— Możesz mnie nienawidzić, ale chce, żebyś zrozumiała, że nigdy nie chciałam dla ciebie źle. To nie ja cię oszukałam, zmanipulował tobą. — Wciąż nie dawała za wygraną.

Zacisnęłam szczękę, naprawdę musiała dać sobie spokój. 

— Chodź — Westchnęłam, łapiąc ją za rękę. 

Prowadziłam ją w miejsce, gdzie będę mieć pewność, że nikt nas nie zobaczy. Wtedy wszystko by przepadło, a na to nie mogłam pozwolić kolejny raz. Zatrzymałam się dopiero w alejce, która prowadziła jedynie do magazynów okolicznych sklepów. 

— Posłuchaj — odparłam twardo, zerkając przez chwilę na Damona i zastanawiając się, jak daleko się posunie. Miałam nadzieję, że nie oberwę zbyt mocno. — Gówno mnie obchodzi, co chcesz mi powiedzieć. — Wyciągnęłam pistolet, który dostałam na własność i zagroziłam nim blondynce. — Naprawdę zaczynasz działać mi na nerwy. Nie chcę słyszeć nic o Chrisie, Aaronie, ani twojej dobroduszności — wysyczałam z jadem, a w oczach blondynki zobaczyłam prawdziwy strach na widok trzymanie w mojej dłoni broni. Nie rozumiała dlaczego taka byłam.

Chciałam powiedzieć coś jeszcze, co tylko bardziej złamałoby mi serce, bo wcale tak nie uważałam, ale zostałam powstrzymana przed Damona, który złapał moją dłoń i ściskając ją, zmusił do wypuszczenia broni. Skrzywiłam się z bólu, bo naprawdę miał siłę w rękach, ale cieszyłam się, że stanął w obronie Debby. Pokazał, że mogłam zostawić ją pod jego opieką i nie martwić się, że stanie jej się krzywda. Widziałam to w jego oczach. Tej wrogości, z jaką na mnie spojrzał. Pierwszy raz cieszyłam się z tego spojrzenia.

Wyszarpnęłam dłoń z jego uścisku i spojrzałam ostro na blondynkę, która wciąż stała w bezruchu. Była skołowana tym, co stało się przed chwilą. Normalnie nigdy bym tak nie postąpiła. Była dla mnie najważniejszą osobą, ale musiałam to zrobić. Czułam się potwornie, lecz dzięki temu wiedziałam, że wszystko poszło po mojej myśli. Musiałam stać się dla niej potworem. 

Wychodząc z alejki, przyspieszyłam krok, bo doskonale wiedziałam, że o ile kilkuminutowe spóźnienie nie będzie zauważalne, tak dłuższa nieobecność będzie niosła za sobą konsekwencje. Dlatego kiedy w końcu dotarłam na miejsce, starałam się wejść niezauważona. Co w pewien sposób mi się udało. No prawie. Do momentu, w którym nie zauważyłam Sergio, wyraźnie niezadowolonego, że miejsce obok niego wciąż jest puste. Moje miejsce. Gdybym wiedziała, że każdy będzie miał wyznaczone krzesło, pobiegłabym. 

Usiadłam jakby nigdy nic na swoim miejscu, wsłuchując się w przemowę jednego ze zgrupowanych. Mówił coś o sposobie działania podczas ostatniego napadu na magazyn Chrisa. Dla niego cała akcja wyglądała zbyt chaotycznie. Może z punktu widzenia kierowcy tak to wyglądało, ale tylko osoby będące w centrum akcji wiedziały, że gdyby nie zorganizowanie, nie wyszliby nawet z jedną dziesiątą tego, co udało im się pozyskać. 

— Dlaczego znowu się spóźniłaś? — spytał szeptem niezadowolony Sergio.

— Ktoś mnie zatrzymał — odparłam niewinnym głosem zgodnie z prawdą. 

— Jest to drugie z najważniejszych spotkań, a ty zatrzymujesz się w drodze na nie, na ploteczki ze znajomymi — skarcił mnie, wciąż ściszając swój głos, lecz przemawiającemu ze swoim sowim słuchem zaczęło to najwidoczniej przeszkadzać.

— Bardzo prosiłbym o ciszę. Chyba że niektórych nie obchodzi temat spotkania, jeśli jest tu taka osoba, może wyjść w tym momencie. — Na sali zapadła grobowa cisza, a wzrok przemawiającego spotkał się z tym Sergio. Dało się wyczuć napiętą atmosferę, która powstała w zaledwie tych kilku sekundach. Każdy bał się przerwać ich walkę, lecz to właśnie mężczyzna ją zakończył. — Możemy zrobić też chwilę przerwy. Spotkania takie jak te bywają męczące prawda? — Zaśmiał się zakłopotany, zaraz chowając się w tłumie, w strachu przed wzrokiem Sergio. 

Zanim Cię PoznałamWhere stories live. Discover now