🍏 18. Pod obserwacją

9 2 2
                                    


Klęcząca przed nim kobieta polerowała mu paznokcie, nadając im pożądany, idealny kształt, kiedy jego telefon wydał z siebie dźwięk zwiastujący przychodzące połączenie. Leniwie sięgnął wolną ręką po aparat i odebrał, wzdychając niecierpliwie do słuchawki.

– Szefie...? – zabrzmiało, jakby osoba po drugiej stronie nie do końca dowierzała, że na pewno dodzwoniła się pod właściwy numer. Po raz tysięczny... z kim on pracował?! Jego ton sugerował zmęczenie takim stanem rzeczy, kiedy w końcu się odezwał:

– Co tam, Hojin?

– Mamy adres tego gościa, którego kazałeś nam obserwować w centrum handlowym.

Pomimo dobrych wieści, w głosie mężczyzny nadal pobrzmiewała niepewność, czy nie zostanie zrugany. Ostatnimi dniami ten temat – a właściwie brak postępów – wywoływał w nim zimną furię, więc wcale się nie dziwił. Jak mogli zgubić TAK prosty cel...? No jak...?!

Odesłał gestem dłoni służącą, a ta szybciutko zgarnęła swoje narzędzia, by niemal biegiem opuścić pomieszczenie. Wprawdzie wszyscy ludzie z jego najbliższego otoczenia byli sprawdzeni wzdłuż i wszerz, i pewnie nawet im się nie śniło, by coś chlapnąć... ale paranoicy wciąż żyli dłużej. Po co kusić los...?

– Nareszcie! Długo wam zajęło, ale widzisz... jak chcesz, to potrafisz – pochwalił, niemal widząc w wyobraźni pełen ulgi wyraz twarzy swojego podwładnego. – Przypomnij mi, żebym dorzucił ci coś do świątecznego bonusu. I podziel się tym z chłopakami.

– Tak jest, szefie!

Radość tego stwierdzenia była niezbyt wielka. Do najbliższego święta pozostało parę tygodni i obaj wiedzieli, że ich ludzie nie są aż tak niezawodni, żeby czegoś elegancko nie spieprzyć w międzyczasie...

– Prześlij... albo nie! – zmienił zdanie. – Przyjedź i zabierz mnie na miejsce. Chcę zobaczyć okolicę. Czy mamy niedaleko tam jakieś nieruchomości...? – dodał po chwili.

Wsłuchał się w wyjaśnienia Hojina, który zdawał się znać – tym razem – wszystkie jego ruchy po pięć do przodu i był dobrze przygotowany do tej odpytki.

🍏

Kilkanaście minut później spacerował w towarzystwie ochroniarza wokół wskazanej przez obserwatorów kamienicy.

– Które piętro? – dopytał, przystając przy przejściu dla pieszych.

– Czwarte, ostatnie mieszkanie po prawej...

Zamruczał na znak, że zrozumiał, jednocześnie uciszając mężczyznę. Udał, że podziwia fasadę budynku, a tak naprawdę próbował dojrzeć cokolwiek. Jednak zaciągnięte firanki i słońce odbijające się od okien uniemożliwiały wyraźne widzenie. Zerknął za siebie, na do złudzenia podobny budynek. Będzie potrzebował czegoś więcej, by skutecznie zdobyć swojego wymarzonego człowieka...

– I mówisz, że to jedyny lokal, który do nas nie należy? Którego nie przekonała do odsprzedaży nasza... ach!, nie do odrzucenia wręcz, jedyna w swoim rodzaju oferta?

Po tym pytaniu podjął dalszy spacer. Jego ochroniarz dreptał tuż za nim lub obok, starając się wyglądać naturalnie, a jednocześnie nie nadepnąć mu na stopę, gdyby niespodziewanie zmienił kierunek marszu.

– Pański ojciec wysyłał tu swoich najlepszych ludzi. Żaden nie wrócił ze zdolnością opowiedzenia, co im się przytrafiło. Zaangażował naszych przyjaciół w policji, by dowiedzieć się więcej, ale wszystkie przypadki wyglądały jak bardzo nieszczęśliwe zbiegi okoliczności... Śmiertelne wypadki – każdy, co do ostatniego. Tylko jednego, pana S. odnaleziono ledwo żywym we własnym domu. Wyglądało, jakby chciał popełnić samobójstwo, ale to było niemożliwe, bo pan S. żył zleceniami, które dawał mu pański ojciec. Po odczytaniu znalezionej przy nim wiadomości, szef zdecydował odpuścić i zmienił plany. Uznał, że najem lokali będzie wystarczająco dobrą metodą prania pieniędzy. Wykupił całą okolicę, ale nigdy nie zarządził wyburzenia ich i postawienia wieżowców. Opłacił też opiekę zdrowotną pana S., uważając, że to jego błędna decyzja doprowadziła do utraty naszego najlepszego sn... – mężczyzna zreflektował się i podmienił słowa na widok nadchodzącej z naprzeciwka staruszki, dźwigającej małe zakupy – ...specjalisty. A poza tym liczył, że kiedyś pan S. się obudzi i opowie mu całą prawdę. Że wtedy będą wiedzieli, z czym się mierzą i opracują lepszy plan. Ale lata mijały, pańskiemu ojcu się zmarło – zauważył delikatnie – a pan S. nadal nie wyszedł ze śpiączki.

– Hm... i nikt nie pofatygował się, by mi opowiedzieć tę, ech!, jakże tajemniczą i zajmującą historię...? – dopytał z uniesioną brwią, choć tak naprawdę cieszył się, że ich działania nie przepędziły tajemniczego lokatora, skoro dzięki temu dotarł ponownie po tylu latach do Seokjina.

Hojin potrząsnął głową.

– Mieszkanie zostało oznaczone tym samym symbolem tajności, co lokale naszych najcenniejszych współpracowników oraz członków rodziny. Oryginalnie myśleliśmy, że mieszka tu ktoś z pańskiej rodziny albo że musimy się mylić, co do naszych podejrzeń. Bo przecież nie wysłałby pan nas do wyśledzenia kogoś, kto pan zna, prawda...? Postanowiłem zasięgnąć rady ostatniego żyjącego z przyjaciół pańskiego ojca i on wyjaśnił mi, że szef chciał odkryć tożsamość tej osoby, żeby zatrudnić ją w miejsce straconych ludzi. Czekał jednak, by sprawa trochę przyschła. Nie chciał przypadkiem sprowokować kogoś tak... dobrego w swoim fachu, by w przypływie braku cierpliwości nie zmiótł naszego... przedsiębiorstwa z powierzchni ziemi.

– Hm... – powtórzył, zanim zatrzymał się przed wejściem do budynku położonego naprzeciw tego naprawdę go interesującego. – Hojin...?

– Tak, szefie?

– A ten budynek? Czy też do nas należy?

– Do ostatniego mieszkańca, szefie!

Spojrzał w górę.

– Kto mieszka na czwartym... nie!, na piątym piętrze w mieszkaniu naprzeciwko...?

Mężczyzna zerknął w swój telefon, w którym najwyraźniej miał spis mieszkańców.

– Państwo Ho i Kim z ich siedmioletnim synem. Ale szefie...

Przerwał mu gestem uniesionej dłoni i uśmiechnął się szeroko, zanim powiedział:

– Jak szybko możesz zorganizować przeprowadzkę dla tej rodziny? Albo wycieczkę na tropikalne wyspy...? Założę się, że ich syn nigdy nie widział prawdziwej palmy. Albo najlepiej nie określaj destynacji, tylko zapytaj ich o wymarzony wyjazd i zorganizuj to! Bo taki drobiazg to chyba dla ciebie nie problem..., prawda?

Po chwili ciszy mężczyzna zrezygnowanym tonem odpowiedział:

– Nie, szefie... Już się robi, szefie...

🍏

I takim sposobem dwa dni później siedział wygodnie w ciepłym pomieszczeniu, obserwując zza firanki okna interesującego go lokalu. Przy parapecie spoczywał na odpowiednio ustawionym statywie elegancki, czarny, profesjonalny aparat.

Uznał, że to jest sprawa, realizacji której nie może wskazać byle komu. Jego ojciec był wszystkim, ale nie głupcem. Wiedział, że jeżeli postanowił nie atakować tajemniczego lokatora mieszkania, to stał za tym bardzo dobry powód. Na karcie miał kilkanaście próbnych fotek oraz parę zdjęć do prywatnej kolekcji. Tymi nie będzie się z nikim dzielił...

Natomiast to, co odkrył, przyniesie mu niejedną korzyść w najbliższej przyszłości. Z pewnością jego znajomi po fachu ucieszą się na... bardzo ciekawe wieści. Nikt przecież nie lubił być robionym w konia...

Strzelił kolejne zdjęcie, dbając, by uchwycić wyraźnie tylko jedną twarz. Nikt inny nie zasługiwał na widok Kim Seokjina z samego rana. Poza nim samym oczywiście! Dzieciaka też nie chciał w to wplątywać. Młody był, głupi, a niech tam sobie żyje...

Jego anioł ze śmiechem pacnął w ramię stojącego obok kurduplowatego mężczyznę na jakiś bawiący ich wszystkich komentarz. Nie był zbyt dobry w czytaniu z ruchu warg, więc darował sobie zgadywanki. Pozwolił sobie za to poczuć zazdrość. Zielony potwór napędzał go do działania, jak nic innego. Cyknął jeszcze parę fotek, tak na wszelki wypadek, upewniając się, że okrągła, blada twarz jest doskonale widoczna.

– Niedługo będziesz tylko mój, Seokjinie... Tylko mój! – powiedział na głos, melodycznie i z mocą niezłomnej wiary, niczym zaklęcie na przyszłość.

Wyciągnął telefon z kieszeni i wybrał pierwszy numer od góry na liście:

– Hojin, mam dla ciebie specjalne zadanie. Umów nam spotkanie z Unem. Jakby pytał, to mamy wspólny interes. Znalazłem szczura, który udaje kota.

PołówkaWhere stories live. Discover now