Rozdział 63

587 21 18
                                    

Wiedziałam, że śniłam. Czułam, jak balansuje na krawędzi jawy a snu. Chciałam móc jeszcze chociaż przez chwilę odpocząć. Czułam się zmęczona, nawet pomimo tego, że ciągle spałam. Może byłam zbyt wykończona ciągłym bólem, który nawet na chwilę nie dał o sobie zapomnieć. Ale oznaczałoby to, że wciąż żyłam. To chyba dobrze wróżyło. Zależy jak na to spojrzeć.

Im dłużej leżałam, tym bardziej było mi niedobrze. Czułam, jakbym miała za chwilę zwymiotować. Starałam się ponownie zasnąć, by pozbyć się tego uczucia, lecz to właśnie ono nie pozwalało mi ponownie zapaść w sen.

Otworzyłam oczy, zauważając od razu, że wciąż znajdowałam się w tym samym pokoju, w którym Lily mnie opatrywała. Mój wzrok od razu powędrował w miejsce, gdzie mnie postrzelili. Biały opatrunek był lekko przemoknięty krwią, ale nie wyglądało, jakby była świeża. Krwotok musiał ustać.

Opadłam głową na poduszkę. Przeżyłam, ale co dalej? Wpakowałam się w jeszcze większe bagno niż wtedy, gdy zgodziłam się pracować dla Chrisa.

Usiadłam powoli na łóżku, czując się okropnie niepewnie samej siebie. Ledwo miałam panowanie nad własnym ciałem. Każdy drobny ruch powodował bóle mięśni i ogromne zmęczenie. Pomimo tego, z pomocą mebli i ścian, powoli dotarłam do drzwi.

Gdy wyszłam na korytarzu, mijające mnie osoby patrzały na mnie z ciekawością w oczach. Nie zabrakło też tych podejrzliwych spojrzeń. Kuliłam się w środku, ale na zewnątrz chciałam być silna. Tyle już przeszłam, nie mogłam zawrócić. Nie miałam jak.

Nagle na końcu korytarza, zauważyłam Sergio. Mężczyzna spojrzał na mnie, a po jego postawie widziałam chwilowe zawahanie, nie wiedziałam nad czym, ale chwilę później ruszył powolnym krokiem w moim kierunku.

— Nareszcie wstałaś — odezwał się gdy tylko podszedł bliżej. Jego głos był chłodny, trochę jakby formalny, ale nie wyczułam w nim wrogości.

— Gdzie jest Mary — spytałam z trudem, krztusząc się od razu przez nagły kaszel. Czułam zbierające się łzy, przez okropny ból ramienia za każdym razem kiedy wstrząsał mną kaszel.

— No już już, Lily byłaby naprawdę zła gdybyś tu padła po tym jak cię uratowała. — Złapał mnie kiedy chciałam skulić się na ziemi i przytrzymał, gdy ja próbowałam złapać oddech.

— Muszę... — Ponownie zakaszlałam.

— Lepiej się już nie odzywaj — poradził.

Kiwnęłam głową, będąc zmęczona napadem kaszlu. Nie miałam za wiele siły. Byłam zdana na ich łaskę i za nic nie czułam się z tym bezpiecznie, ale musiałam odnaleźć rudowłosą. Jeśli nie wytłumaczyłaby, co wydarzyło się, zanim przyszłam do niej po pomoc, później mogłabym już nie mieć do tego okazji.

Z pomocą Sergio udało mi się przejść przez kolejne korytarze. Nie wiedziałam, dlaczego mi pomaga. Nie zauważyłam, by czuł do mnie większą sympatię niż wcześniej, ale z jakiegoś powodu zachowywał się lepiej w stosunku do mnie. Pomógł mi usiąść na kanapie, gdy chwilę przed tym zauważył, że nie daje już rady iść o własnych siłach.

— Zaczekaj tu, sam jej poszukam.

Śledziłam go wzrokiem kiedy odchodził. Naprawdę ciekawiło mnie, dlaczego zdecydował się mi pomóc. Przecież wciąż byłam kimś nieproszonym w ich siedzibie, prawda? Uciekłam od Chrisa w niewiadomy dla nich sposób. Na pewno podejrzewali, że był to tylko blef. Więc dlaczego nie traktowali mnie bardziej jak wroga? Nie żebym tak właśnie chciała, tylko wydawało mi się to trochę dziwne. Mary wspominała coś o tym, że to ich szef kazał mnie uratować. Może był ciekawy czy naprawdę uciekłam Harrisowi. A może planował coś gorszego niż śmierć dla mnie.

Zanim Cię PoznałamWhere stories live. Discover now