13

305 9 5
                                    

-Hailie! Hailie, błagam, obudź się!

Leniwie uniosłam powieki. Przez kilka sekund wpatrywałam się ze zdziwieniem w ciemne oczy Tony'ego, który z niewiadomych powodów płakał.

A później nadeszło oświecenie.

- O Lordzie - wyszeptałam, przypominając sobie o wypadku. Rozejrzałam się wokół.

Obok leżało moje złote porsche, a raczej to, co z niego zostało. Z maski unosił się dym, a cały bok był wgnieciony do środka. Przednia szyba była rozbita, zaś drzwi od strony kierowcy całe we krwi.

Tony.

Usiłowałam podnieść się, lecz wtedy odezwało się moje ciało. Bolało mnie dosłownie wszystko. Szczególnie mocno odczuwałam pulsowanie w prawym ramieniu. Z ust wyrwał mi się cichy jęk.

-Ciii... Nic się nie dzieje - wyszeptał Tony.

Dopiero wtedy dokładniej przyjrzałam się jego twarzy, a wtedy znow jęknęłam, tym razem z przerażenia.

Tuż nad okiem ciągnęła się długa, szarpana rana. Ciekła z niej krew, zalewała całą jego twarz. Wargi miał sine, również zakrwawione. Był upiornie blady, co na pewno nie było efektem tego jednego zadrapania.

-Tony? Wszystko w porządku?

Chłopakowi wyraźnie ulżyło, kiedy się odezwałam. Jednak mi daleko było do spokoju.

Podjęłam kolejną próbę dźwignięcia się do siadu, która tym razem się udała.

-Hailie, kładź się i mnie nie denerwuj - mruknął cicho i położył dłoń na moim ramieniu. Pociągnął mnie w dół, lecz nie na tyle mocno, bym nie była w stanie go nie posłuchać.

Przyjrzałam mu się uważnie. Wtedy dostrzegłam, że cały rękaw jego bluzy jest zakrwawiony.

-Co ci się stało? - zapytałam słabym głosem. Wzrok chłopaka powędrował za moim spojrzeniem.

- Nic poważnego - mruknął, ale ja wciąż nie byłam zadowolona. W końcu westchnął ciężko - Twoja poduszka powietrzna zadziałała prawidłowo, ale zrobiłaby ci krzywdę. Powstrzymałem ją.

Pokręciłam tylko głową. Oh, Tony...

Starając się nie krzywić z bólu, pochyliłam się i otoczyłam brata ramionami. On, z początku zaskoczony tym gestem, szybko zreflektował się i również mnie przytulił.

- To już drugi raz, kiedy masz ze mną wypadek - wyszeptał - Przepraszam za to, że jestem tak chujowym kierowcą.

-Tony, to nie twoja...

- Wzruszająca scena, ale jestem zmuszony ją przerwać.

Nie. To tylko zły sen. To wcale nie...

- Odsuń się od niego.

Tym słowom towarzyszył odgłos odbezpieczania pistoletu.

Natychmiast odsunęłam się od Tony'ego. Przeniosłam przerażony wzrok na Luke' a, który stał oparty o elegancki, czarny samochód.

- Prztrzymajcie go, z łaski swojej - rzucił do dwójki wysokich mężczyzn, którzy wysiedli za nim z samochodu. Natychmiast podeszli do mojego brata i pomimo jego krzyków i protestów, przyszpilili go do drzewa.

- Obiecałeś! - krzyknęłam z wyrzutem do Luke'a - Dałeś słowo, że nie skrzywdzisz żadnego z moich braci, jeśli nic im nie powiem!

Nie musiałam patrzeć na Tony'ego, by wiedzieć o pełnym zawodu spojrzeniu, które mi posyła.

Luke za to uśmiechnął się drwiąco.

-Dotrzymałem słowa, Hailie. Przecież widziałem, jak to twój braciszek pocieszał cię w drodze do tego cudnego auta. Szkoda, że się zmarnowało.

Wdech i wydech. Spokojnie. Złość nic nie pomoże.

-Hailie - przeklęłam w myślach, gdy doszedł mnie głos brata - Kto to jest, do kurwy jebanej?

-Nie interesuj się - warknął w jego stronę Luke. Modliłam się, by Tony siedział już cicho, ale ni byłby sobą, gdyby sobie zwyczajnie odpuścił.

- To ty pieprzyłeś moją siostrę?

Na usta Luke'a wkradł się rozbawiony uśmiech.

-Z sześć, siedem razy w miesiącu od dłuższego czasu - odparł, jakby mówił o pogodzie.

Lordzie. Niedobrze mi.

Odważyłam się odwrócić w stronę Tony'ego. Spodziewałam się, że będzie zły, bo im nie powiedziałam. Nie wiem, będzie na mnie krzyczeć? Na Luke'a?

Na pewno nie przewidziałam, że ujrzę spływające po jego policzkach łzy.

- Czy...Czy to prawda, Hailie? - zapytał drżącym głosem. Tak, kurwa, Tony płakał i drżał mu głos. Dlaczego musiała trafić mu się taka siostra?

- Właśnie, Hailie, odpowiedz bratu - podłapał Luke - Może uwierzy swojej małej siostrzyczce.

Wzięłam głęboki oddech. Znów podniosłam wzrok na Tony'ego. on ani na moment nie oderwał ode mnie spojrzenia. Nie byłam w stanie odezwać się, kiedy on świdrował mnie tymi przerażającymi oczami, które teraz przeze mnie płakały. Dlatego pokiwałam jedynie głową.

Widziałam, jak jego ramiona unoszą się, kiedy brał głębszy oddech.

- Dlaczego nam nie powiedziałaś? 

- Bo kiedy nic wam nie mówiłam, on was nie krzywdził! - krzyknęłam i znowu się rozpłakałam. W przerwach pomiędzy szlochem, kontynuowałam swoją wypowiedź - To dlatego wtedy próbowałam się zabić. Nie miałam już siły, nie byłam w stanie dłużej patrzeć na swoje odbicie w lustrze i nie czuć obrzydzenia do siebie i swojego ciała! Myślałam, że jeśli po prostu zniknę, on was zostawi w spokoju. Ale wtedy Shane... Ty zresztą też...Cierpieliście przeze mnie. Właśnie to usiłowałam ci powiedzieć...

Zamilkłam, dysząc ciężko. Powoli dochodziło do mnie to, co zrobiłam. 

Przeniosłam przerażone spojrzenie na Luke'a. Wpatrywał się we mnie w milczeniu, a w jego spojrzeniu dostrzegłam niebezpieczny błysk. 

- Nieładnie, laleczko - mruknął, a mnie zrobiło się niedobrze na to przezwisko - Wiesz, że obarczając go tą wiedzą, wydałaś na niego wyrok?

-Ja... - zaczęłam, lecz nie dał mi skończyć.

-Cisza. Na razie zajmiemy się tym, co przyjemne. To złe zostawimy na później - wyszczerzył się do mnie psotnie - No chodź do mnie, Laleczko. Czuję niedosyt. W toaletach nigdy nie ma dość miejsca, by się wyszaleć.

- Zostaw ją, pojebie! Jesteś, kurwa, zboczeńcu jebany, już martwy! - wrzeszczał Tony, usiłując wyrwać się ochroniarzom. 

Lecz było już za późno. 

*********************************
Rozdzial miał być dopiero jutro, ale stwierdziłam, że nic się nie stanie jeśli wrzucę dzisiaj❤️

Rodzina MonetOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz