Nadzieja

72 2 2
                                    

Zatrzymujemy się pod moim domem. W szybkim tępie pakuje swoje rzeczy do torebki, po czym rzucam ostatnie spojrzenie chłopakowi.
-Dziękuje za dziś, było miło- mówię.
-Nawzajem- uśmiecha się i wysiada z auta.
Otwiera mi drzwi, podając dłoń.
-Wejść z tobą?
-Nie ma takiej potrzeby. Do zobaczenia, Caden.
Brunet skanuje dokładnie moją twarz, jakby chciał mnie pocałować, ale rezygnuje.
-Do zobaczenia, królewno- odwzajemniam uśmiech, po czym odchodzę, ruszając w stronę domu.
Przekręcam zamek, spoglądając na chłopaka, który dalej nie odjechał spod podjazdu. Dostrzegam, że uważnie przygląda się mojej osobie. Ignoruje to i wchodzę do pomieszczenia.
Rozglądam się. W salonie panuje kompletna cisza.
-Już jestem, mamo!- krzyczę.
Odpowiada mi dalsze milczenie.
Co jest, kurwa?
Niepewnie krokiem kieruję się na piętro, gdzie również nikogo nie zastaję. Wyciągam telefon z torebki i wykręcam numer mojej rodzicielki.
Pierwszy sygnał, drugi, trzeci, czwarty... i nic. Żadnego głosu w słuchawce. Lekko zestresowana, zaczynam zaglądać do wszystkich pokoi. W sypialni rodziców nie ma żadnej żywej duszy, w obydwóch łazienkach również, tak samo w gabinecie i moim pokoju. Podchodzę do okien, próbując otworzyć wyjście na balkon.
Kto je zablokował?
W tym samym momencie, czuje obcą dłoń na swoim obojczyku. Przerażona odwracam się natychmiast, a moim oczom ukazuje się mężczyzna w garniturze, z czarną kominiarką na twarzy.
Nim zdążę zrozumieć co właśnie się tu dzieje, nieznajomy chwyta mnie mocno za dłonie i wyciąga linę z kieszeni.
-Puszczaj!- kopię faceta w kroczę i rzucam się do ucieczki. Zbiegam po schodach, nie oglądając się za siebie. A to co widzę, wprawia mnie w paraliż. Zatrzymuje się na drugim stopniu, trzymając kurczowo poręcz. Przyrzekam, że gdyby nie ona, leżałabym jak otępiona na podłodze.
W kuchni oraz salonie, stoją mężczyźni wyglądający identycznie jak tamten. Na środku pomieszczenia, siedzi przywiązana do krzesła moja mama. Jej twarz jest cała poharatana, a z łuku brwiowego oraz ust leci krew. Chcę ruszyć w jej kierunku, ale zatrzymuje mnie nieznajomy. Obejmuje mnie w talli, podnosząc do góry. Próbuje się wyrywać, natomiast nic z tego.
Ten świr jest zbyt silny!
-Przepraszam, córeczko. Oni by mnie zabili- słyszę zapłakany głos matki, w okół której stoi dwojga bandytów.
Otwieram już usta aby odpowiedzieć, ale facet zatyka mi buzię białą chustką. Zawiązuje ją z tyłu mojej głowy, nie trudząc się na delikatność. Utrzymuje kontakt wzrokowy z rodzicielką, podczas gdy mężczyzna podchodzi do reszty wariatów, ze mną na rękach.
-Mam ją- mówi, ciężkim tonem- oto panna Olimpia Vickens.
-Już dzwonię do szefa- wyjmuje komórkę jakiś inny nieznajomy, stojący na przeciwko nas.
Zdenerwowana wyrywam dłoń z uścisku tego imbecyla, po czym zsuwam z buzi tą szmatę.
-Czy ktoś mi może wyjaśnić, co tu się dzieje?!
Kolejny facet robi krok w przód, nachylając sią nad moją twarzą. Przykłada palec do moich warg.
-Zamknij swą piękną, pyskatą buźkę, dobrze ci radzę- szepczę, na co mam niezwykłą ochotę go spoliczkować. W końcu rezygnuje z tego pomysłu stwierdzając, że lepszą opcją będzie naplucie na jego kominiarkę.
Może w tedy ją zdejmie, pokazując swoją krzywą mordę?
Mężczyzna jednak kręci głową z niezadowoleniem i ściera ślinę z materiału. Przez otwory wycięte na oczy, dostrzegam że ma ciemnozielone tęczówki.
-Wyluzuj, mała- mówi, po czym odsuwa się ode mnie.
Cały czas czuje na sobie przerażony wzrok mamy, z którego staram się coś wyczytać.
Po chwili, do domu wchodzi wysoki, siwy, o niezwykle chłodnym, mrożącym krew w żyłach spojrzeniu mężczyzna. Nie ma na sobie kominiarki, a dla przeciwieństwa, ubrany jest w biały garnitur. Zauważam, że ma na szyi szeroki, domyślam się że pewnie też ciężki, złoty łańcuch. Natomiast na nadgarstku, ma również dużych rozmiarów, o tej samej kolorystyce zegarek. Swoim wzrokiem wywierca we mnie dziurę. Mężczyzna, który dotąd trzymał mnie na rękach, stawia mnie na ziemi dalej nie puszczając moich nadgarstków. Nie próbuje uciekać, wyrywać się czy szarpać. Po prostu zrozumiałam, że nie mam zdanych szans. Zostało mi tylko, obserwować każdy ruch tych świrów.
Siwowłosy zatrzymuje się tuż przede mną. Patrzy na mnie z góry, z zwycięskim uśmiechem na ustach.
-To ty jesteś tą.. wybranką- mówi, zachrypłym głosem- owszem, ciało i twarz masz nadzwyczaj ładne. Ale w dalszym ciągu, jesteś tylko zwykłą dziwką, nie wartą tego całego zamieszania- śmieje się, a echo odbija się po całym domu.
-Zwykłą dziwką to jest lala, którą sprowadzasz co noc, aby wygasić swoje wiecznie niezaspokojone potrzeby- zadzieram wyżej podbródek- chociaż, ciebie to pewnie nawet nie chce taka zwykła dziwka, mam rację?
Wiem że igram z ogniem. Z kieszeni jego garnituru wystaje pistolet, więc mam świadomość że może mnie zajebać jednym ruchem.
Mężczyzna spogląda na mój biust, po czym muska dłonią moją szyję.
-Pyskata jesteś, lubię takie. Może się do czegoś przydasz- przygląda mi się obleśnie i pokazuje coś facetowi naprzeciwko- zabrać ją do Steven'a.
Dwójka mężczyzna, łapie mnie z obydwu stron za przedramienia, podnosząc do góry. Wierzgam nogami, ale jestem na tyle wysoko, że nawet nie dosięgam podłogi.
-Nie, proszę! Zostawcie ją!- słyszę za plecami krzyk mamy, który już po chwili zostaje stłumiony prawdopodobnie chustką.
Na zewnątrz czuje chłód, a moja mało zasłaniająca sukienka, pogarsza całą sytuacje. Przed budynkiem stoi pięć, czarnych, dużych mercedesów. Drzwi od jednego z nich się otwierają, a bandyci na siłę pakują mnie na tył samochodu. Opadam bezwładnie, na skórzane siedzenie. Z przodu siedzi mężczyzna, wyglądający identycznie jak reszta.
Gdzie oni mnie wywiozą?
Spanikowana rozglądam się po aucie, szukając narzędzia, który mógłby służyć mi do uwolnienia się stąd. Wykorzystuje moment, że jeszcze nie odjechaliśmy spod mojego miejsca zamieszkania, a facet rozmawia z kimś przez telefon.
Dostrzegam niewielkich rozmiarów, srebrny, leżący pod fotelem śrubokręt. Ostrożnie nachylam się, aby sięgnąć go dłonią. Muskam go opuszkami palców, delikatnie podnosząc do góry.
-Ani się waż- powstrzymuje mnie, stanowczy głos nieznajomego.
Zajebiście.
Puszczam przedmiot z cichym westchnieniem.
Poprawiam opadające ramiączka i spoglądam na mężczyznę, który szuka czegoś na mapie.
-Żadnych numerów podczas drogi, zrozumiałaś?
-Tak- kiwam głową.
Mężczyzna odpala silnik, po czym odjeżdża spod mojego domu, podążając za resztą mercedesów przed nami. Ogarnia mnie jeszcze większe przerażenie, na samą myśl, że moja mama została tam sama z nimi, cała zakrwawiona, zapłakana oraz poraniona. Mam nadzieję, że z tatą wszystko w porządku i odnajdzie nas. Tego będę się trzymać.
Ostatnia umiera nadzieja.

Hejka, misiaczki!💗Rozdział dziś akurat taki krótszy, ale za to udało mi się go wstawić po niecałym tygodniu. Następnego spodziewajcie się raczej za dwa tygodnie, gdyż będzie o wiele dłuższy, a w dodatku mam strasznie dużo sprawdzianów:(
Ah i tak wam zdradzę... w najbliższych rozdziałach pojawi się perspektywa Caden'a!🥹 Trzymajcie się, do zobaczenia misiaczki!✨💗

We fell into a raging flame Where stories live. Discover now