Rozdział 66

499 16 7
                                    

Myślałam, że miałam kontrolę nad własnym życiem. Czułam, że to, co robię, ma wpływ na nadchodzące wydarzenia, ale od jakiegoś czasu wszystko musiałam oddać szczęściu. Mogłam postarać się, by Mary i Levi uwierzyli, że uciekłam od Chrisa, ale nie potrafiłam przewidzieć zachowania blondwłosej dziewczyny, która do niedawna była mi najbliższą osobą. Każdy miał swój rozum i postępował tak, jak chciał. Nie mogłam zatrzymać ją siłą woli, kiedy od przynajmniej kilku minut szła za mną przez główne uliczki miasta. Nie mogło to być przypadkowe, zbyt wiele razy zmieniałam kierunek, by był to zbieg okoliczności. Ona ciągle była w pobliżu, utrzymując bezpieczny odstęp.

Skręciłam w boczną uliczkę, znikając jej z oczu za ścianą kamienicy. Wystarczyło poczekać kilka sekund, by usłyszeć jej przyspieszone kroki zbliżające się w moim kierunku. Widziałam jej przestraszone spojrzenie kiedy nie spodziewała się tego, że będę na nią czekać za rogiem.

Cofnęła się o krok i przez chwilę nie wiedziała, co zrobić. Zakłopotanie było widoczne na jej twarzy, a nerwowe przestępowanie świadczyło o zdenerwowaniu tym, że ją przyłapałam.

— Chciałaś coś? — spytałam oschle, jednocześnie czując wyrzuty sumienia i ból w sercu na widok jej zawiedzionego spojrzenia.

— Nie odzywałaś się, a twoja mama powiedziała, że nie wracasz na noc do domu. Była zmartwiona, ja też jestem — Wyrzuciłam z siebie, licząc, że dam jej słowa otuchy. Normalnie pewnie bym tak zrobiła. Przytuliła i zapewniła, że wszystko dobrze, albo podzieliła się wszystkimi obawami, jakie miałam do mojego planu jak i zachowania Harrisa, ale nie mogłam tego zrobić. Ona również musiała pomyśleć, że przeszłam na stronę Mullera.

— Matka jak zwykle przesadza. — Westchnęłam. — Sorry, ale się śpieszę. — Chciałam odejść, ale mnie zatrzymała.

— A co ze mną?

Odwróciłam się i zmarszczyłam brwi.

— A co ma być?

— Ja też się martwię.

Po raz kolejny westchnęłam.

— Wszystko ok — odpowiedziałam zbywająco.

Widziałam, jak z każdym słowem w jej oczach pojawia się większa niepewność i strach. Wiedziała, że coś było nie tak. Ja się tak nie zachowywałam. Znała mnie lepiej niż ktokolwiek inny. Mogłam śmiało powiedzieć, że nasza przyjaźń daleko wykraczało poza to słowo, nawet rodzina nie wiedziała o mnie tyle ile ona. Doskonale zdawałam sobie sprawę, że ją będzie mi najciężej oszukać. Ale musiałam postarać się ze wszystkich sił, by w to uwierzyła. Nie chciałam zrzucać na nią ciężaru kłamstwa, tym bardziej że musiałaby oszukać także Damona. Ja również znałam ją doskonale i to byłoby dla niej dużym obciążeniem. Miałaby ogromne poczucie winy. Sama nie wyobrażałam sobie okłamywać Aarona i trwać w tym przez dni, tygodni, a może i miesięcy.

Był jeden sposób, który mógł sprawić, że uwierzyłaby w to całe kłamstwo, ale na samą myśl czułam się potwornie. Nie chciałam tego robić, ale zdawałam sobie sprawę, że to najlepszy i najszybszy sposób.

— Chris był wściekły. Mówił, że zdradziłaś im, gdzie będzie odbierał transport — ściszyła głos, rozglądając się dyskretnie.

Zaśmiałam się, patrząc jej odważnie w oczy.

— Wiem, że był wkurwiony, gdyby nie rana na ręce, pewnie bym go trafiła.

— Gwen nic nie rozumiem. Chris...

— Naprawdę nie mam ochoty o nim gadać — przerwałam jej szorstkim tonem. — Wybacz, ale mam ważne spotkanie. — Wiedziałam, że nie pozwoli mi tak łatwo odejść, dlatego czekałam, aż usłyszę wątpliwości w jej głosie.

Zanim Cię PoznałamWhere stories live. Discover now