunet.
-To idealnie!- zawołał głośno do telefonu i chyba klasnął w dłonie, na co Caden odsunął lekko urządzenie od ucha, krzywiąc się- biorę ekipę i wpadamy!
Chłopak westchnął ciężko i przetarł twarz dłonią.
-Nigdzie nie wpadacie.
-Czemu?
-Bo ja tak, kurwa, mówię- warknął, na co posłałam mu karcące spojrzenie.
Czy ten człowiek musi być taki wredny?
-Ah, czyli w takim razie mam rozumieć, że przeszkodzimy wam w titururiru?
Spojrzałam z szokiem na smartfon, po chwili parskając śmiechem.
Dobra, już go lubię.
-Japierdole, Chase. Z tobą jest gorzej niż myślałem. Ostatnie szare komórki ci wyżarło.
-Pieprzyć. To jak?
Brunet wypuścił powietrze, mrużąc z poirytowaniem oczy.
-W porządku, przyjedźcie.
-No i zajebiście! Będziemy za około piętnaście minut, szykuj szwedzki stół, borsuku!- zawołał entuzjastycznie, po czym rozłączył połączenie.
Caden odłożył telefon na szafkę nocną, z opóźnieniem przenosząc wzrok na mnie.
Na jego twarz malowało się znudzenie, a oczy nie wyrażały żadnych emocji. Ja za to, nie kryłam szerokiego uśmiechu.
-Kto przyjedzie? I kim jest Chase?- zapytałam.
-Moi przyjaciele, napewno ich polubisz. A Chase Wilson, jest dla mnie jak brat. Znamy się od małego.
-On jest cudowny! Choć jesteście kompletnymi przeciwieństwami siebie.
-Stwierdziłaś że jest „cudowny", po dwu minutowej rozmowie?- uniósł brew, na co pokiwałam głową.
-Mówił coś o jedzeniu- zmieniłam temat.
Tak wiem, że obżeram się od dwóch godzin, ale pieprzyć. Dalej jestem głodna.
-Na co masz ochotę, to zamówię.
-Sushi? Pizza? Coś co lubią twoi znajomi.
-To sushi. Poczekasz tu? Ja zejdę na dół po alkohol.
-A mam jakiś inny wybór?
Caden rzucił mi łobuzerski uśmiech, po czym opuścił pokój.
Zapowiadał się ciekawy wieczór.

Hejka gwiazdeczki✨💗! Dziś taka słodsza i spokojniejsza wersja Caden'a🤭 Rozdział pojawił się jednak po tygodniu hihi ponieważ nieco zmieniłam plany. Spotkanie ze znajomymi Caden'a miało być w tym rozdziale, ale stwierdziłam ze tam za dużo się będzie dziać i rozdział by wyszedł za długi. Dlatego następny pojawi się za 1-2 (maks. 3) tygodnie! Jak tam w ogóle wam życie mija?
I przepraszam za błędy, jestem amatorką😅
Dziękuje również za wszystkie miłe komentarze💋
Do następnego, ściskam mocno i trzymajcie się gwiazdeczki✨💗!

You've reached the end of published parts.

⏰ Last updated: Dec 18, 2023 ⏰

Add this story to your Library to get notified about new parts!

We fell into a raging flame Where stories live. Discover now