2

310 8 4
                                    

Od tamtego zdarzenia na tyłach galerii minął ponad tydzień. Starałam się zachowywać naturalnie, jakby to nigdy się nie wydarzyło. Zaczęłam nawet przekonywać siebie, że to była jednorazowa sytuacja i już się nie powtórzy.

Gdybym wiedziała, w jak wielkim błędzie byłam...

Kiedy Mona zaproponowała spotkanie w parku, zamierzałam odmówić. Choć nie wypominałam jej tamtej sytuacji, wciąż pamiętałam, jak wystawiła mnie w galerii. Kto wie, może gdyby wtedy ze mną była, tamten chłopak nie zacząłby rozmowy...

... A to tylko oddaliłoby się w czasie.

Koniec końców, zgodziłam się. Głównie dlatego, że jak to ujęła, bardzo zależy jej na tym, bym poznała chłopaka, dla którego straciła głowę.

Podejrzewałam, że to tylko chwilowe zauroczenie, ale nie zamierzałam być wredna. Wolałam, by mówiła o kimkolwiek, byle przestała pieprzyć o Tonym.

Jednak kiedy dostrzegłam osobę, która towarzyszyła jej na ławce w parku, poczułam, że już chyba wolałabym jeszcze chwilę posłuchać o pięknych oczach Tony'ego i o tym jaki to on jest wyjątkowy.

Bo towarzyszyl jej nie kto inny, a chłopak, który zaczepił mnie w galerii.

-Hailie! Nareszcie jesteś - Mona zerwała się z ławki, a jej towarzysz również się podniósł, dużo spokojniej - A to jest Luke. Opowiadałam Ci o nim - dodała konspiracyjnym szeptem, a ja walczyłam o to, żeby nie zemdleć.

-Miło poznać - rzuciłam zachrypniętym głosem i przywołałam na usta tak uprzejmy uśmiech, na jaki mnie było stać.

- Hailie, prawda? - zagadnął, jakby jeszcze tydzień temu nie szantażował mnie skrzywdzeniem mojej rodziny. Wyciągnął dłoń w moją stronę. Przełknęłam ślinę i zamierzałam tylko krótko ją uścisnąć, lecz Luke miał inne plany.

Delikatnie, zupełnie inaczej niż w galerii, złapał moją dłoń i uniósł do swych ust. Robiłam wszystko, by się nie skrzywić, kiedy ucałował ją z cichym mlaśnięciem.

Nim mnie puścił, nasze spojrzenia na moment się że sobą spotkały. Wtedy lekko ścisnął moją dłoń, ma co skinęłam ledwo zauważalnie głową.

Zrozumiałam, że nie mam wyjścia. Musiałam grać w jego teatrzyku, gdzie Mona była widownią, ewentualnie rekwizytem czy marionetką, ułatwiającą aktorom zagranie swej roli jak najlepiej.

-Cudownie! - zaświergotała Mona - Skoro już oficjalnie się znacie, możemy coś porobić. Może spacer po parku?

Nie była to wcale zła perspektywa. Wtedy była mniejsza szansa, że Luke znajdzie okazję by mnie skrzywdzić.

I właśnie w tym momencie z nieba zaczęły spadać pierwsze krople, a w oddali rozległ się grzmot.

- Hm... To może lepiej chodźmy do mnie?

I tak niespełna dwadzieścia minut później znaleźliśmy się w mieszkaniu Mony.

Kiedy tak siedzieliśmy w trójkę w jednym z pomieszczeń, poczułam, że jeszcze moment i naprawdę coś mi się stanie; zemdleję lub zwymiotuję. Przeprosiłam ich na moment i wyszłam do kuchni.

- Hailie, prawda, że on jest cudowny? - niemal upuściłam szklankę z wodą, kiedy tuż obok mnie pojawiła się Mona - Szkoda tylko, że na mnie nie patrzy tak, jak patrzy na ciebie...

- Co? - wydusiłam z siebie z niedowierzeniem. Ja sama unikałam patrzenia na Luke'a jak tylko mogłam, zamierzając dotrzymać naszego niemego paktu nieuświadamiania Mony, że już się znamy.

- Jak to co? Ciągle posyła ci takie głębokie spojrzenia i patrzy na ciebie z taką intensywnością...

Zaraz zwymiotuję.

-Mona, nie wiem o czym ty...

-Miłość, skarbie, miłość! - zapiszczała mi do ucha - Chyba mu się spodobałaś. I wiesz co? Wcale nie mam Ci tego za złe. Znaczy wiesz, trochę mi smutno, ale to nic. Zasługujesz na kogoś wartościowego, a Luke właśnie taki jest.

- Lepiej już nic nie mów - mruknęłam tylko, po czym dodałam - Mona, ja już chyba będę się zbierać do domu...

- Hailie, daj spokój. Zostań jeszcze chwilę.

Dyskusja skończyła się w chwili, gdy do kuchni wszedł Luke.

- Ej, Mona, masz może coś do jedzenia?

Na twarz Mony w pierwszej chwili wstąpił wyraz zakłopotania, który szybko przerodził się w przepraszający uśmiech.

- Dopiero miałam iść na zakupy, bo w lodówce pustki... Ale mogę iść teraz!

I nim zdążyłam zareagować, chwyciła torebkę i wybiegła z domu.

W budynku zostałam tylko ja i Luke.

Zamknęłam oczy. Nie, to tylko zły sen. To przecież nie może się dziać naprawdę...

-No proszę, Hailie. Owszem, spodziewałem się, że zadajesz się z raczej dobrze wyglądającymi osobami, ale twoja przyjaciółka... Wow. Dawno nie widziałem takich piersi...

-PRZESTAŃ! - wydarłam się, nie będąc w stanie znieść czegoś takiego - Przestań wygadywać takie rzeczy o mojej przyjaciółce! I wcale nie zadaje się z nią, bo jest ładna czy brzydka. Nie wszyscy myślą w tak ograniczony sposób, jak ty- nim zdążyłam się zastanowić, te słowa same opuściły moje usta.

Tak bardzo pragnęłam cofnąć czas. Lecz było już za późno.

- Ograniczone myślenie, powiadasz... - przeszedł mnie zimny dreszcz, kiedy w jego głosie rozbrzmiała ostrzegawcza nuta - Oh, nawet nie zdajesz sobie sprawy, jak bardzo kreatywny potrafię być. Ale spokojnie, Laleczko. Akurat ty będziesz mieć szansę się o tym przekonać.

Jego dłoń dotknęła mojego rozpalonego policzka. Bolała mnie świadomość, że nie mogłam zrobić nic, by go powstrzymać. Przez ostatni tydzień wciąż analizowałam to, czy warto ryzykować zdrowie i życie moich braci dla własnego komfortu.

Nie chciałam być egoistką, dlatego zdecydowałam się zachować istnienie Luke'a w tajemnjicy przed braćmi.

Zamierzalam jednak powalczyć na tyle, na ile tylko mogłam.

-A co z Moną? - wyszeptałam, odchylając się do tyłu. Opierałam się o blat stołu, więc nie miałam żadnej drogi ucieczki - Przecież zaraz wróci z zakupów, a jak przyłapie cię na czymś... Na czymś... Niewłaściwym, od razu poleci do moich braci.

Nie spodobał mi się drapieżny uśmiech, który pojawił się na twarzyh chłopaka.

- Laleczko...Zdradzę ci coś - przysunął się jeszcze bliżej i pochylił nade mną tak, że nasze twarz dzieliły milimetry - Kiedy wyszłaś do kuchni, poprosiłem twoją seksowną przyjaciółeczkę, by zostawiła nas samych na jakieś dwie godzinki.

Mona...Dlaczego musisz być taka naiwna?

- Wiesz, jaka była uradowana, że strzeżona przez pięć smoków Hailie Monet ma okazję na romans z "cudownym chłopakiem jak ja"?

To tylko koszmar... Zaraz się obudzę...

- Chodźmy do salonu. No, chyba że wolisz pobawić się w kuchni.

Zaczęłam szczerze żałować, że nie mam już ochroniarza...

Rodzina MonetWhere stories live. Discover now