12

365 12 2
                                    

Miesiąc później

- Teraz wyjdę, a ty zrobisz to dopiero, jak doprowadzisz się do porządku, jasne?

Pokiwałam głową, nie próbując już nawet powstrzymywać łez.

Utysfakcjonowany chłopak pochylił się jeszcze i złączył nasze usta w wymuszonym pocałunku. Wyczuwając mój opór, zagryzł moją wargę do krwi, po czym łaskawie odszedł, zostawiając mnie samą z obrzydzeniem do samej siebie.

Natychmiast zamknęłam kabinę na klucz. Odczekałam jeszcze jakieś pół godziny, usiłując opanować drżenie ciała i łzy, które za cholerę nie chciały przestać płynąć. Kiedy uznałam, że i tak nie poczuję się już lepiej, wyszłam z kabiny na miękkich nogach.

Oparlam się o umywalkę i wbiłam wzrok w lustro.

W tym samym momencie drzwi do toalety otworzyły się i stanął w nich Tony.

Przez chwilę wpatrywał się w moje odbicie w szoku, zapewne zastanawiając się, co robię w męskiej ubikacji. Kiedy jednak dostrzegł, w jakim stanie jestem, twarz mu stężała, a dłonie zacisnęły w pieści.

Zbliżył się do mnie i położył dłoń na moim ramieniu. Wciąż wpatrywał się w moją twarz odbitą w lustrze. Lekko pociągnął moje ramię tak, bym stała przodem do niego.

Wbiłam wzrok w jego klatkę piersiową. Bałam się spojrzeć w jego oczy, które z gniewu teraz zapewne były tak ciemne, jak oczy Luke'a.

Gdy tylko ta myśl wpadła mi do głowy, poczułam, jak żółć podchodzi mi do gardła. Odepchnęłam od siebie Tony'ego i rzuciłam się do kabiny, do której wcześniej zaciągnął mnie Luke.

Nie jadłam nic wcześniej, przez co wymiotowanie było jeszcze okropniejsze. Rzygałam samą wodą, a później już tylko zwinęłam się na podłodze, usiłując zapanować nad konwulsjami i drżeniem ciała.

W końcu udało mi się podnieść do siadu. Zaraz jednak przyciągnęłam kolana do siebie i przycisnęłam dłonie do podbrzusza. Okrutnie bolało.

Z moich ust wydobył się cierpiętniczy jęk. Dyszałam ciężko, czułam, jak się duszę.

Wtem czyjaś sylwetka stanęła nade mną. Pochyliła się, spłukała moje wymiociny i zamknęła deskę sedesową. Delikatnie otarła moje usta papierem.

- Ej, siostra - nie zareagowałam. Za bardzo skupiałam się na tym, by złapać oddech - Hailie!

Ostry głos Tony'ego podziałał na mnie jak uderzenie batem. Skuliłam się. Poczułam, że grozi mi straszne niebezpieczeństwo. Rzuciłam się w stronę drzwi i na czworakach usiłowałam uciec. Złapałam za brzeg umywalki, starając się podciągnąć do pozycji stojącej, lecz nie starczyło mi na to sił. Zachwiałam się i runęłam do przodu.

Wtem czyjeś silne ramię owinęło się wokół mojej talii, tym samym chroniąc przed upadkiem. Nie zważając na moją szarpaninę, Tony przyciągnął mnie do siebie i uwięził w swoich ramionach.

Za wszelką cenę usiłowałam się wyrwać. Dotyk za bardzo przypominał mi o Luke'u. Nie chciałam, by ktokolwiek mnie dotykał, nawet najbliższe mi osoby.

Wtem klatka piersiowa chłopaka zadrżała, a ja usłyszałam melodyjny szept tuż przy swoim uchu.

- All I want is nothing more to hear you knocking at my door.

Znieruchomiałam. Z niedowierzeniem wsłuchiwałam się w nuconą przez brata piosenkę, którą śpiewaliśmy podczas naszego małego karaoke któregoś wieczoru po tym, jak wróciłam ze szpitala.

- When you said your last goodbye, I died a little bit inside.

Tony zaczął delikatnie kołysać moim ciałem. W tamtej chwili jego głęboki głos działał na mnie w uspokajający sposób. Dłonie, którymi wcześniej usiłowałam go odepchnąć, zacisnęłam teraz na przodzie jego bluzy. Wtuliłam twarz w jego pierś. On zaczął subtelnie głaskać moje plecy. Jego dotyk już mi tak nie przeszkadzał.

Po raz pierwszy od bardzo dawna czułam się bezpiecznie.

- But if you love me, why did you leave me.

Z ust wyrwał mi się cichy szloch. Tym razem już nie był spowodowany przerażeniem. Miałam wrażenie, że wszystko co złe, zostało przegnane przez Tony'ego i jego cichy głos.

- All I want is, all I need is to find somebody, I' ll find somebody.

Przez kilka chwil nucił jeszcze spokojną melodię piosenki. Już bez oporu, całkiem poddawałam się jego ruchom. Uległość stała się ostatnio moja druga naturą, ale... W tym przypadku była dobra i odpowiednia.

Tony złożył na moim czole czułego całusa. Poczułam, jak w moim ciele rozlewała się przyjemne ciepło, spowodowane tym gestem. Była to tak miła odmiana od tego, czego doświadczałam ostatnio od Luke'a.

Cała spiełam się na myśl o chłopaki. Tony wyczuł to. Przycisnął policzek do czubka mojej głowy i ani na moment nie przestając delikatnie mnie kołysać, przytulił mnie jeszcze mocniej.

-Ciii... Już dobrze - wyszeptał - Jestem tu.

Przez długi czas wzbraniałam się przed kontaktem fizycznym z braćmi. Teraz jednak zrozumiałam, że to nie samej bliskości się bałam, ale tego, jak zamierzano ją wykorzystać.

-Tony - jęknęłam cicho, wtulając się w jego pierś jeszcze mocniej- Boję się...

I może brzmiało to dziecinnie, ale tak właśnie się czułam. Jak pokrzywdzone dziecko.

Po plecach przeszedł mi zimny dreszcz, gdy pomyślałam o zdarzeniach sprzed ponad pół godziny. Z oczu znów trysnęła fontanna łez. Naprawdę nie miałam już sił walczyć.

- Nie bój się. Teraz już nikt cię nie skrzywdzi.

Tak bardzo chciałam w to wierzyć.

- Ale Tony...

-Ciii - uciszył mnie, lecz musiałam uświadomić go, że właśnie podpisywał wyrok swojej śmierci.

- On chce skrzywdzić nie mnie, ale was.

Wyczułam, jak jego mięśnie się napinają. Cały zesztywniał. Na moment przestał mnie kołysać, ale szybko się opanował.

- Cicho, Hailie. To teraz nieistotne. Wiesz co? Pojedziemy teraz do domu. Porobimy razem co tylko będziesz chciała. Możemy iść do biblioteki, pokażę ci jakieś ciekawe książki, co ty na to?

Potok słów brata skutecznie stłumił mój zapał do tłumaczenia. Nie mialam nawet na to sił, więc tylko pokiwałam głową.

Tony poluzował uścisk i delikatnie mnjie od siebie odsunął. Spanikowana, przylgnęłam do niego i zacisnęłam dłonie me jego bluzie. Z gardła wydostał się szloch.

Byłam taka słaba. Wystarczyła chwila słabości, bym teraz nie była w stanie poradzić sobie sama.

- Hej, hej. Spokojnie. Nigdzie nie idę. Cały czas jestem z tobą.

Tony złożył jeszcze jednego całusa na moim czole, po czym wciąż obejmując mnie ramieniem, wyszliśmy z toalety.

Całkowicie poddałam się jego woli. To on kierował, dokąd idziemy. W tamtej chwili mógłby mnie wyprowadzić w najokropniejsze miejsce, a ja bym nie oponowała.

A może to właśnie dlatego nie walczyłam, bo mu ufałam?

Wsiedliśmy do mojego porsche. Oczywiście to Tony kierował. Nikt nie puściłby mnie za koło w takim stanie. To dobrze. Nie czułam się na siłach, by sterować czymkolwiek.

Tony puścił jakąś losową piosenkę i ani na moment nie przestawał ze mną rozmawiać. W zasadzie to głównie on mówił. Ja tylko czasami coś dodałam, zwyczajnie nie mając ochoty na rozmowę. Doceniałam jednak jego starania.

Tej rozgadanej wersji Tony'ego nie znałam wcześniej. Zapewne była zarezerwowana tylko dla tej załamanej i zagubionej Hailie, którą w tamtej chwili się stałam.

Udało mi się rozluźnić. Kilka razy nawet się zaśmiałam. Zdawało się, że wszystko jest dobrze, dopóki jasny Jeep nie wypchnął naszego samochodu poza jezdnię.

Rodzina MonetWhere stories live. Discover now